Lech Poznań wykonał wyrok. Pytanie dlaczego o awans trzeba było drżeć w drugim spotkaniu, ponieważ to co zaproponował rywal z Norwegii było wyjątkowo nieporadne. De facto więc daleko należy być od stwierdzenia, że Kolejorz dał koncert, bo zdecydowanie bliżej do konkluzji, że Haugesund to zespół mocno przeciętny, żeby nie powiedzieć dosadniej. W każdym razie Lech swoje zadanie wykonał w stu procentach i mniejsza o okoliczności.
Nie tak swoją przygodę z pucharami wyobrażał sobie Ireneusz Mamrot
Jagiellonia Białystok robotę, którą miała do wykonania, spaprała. Przykra to sytuacja, bo zespół nie został (na razie) rozprzedany, więc trener Ireneusz Mamrot dysponował niemal tym samym materiałem (minus Konstantin Vassiljev, jego rola wiosną była jednak marginalna przez uraz), który miał do dyspozycji Michał Probierz. To nie jest sugestia, że z Probierzem wynik byłby inny, to stwierdzenie, że w Europie jesteśmy wioską, jak to już kilka ładnych lat temu w wywiadzie dla „PN” powiedział Piotr Reiss. A już najbardziej bolesne było bicie głową w mur zawodników Jagi, brak pomysłu, jak ominąć rywala, wypracować dogodną okazję. Czego nie można powiedzieć o pierwszym meczu, bo dziś ogromnego znaczenia nabiera zaprzepaszczona w haniebny sposób przez Novikovasa okazja, więc tego pana trzeba wytknąć palcem w pierwszej kolejności.
Współkomentujący mecz w TVP Sport Robert Podoliński, facet inteligentny, na koniec transmisji wydobył z siebie zdanie, że Jaga może z optymizmem spoglądać w przyszłość. Albo nie wiedział co mówi, albo też należy do grona tych, którzy lubią pompować balonik, nie przejmując się otaczającą rzeczywistością. A ta dla polskiej piłki klubowej jest szara, z niewielkimi przebłyskami. Wina to przede wszystkim klubów. W trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów i Ligi Europy wystąpią zatem tylko trzy polskie zespoły, ile dojdzie do kolejnej?