Jedni woleli jej uniknąć, inni uważają, że to przeciwnik jak najbardziej do przejścia. Steaua Bukareszt, bo o nie mowa jest ostatnim rywalem warszawskiej Legii na drodze do tak upragnionej fazy grupowej Ligi Mistrzów. Co to za rywal i czy na pewno mamy się z czego cieszyć? Przekonajmy się.
Przeklęta ostatnia prosta. Legia przełamie klątwę? – KLIKNIJ!Legia niczym ubogi krewnySteaua to najbardziej utytułowany rumuński klub w historii. W specjalnym pomieszczeniu na trofea na National Stadium pomieszczono aż 24 puchary za mistrzostwo kraju, 21 Pucharów Rumunii i 5 Superpucharów Rumunii. To tylko zdobycze z krajowego podwórka, jednak osiągnięcia stołecznego klubu na arenie międzynarodowej także muszą budzić podziw. Steaua w sezonie 1985-86 sięgnęła po Klubowe Mistrzostwo Europy, dwa lata później doszła w tych samych rozgrywkach do półfinału, a trzy lata później ponownie do finału, w którym została jednak rozgromiona przez Milan. Mało? No to dorzućmy jeszcze do tego Superpuchar Europy z 1987 roku, finał Pucharu Interkontynentalnego z 1986 i półfinał Pucharu UEFA w sezonie 2005-06.
Ktoś powie: Ale to już wszystko było. Nie liczy się przeszłość, a forma piłkarzy w dwóch najbliższych meczach. Racja, ale pozostawianie całej historii i dorobku Steauy całkowicie z boku w kontekście zbliżającej się rywalizacji z Legią byłoby czymś absolutnie niedopuszczalnym. To bowiem pozwala nam jeszcze lepiej uzmysłowić sobie, że podopieczni
Jana Urbana nie trafili na przysłowiowych „ogórków”, a kondycja rumuńskiego futbolu klubowego od lat jest zdecydowanie lepsza od polskiej. Właściwie… jakiekolwiek porównania naszych krajów na płaszczyźnie klubowej, to jak stawienie obok siebie dobrej klasy mercedesa z polonezem. Niestety.
Co ważniejsze, o sile Steauy nie stanowią sprowadzani z zagranicy piłkarze, przypadkowe transfery czy emerytowane gwiazdy, które przyjechały do słabszej ligi, by odcinać kupony na stare lata. W kadrze ekipy z Bukaresztu większość stanowią Rumuni wśród których największymi gwiazdami są
Cristian Tanase,
Ciprian Tatarusanu,
Mihai Radut czy też
Gabriel Matei. Grupę lokalnych piłkarzy uzupełniają dobrzy obcokrajowcy. Furorę w formacji obronnej Steauy robi reprezentant Polski,
Łukasz Szukała, a oprócz tego w kadrze możemy znaleźć takich graczy jak
Nikolić,
Piovaccari,
Georgievski i
Tatu. Na postronnym kibicu takie nazwiska zapewne wielkiego wrażenia nie robią, jednak jeśli ktoś choć trochę orientuje się w realiach rumuńskiego futbolu, ten dobrze wie, że Legia będzie mieć z tymi rywalami sporo pracy.
Szaleniec za steramiMówiąc o najbardziej utytułowanej drużynie w historii rumuńskiego futbolu nie sposób nie wspomnieć o jej prezydencie.
Gigi Becali, bo o nim mowa, to taki miejscowy odpowiednik
Józefa Wojciechowskiego i
Bogusława Leśnodorskiego, tylko sto razy „lepszy”. Kompletnie nieobliczalny, nie zważający na konwenanse i kierujący swoim klubem, a także zespołem jak twierdzą wtajemniczeni, twardą ręką. Nie szczędzi sił i środków, by Steaua stale robiła postępy, jednak nie przebacza wpadek i warcholstwa. Jeśli ktoś mu podpada, od razu szuka sobie nowego pracodawcy, bo w Bukareszcie nie miał już miejsca. Becali nie jest postacią kryształową. Jego podejrzane interesy, oferowanie rywalom walizek z pieniędzmi sprawiły, że swego czasu trafił nawet za kratki. Mimo tego trwa na swoim posterunku i ma zamiar wprowadzić swój zespół do Ligi Mistrzów.
No i na końcu jeszcze kilka słów o kibicach. Nowy stadion Steauy otworzony w 2011 roku może pomieścić ponad 55 tysięcy widzów. W krwi większości z nich płynie gorąca bałkańska krew, a chyba nie trzeba nikogo uświadamiać jak wygląda doping w krajach tego regionu. Piłkarze Legii muszą przygotować się na naprawdę gorącą atmosferę i chociaż są przyzwyczajeni do ryku „Żylety” to w Bukareszcie nogi mogą się pod nimi ugiąć. Na całe szczęście, to nie kibice, a piłkarze będą walczyć o Ligę Mistrzów, a tu szanse są wyrównane. Chociaż nie miejmy złudzeń, to nie mistrzowie Polki będą w tym starciu rozdawać karty.
Na dwoje babka wróżyła
Sprawdźmy jeszcze co o szansach Legii w starciu ze Steauą myślą fachowcy. Zdaniem byłego reprezentanta Rumunii, Dana Petrescu, to jego rodacy awansują do fazy grupowej Ligi Mistrzów. – Moim zdaniem zespół z Bukaresztu będzie zdecydowanym faworytem tego dwumeczu. Od początku sezonu prezentuje wysoką i równą formę – powiedział. Nieco więcej szans dla Wojskowych widzi Tomasz Sokołowski. Jego zdaniem, Legia musi zagrać swój absolutnie najlepszy futbol, by pokusić się o wyeliminowanie wyżej notowanego rywala. – Oczywiście to jest dwumecz i trzeba zagrać rozważnie, ale przy tym mieć sytuacje swoją i ją wykorzystać. Steaua to bardziej ograny zespół w pucharach, ale my mamy też swoje atuty.
Wątpliwości nie ma za to wspomniany już wcześniej Leśnodorski. Prezes Legii wierzy w swoim piłkarzy i jest przekonany, że Steaua nie jest tak straszna jak ją malują. – Nie podejmę się określenia procentowego szans Legii na awans, ale sądzę, że nasze są większe – zdradził. Czy aby nie była to zbyt optymistyczna opinia? Przekonamy się za nieco ponad tydzień.