Real zdobywcą Superpucharu Hiszpanii
Real Madryt pokonał Atletico Madryt po serii rzutów karnych w finale Superpucharu Hiszpanii 4:1. Jest to pierwsze trofeum w tzw. „drugiej erze Zidane’a”.
Królewscy wywalczyli pierwsze trofeum od zdobycia ostatniej Ligi Mistrzów (fot. Reuters)
Najdziwniejszy Superpuchar Hiszpanii w historii właśnie dobiegł końca. Najdziwniejszy, bo bezprecedensowo triumfowała w nim drużyna, która w poprzednim sezonie nie zdobyła ani mistrzostwa Hiszpanii, ani nawet Pucharu Hiszpanii, a sam mecz odbył się w Arabii Saudyjskiej.
To efekt reformy wprowadzonej przez
Luisa Rubialesa, prezesa Królewskiego Hiszpańskiego Związku Piłki Nożnej. Wedle nowego formatu rozgrywek o superpuchar rywalizują mistrz Hiszpanii, triumfator Pucharu Hiszpanii oraz dwie najlepsze drużyny ubiegłego sezonu w ligowej klasyfikacji, które mierzą się w formule „final four”.
Tym samym w bieżącym roku do walki o superpuchar przystąpili FC Barcelona (mistrz Hiszpanii), Valencia (zdobywca pucharu Hiszpanii), Atletico Madryt (wicemistrz Hiszpanii) i Real Madryt (najbardziej utytułowana drużyna w rozgrywkach pucharu Hiszpanii).
Zarówno „Duma Katalonii”, jak i „Nietoperze”, odpadli w półfinałach, co oznaczało, że w finale staną naprzeciwko siebie dwie ekipy z Madrytu, jednak mając w pamięci ostatnie starcie Realu i Atletico z września (bezbramkowy remis po bardzo przeciętnym meczu), trudno było oczekiwać, że będziemy świadkami wielkiego widowiska.
Zapewne wielu kibiców oglądając poczynania boiskowe madryckich zespołów doświadczyło swego rodzaju deja vu. Bo superpucharowy mecz był do złudzenia podobny do wrześniowej konfrontacji – dużo walki w środkowej strefie boiska, dużo przewinień, niezbyt wysoka intensywność i równie mało stuprocentowych sytuacji bramkowych.
Co nie oznacza równocześnie, że ani podopieczni Zinedine Zidane, ani zawodnicy prowadzeni przez Diego Simeone, nie próbowali umieścić piłki w siatce. Owszem, próbowali, tylko że za każdym razem finalnie bez upragnionego skutku.
W 15. minucie
Sergio Ramos posłał niecelne podanie, które na wysokości linii wyznaczającej koniec pola karnego przejął zupełnie niepilnowany
Joao Felix. Młodziutki Portugalczyk, niewiele myśląc, postanowił oddać strzał, jednak jego uderzenie zakończyło swój lot nie między słupkami, ana bandach reklamowych.
W 51. minucie Luka Jović wymanewrował przed polem karnym defensorów „Los Colchoneros”, wpadł w obręb szesnastki i posłał płaskie uderzenie i niewiele brakowało, by wyprowadził Real na prowadzenie – futbolówka minęła o centymetry słupek bramki strzeżonej przez Jana Oblaka.
W 61. minucie Federico Valverde znalazł się w doskonałej sytuacji do zdobycia gola, jednak piłka po strzale głową z bliskiej odbiła się od jego kolana.
W 80. minucie Alvaro Morata oddał strzał z ostrego konta w kierunku bliższego słupka, ale Thibaut Courtois stanął na wysokości zadania i wybronił strzał.
Minuty nieuchronnie upływały ku końcowi regulaminowego czasu gry, a bramkowa impotencja obu drużyn trwała w najlepsze. To oznaczało tylko jedno – zwycięzca zostanie wyłoniony przez dogrywkę.
W 115. minucie meczu Alvaro Morata otrzymał prostopadłe podanie z głębi pola i wyszedł na sytuację na sytuację sam na sam. Spóźniony Fede Valverde, chcąc powstrzymać hiszpańskiego napastnika, wykonał brutalny wślizg od tyłu. Prowadzącemu arbitrowi Jose Sanchezowi nie pozostało nic innego, jak wyciągnąć kartkę koloru czerwonego i zaprosić Valverde do zejścia do szatni.
Ostateczni dodatkowe trzydzieści minut okazało się niewystarczające, by poznać zdobywcę Superpucharu Hiszpanii. A więc wojna nerwów – konkurs rzutów karnych. I tejże właśnie wojny nerwów gracze „Los Rojiblancos” nie wytrzymali. Najpierw Saul trafił w słupek, strzał Thomasa został obroniony przez Thibauta Courtoisa i tylko Kieran Trippier nie pomylił się. Z kolei piłkarze „Królewskich” byli bezbłędni. I dzięki temu wznieśli Superpuchar Hiszpanii.
Jan Broda, PilkaNozna.pl