Pułapka na lidera. Czy Lech przezwycięży wyjazdowe trudności?
Teoretycznie Kolejorz nie ma powodów do niepokoju. Wystartował z przytupem, a w drugiej wiosennej kolejce przyjdzie mu grać z jedną z najsłabszych drużyn Ekstraklasy. Spotkanie w Gdańsku to jednak klasyczna pułapka zastawiona na lidera tabeli.
Podczas inauguracji w Lechu zgadzało się wszystko – może z wyjątkiem początkowych 80 sekund, kiedy pozwolił Widzewowi na zdobycie nieuznanej ostatecznie bramki. Drużyna Nielsa Frederiksena zagrała koncertowo, wysyłając reszcie ligi sygnał: od początku wrzucamy wysoki bieg i nie zamierzamy oglądać się za siebie.
Lech zaimponował przygotowaniem fizycznym. Daniel Hakans wykonał najwyższą w historii Ekstraklasy liczbę sprintów, cały zespół wykręcił pod tym względem najlepszy wynik ligi w sezonie, z kolei Antoni Kozubal przebiegł ponad 13 kilometrów. W postawie poznańskiej drużyny nie było aspektu, który budziłby wątpliwości w kontekście kolejnych wyzwań.
OD PAŹDZIERNIKA BEZ WYGRANEJ
Wbrew pozorom wyjazd do Trójmiasta nie będzie dla Kolejorza formalnością. Słowo klucz to właśnie „wyjazd”. Z czterech ligowych porażek, których Lech doznał w bieżącym sezonie, trzy miały miejsce w delegacjach – w Łodzi, Krakowie (konfrontacja z Puszczą Niepołomice), a także w Zabrzu. Poza Bułgarską zespół Frederiksena traci płynność gry, daje się zaskoczyć w fazach przejściowych, ma problemy z powstrzymywaniem kontrataków.
Zawodzi również skuteczność: w dziewięciu meczach na stadionach przeciwników strzelił dziesięć goli, co stanowi dopiero dziesiąty wynik w stawce. Tylko w trzech przypadkach wielkopolska drużyna była w stanie zdobyć więcej niż jedną bramkę. Po raz ostatni w rywalizacji z Cracovią. Od tamtej pory, czyli od połowy października, Lech czeka też na wygraną poza Poznaniem.
10
bramek zdobył w tym sezonie lider Ekstraklasy w meczach wyjazdowych. Lepszym wynikiem może pochwalić się aż dziewięć drużyn.
Wyjazdy kończące 2024 rok były najsłabszymi występami Kolejorza w tym sezonie Ekstraklasy. Zarówno przeciwko Piastowi Gliwice, jak i mierząc się z Górnikiem, zawodnicy Frederiksena wyglądali nieporadnie, ich poczynaniom brakowało myśli przewodniej, na bardzo niskim poziomie stała organizacja po stracie piłki.
Imponujący występ z Widzewem sugeruje, że kiepski okres odszedł w zapomnienie. Jednak dopiero w niedzielę Lech udzieli odpowiedzi, czy faktycznie poradził sobie z późnojesiennymi problemami.
– Przygotowania do potyczki z Lechią zaczęliśmy od zera. Nasz przeciwnik bardzo potrzebuje punktów, a na swoim stadionie potrafi je zdobywać. Mamy świadomość, że czeka nas niełatwe zadanie, dlatego podchodzimy do niego bez hurraoptymizmu – stwierdził trener Frederiksen.
ZE STREFĄ SPADKOWĄ Z RÓŻNYM SKUTKIEM
Czujność w Trójmieście jest od lidera wymagana tym bardziej, że nie ma stuprocentowej skuteczności z rywalami walczącymi o ligowy byt.
Kolejorz trzy razy stawał w szranki z zespołami, które przed daną kolejką znajdowały się w strefie spadkowej. Jedynie w Mielcu wygrał w sposób przekonujący. Przeciwko Śląskowi Wrocław męczył się niemiłosiernie, odnosząc przed własną publicznością minimalne zwycięstwo nad zorientowanym wybitnie defensywie oponentem.
Trener Niels Frederiksen zachowuje ostrożność po triumfie nad Widzewem, a przed wyjazdowym meczem z Lechią (Foto Pawel Jaskolka / PressFocus)
Najbardziej cierpiał jednak w konfrontacji z Puszczą – nie tylko z powodu pomyłki sędziowskiej, która zmusiła go do walki w dziesiątkę przez niemal 70 minut. Przede wszystkim Lech popełnił mnóstwo prostych błędów na swojej połowie, nie radząc sobie z agresywnie grającymi gospodarzami. A tego typu przeciwnik stanie naprzeciw poznańskiej drużyny w niedzielne popołudnie.