Ruch spada po golu ręką, czyli czekanie na VAR. Dla wszystkich!
Niedawno robiłem do „PN” wywiad z Rafałem Siemaszką. Fajny gość, normalny, chodzący po ziemi, różny od wielu zawodników. Absolutnie nie wymyśliłbym tego, że posunie się do takiego oszustwa na boisku. Bo to co zrobił tak właśnie trzeba nazwać.
Tomasz Musiał w Gdyni się nie popisał… łagodnie to ujmując (fot. Łukasz Skwiot)
Być może zadział impuls, sytuacja była dynamiczna, więc nie pomyślał, co czyni. Ale jak w przerwie zaczął opowiadać, że sposób strzelenia gola pozostanie jego tajemnicą, kiedy i tak już wszyscy widzieli powtórki, powoływać się na Henry’ego, który w podobny sposób wprowadził Francję na duży turniej, czy mówić o tym, że szczęściu trzeba dopomóc – ręce mi opadły. Wyniki ułożyły się w ogóle tak, że gdyby nie „gol” Siemaszki, Ruch Chorzów przed ostatnią kolejką miałby szanse na utrzymanie. W sensie sportowym oczywiście, bo pamiętajmy, że Niebiescy licencję na grę w ekstraklasie w przyszłym sezonie mają obecnie zawieszoną, a co będzie z tym tematem dalej, rozstrzygnie się na początku przyszłego tygodnia. W każdym razie, szanse na boisku miałby wcale niemałe, bo wygrana z Górnikiem Łęczna i strata punktów przez Arkę w Lubinie oznaczałyby utrzymanie. A tak jest spadek. Mając na uwadze to wszystko, co dzieje się w Chorzowie w ostatnich miesiącach, Ruch pewnie na miejsce w ekstraklasie nie zasługuje, ale na spadek po golu straconym po „strzale” ręką, też nie zasłużył. Bo nikt nie zasłużył, nie zasługuje i nie zasłuży. A w tym wszystkim nie zapominajmy też o sędziach, bo Tomasz Musiał tego gola uznał i na nic zdały się konsultacje z asystentem. Krótko mówiąc – wyszło beznadziejnie.
Zbigniew Boniek zapowiada, że w przyszłym sezonie sędziowie będą korzystać z systemu VAR. I trzeba temu pomysłowi przyklasnąć, słuszna to idea, bo nie dopuści do wypaczania wyników przez arbitrów. Szkopuł w tym, że według słów prezesa PZPN mecz obsługiwane przez VAR będą losowane, czyli to szczęście spotka najważniejsze spotkanie w kolejce, natomiast pozostałe dwa wskaże los. Nie podoba mi się ten pomysł, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że za takim rozwiązaniem przemawiają koszty. Bo mimo że będziemy mieli w lidze VAR, to jaka jest pewność, że uda się uniknąć takiej sytuacji, jak gol strzelony ręką przez Siemaszkę w końcówce sezonu? A chyba temu ten system ma służyć, prawda? Może na takie spotkanie VAR zostanie wylosowany, a może nie zostanie. Poza tym, lepiej byłoby, gdyby wszyscy grali na tych samych warunkach. A tak to jednym ujdzie coś na sucho, a innym już nie ujdzie.
Prace nad VAR nabrały tempa, jutro odbędą się testy off-line systemu w trakcie meczu Korony Kielce z Legią Warszawa, choć jeszcze kilkanaście dni temu Łukasz Wachowski, który z ramienia PZPN odpowiada za wdrożenie VAR w Polsce mówił mi, że testy rozpoczną się dopiero w przyszłym sezonie. Ja nie jestem pewny, że tak wysokie tempo w tym przypadku jest wskazane. Lepiej wszystko dokładnie przygotować, przeszkolić ludzi i niech VAR zacznie być stosowany na przykład od początku rundy finałowej następnego sezonu. Za to w każdym meczu. Wtedy będzie po prostu sprawiedliwie, po równo dla wszystkich. I na pewno unikniemy takich brzydkich obrazków, jak gol strzelony ręką w końcówce sezonu, który przesądza o spadku z ekstraklasy jednej z drużyn.