Kontuzja Neymara nie jest wcale najlepszą wiadomością dla kibiców Realu przed rewanżem z Paris SG. Oto bowiem dziesięć dni przed tą konfrontacją, w ligowym starciu z Alaves, nastąpiło spektakularne zmartwychwstanie madryckiego tercetu BBC – potwierdzone następnie zwycięstwem z Getafe w ostatnią sobotę.
LESZEK ORŁOWSKI
A wiadomo przecież, że kiedy Bale, Benzema i Cristiano złapią wiatr w żagle, to są w stanie zmieść z powierzchni ziemi każdego rywala, z PSG w pełnym w składzie włącznie. Jeszcze dwa tygodnie temu wszyscy eksperci byli w zasadzie zgodni, że droga Realu do kolejnych triumfów prowadzi przez wymienienie latem dwóch trzecich linii ataku, a do zwycięstwa w tej edycji Ligi Mistrzów – przez akcje i gole Marco Asensio. Jakim cudem ogląd sytuacji zmienił się o 180 procent dzięki dwóm meczom? Jakie perspektywy rysują się przed każdym z trzech gwiazdorów? W jakich są nastrojach?
Terapia Ławkowa i czwarty Beatles
Zinedine Zidane wkrótce po objęciu stanowiska trenera Realu w styczniu 2016 roku ogłosił, że pozycja każdego (zdrowego) z członków znakomitego tria w wyjściowej jedenastce nie podlega dyskusji. I wszystko wskazywało na to, że z tym dogmatem na ustach zamierza umrzeć. O ile w przypadku Ronaldo konsekwencja trenera nie budziła zastrzeżeń, o tyle hołubienie w tym sezonie często bezproduktywnych Walijczyka i Francuza jawiło się jako gruby błąd, strzelanie sobie w stopę. Jeśli któryś z tych piłkarzy zaczynał ważny mecz na ławce rezerwowych, to tylko dlatego, że właśnie po wyleczeniu jakiejś kontuzji wracał do meczowej kadry i nie mógł jeszcze wystąpić przez całe spotkanie. Ewentualnie wchodziło jeszcze w grę zmęczenie zgłoszone przez zawodnika albo oszczędzanie jego sił na spotkanie jeszcze ważniejsze. Niezadowolenie z ich formy Zizou manifestował tylko zdejmując graczy na długo przed końcem spotkania, co jednak jest pomniejszą szykaną. Aż tu nagle… Istotny mecz ligowy z Betisem 18 lutego w pełni zdrowy Benzema zaczął na ławce rezerwowych, by wejść dopiero w 89 minucie. A 14 lutego Bale dostał obuchem w głowę zasiadając na ławce w kluczowym starciu z PSG. W Hiszpanii nikt nie miał wątpliwości: to był pierwszy w istocie rzeczy przypadek, kiedy Zidane zastosował wobec swych gwiazdorów terapię ławką.
Skoro przeciwko Alaves obaj zagrali wybornie, to nasuwa się konkluzja, iż wystarczyła jedna dawka owego panaceum by osiągnąć efekt. Ale rzecz być może nie w tym, lecz w systemie jaki Zizou obrał na ten mecz. Otóż Real zagrał w ustawieniu 1-4-4-2, które jednak częściej wyglądało jak 1-4-2-4, bo boczni pomocnicy: Bale z lewej i Lucas Vazquez z prawej strony bardziej przypominali skrzydłowych. Walijczyk w zasadzie pierwszy raz odkąd jest w Realu, a na boisku przebywa także Cristiano, został umieszczony na swojej ulubionej pozycji, „której nigdy nie powinien był opuszczać” – jak napisał po tym spotkaniu dziennikarz „Marki”. Natomiast Vazquez okazał się idealnym uzupełnieniem tercetu, prawdziwym czwartym muszkieterem albo Beatlesem: grał bardzo szeroko, w związku z czym obaj napastnicy: CR i Benzema oraz Bale mogli cały czas pozostawać w świetle bramki, na pozycjach strzeleckich. Efekt był taki, że BBC przeprowadzili ze sobą 39 akcji, każdy z nich strzelił gola – co poprzednio zdarzyło się 16 kwietnia 2016 roku. Dla porównania: w innych meczach ligowych obecnego sezonu, które zaczynali wszyscy w jedenastce, przeprowadzili 14 wspólnych akcji (z Valencią) i 11 (z Levante). Benzema grał przeciwko Alaves pechowo i nieskutecznie, ale tak wspaniale i ofiarnie – przy drugim golu sam zabrał piłkę rywalowi i wyłożył ją Bale’owi – że Cristiano oddał mu karnego w końcówce. – To pokazuje, jakich duch panuje w naszej szatni – od razu powiedział Keylor Navas. Bale po raz pierwszy od 20 września dotrwał na boisku do końca. Real znokautował rywala, który pod wodzą Abelardo jest trudny dla każdego i traci mało goli: sześć we wcześniejszych sześciu ligowych potyczkach.
Real natomiast strzela ich ostatnio bardzo dużo. Od 21 stycznia, kiedy to uległ Villarrealowi – i pomijając nieudane starcia z Leganes w Copa del Rey, w których grali rezerwowi – zdobył 36 bramki w dziewięciu meczach. Wprawdzie w 26 kolejce przegrał z Espanyolem, ale pechowo, a ponadto tego dnia Zidane dał odpocząć, myśląc już o rewanżu z PSG, Cristiano i Benzemie. O kryzysie tak czy owak nikt już nie mówi, wpadka na Cornella El Prat humorów nie popsuła. Wszyscy zgadzają się z Raulem, który obwieścił, że cykl tego zespołu bynajmniej się jeszcze nie skończył. „Być może dni chwały BBC wcale jeszcze nie odeszły do przeszłości” – napisał „As”.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (10/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”