Skromna wygrana Barcelony w debiucie Setiena
Fajerwerków nie było. FC Barcelona skromnie pokonała 1:0 Granadę w ramach 20. kolejki La Liga. Debiutujący na ławce trenerskiej „Blaugrany” Quique Setien może być zadowolony ze swojego premierowego spotkania, choć nadal ma nad czym pracować.
U Leo Messiego bez zmian – znów wpisał się na listę strzelców. Tym razem jego trafienie okazało się decydujące w kontekście końcowego rezultatu (fot. Reuters)
Quique Setien objął stery nad drużyna „Dumy Katalonii” raptem tydzień temu, a już zdążył poczynić dość radykalne zmiany odnośnie reżimu treningowego. W porównaniu ze swoim poprzednikiem,
Ernesto Valverde, u Setiena trenuje dwa, a nie jeden raz w dniu. Co więcej – szkoleniowiec rodem z Kantabrii zarządził jednostki treningowe nawet w dni meczowe, w którym zespół ma szlifować przygotowane uprzednio przygotowane założenia taktyczne i dopiero wtedy trener będzie podawał listę powołanych zawodników na dane spotkanie.
Nowe zasady mają na na celu w pierwszej kolejności zwiększyć możliwości fizycznych piłkarzy (poprzez większość częstotliwość treningów) oraz rywalizację między zawodnikami (za sprawą ogłaszania w ostatniej chwili kadry meczowej). Setien zatem wziął w pierwszej kolejności na warsztat aspekty, z którymi zespół mistrzów Hiszpanii ostatnimi czasy borykał się najbardziej.
Ale przede wszystkim roszada na stołku trenerskim miała za zadania odmienić estetykę gry prezentowanej przez ekipę „Blaugrany”. Era Valverde zapamiętana zostanie w głównej mierze przez pryzmat ospałego, nudnego i po prostu mało atrakcyjnego stylu gry. „Za kadencji Ernesto wyniki były dobre, ale czuliśmy, że dynamika zespołu, a w konsekwencji gra, może być znacznie lepsza” – ocenił Josep Maria Bartomeu, prezes klubu ze stolicy Katalonii.
Tę właśnie upragnioną lepszą grę ma przywrócić ortodoksyjny wyznawca „cruyfizmu” Setien. „Mogę zagwarantować tylko jedną rzecz. Piękną grę” – powiedział na swojej pierwszej konferencji prasowej Setien. I wydawać by się mogło, że nie może być lepszego rywala na sam początek niż Granada, której dyspozycja w ostatnich tygodniach w niczym nie przypomina tej z początku sezonu, kiedy to na moment nawet beniaminek z Andaluzji wskoczył na pozycję lidera.
Jeśli ktokolwiek oczekiwał drastycznej zmiany stylu gry, a oczekiwali wszyscy związani zarówno emocjonalnie, jak i zawodowo z „Dumą Katalonii”, z pewnością się zawiódł. Bo barcelończycy długimi fragmentami meczu przypominali zespół zdominowany pragmatyzmem zwolnionego Valverde niż romantyzm świeżo zatrudnionego Setiena.
Co nie oznacza równocześnie, że ręka byłego szkoleniowca m.in. Betisu czy Las Palmas nie była widoczna. Piłkarze FC Barcelony zmiażdżyli Granadę pod względem ilości wymienionych między sobą podań i ogólnego posiadania piłki (82 do 18 na korzyść podopiecznych Setiena! Tak wysokiego posiadania piłki Barcelona nie zaprezentowała od czasów Pepa Guardioli), ale konkretów z tego – jak na lekarstwo. Niska intensywność konstruowania akcji ofensywnych Katalończyków, że piłkarze prowadzeni przez Diego Martineza mieli wystarczająco dużo czasu, by odpowiednio ustawić boiskowe formacje, tym samym sprawnie neutralizując ataki gospodarzy.
Cierpliwość i konsekwencja w kreacji ataków przyniosły oczekiwany efekt w 76. minucie spotkania. Koronkową akcję zespołową piłkarzy „Dumy Katalonii” z dziecinną łatwością wykończył niezawodny Leo Messi, dla którego było to czternaste trafienie w rozgrywkach hiszpańskiej La Liga. Oglądając bramkową akcję odnieść można nieprzeparte wrażenie, że docelowo właśnie tak ma wyglądać gra FCB pod sterami Setiena – błyskawiczna szybkość, polot i fantazja. Ale aby to osiągnąć, potrzeba czasu oraz pracy, której przed Setienem jeszcze co niemiara. Bo to w końcu nie czarodziej, a trener.
Jan Broda, PilkaNozna.pl