Od początku sezonu trenerzy Legii mogą być pewni jednego – Jarosław Niezgoda, kiedy ma sytuację, raczej jej nie marnuje. To w dużej mierze na barkach napastnika spoczywa poprowadzenie drużyny do dubletu. Puchar Polski już ma, teraz czas na mistrzostwo.
ROZMAWIAŁ PAWEŁ GOŁASZEWSKI
Statuetka dla najlepszego zawodnika finału Pucharu Polski to najcenniejsze indywidualne wyróżnienie w karierze?
Wydaje mi się, że tak – mówi napastnik Legii (na zdjęciu). – Poprzednie odbierałem jako junior albo trampkarz. W seniorskiej karierze jeszcze nie otrzymałem indywidualnego wyróżnienia.
Puchar Polski to z kolei pierwszy poważny sukces Legii, do którego dołożyłeś sporą cegiełkę.
Jestem z tego powodu bardzo zadowolony, ponieważ w dużej mierze przyczyniłem się do triumfu. Dwa lata temu też byłem z drużyną w finale, ale w zupełnie innej roli. W całej edycji nie rozegrałem chyba nawet minuty.
Ile razy w tym sezonie słyszałeś hasło „Jarosław, Legię zbaw”?
Kiedy Kuba Szumski był w Legii, często to powtarzał. Widziałem różne komentarze, ale podchodzę do tego z dystansem.
Jesteś legijnym amuletem – kiedy w lidze strzelałeś, to drużyna tylko dwa razy przegrała.
To muszę teraz strzelać w każdym meczu! To jest przepis na mistrzostwo. Często trafiałem na 1:0 i to jest dla nas klucz w bieżącym sezonie. Po pierwszej bramce idzie nam łatwiej, kruszymy mur i rywal musi się otworzyć.
Rok temu powiedziałeś, że na koniec 2017 roku będziesz w pierwszym składzie Legii, która będzie liderem Ekstraklasy, a ty liderem klasyfikacji strzelców. Tylko tego ostatniego nie spełniłeś.
Dwa na trzy trafiłem, proszę wybaczyć to ostatnie (śmiech).
Wtedy też słyszałem, że Jarek Niezgoda to skromny chłopak, a dzisiaj widzę piłkarza pewnego siebie.
To przychodzi naturalnie wraz z doświadczeniem. Wywalczyłem miejsce w pierwszym składzie, strzelam gole i to dodaje tej pewności. Coraz lepiej znam ligę, realia i wiem, na co mnie stać.
Pracujesz nad mentalnością?
Nie korzystam z pomocy trenerów mentalnych. Stres i tremę czułem w pierwszym spotkaniu, teraz umiem sobie z tym radzić. Ta wyjątkowa adrenalina zawsze mi towarzyszy, ale po pierwszym gwizdku mija.
Ale na lekcje języka angielskiego uczęszczasz nadal. Motywacją jest transfer?
Uważam, że każdy zawodnik, który chce się rozwijać i myśli o tym, żeby kiedyś spróbować swoich sił za granicą, powinien komunikować się w obcym języku. Zresztą teraz też potrzebuję znać język angielski, ponieważ mamy w zespole wielu obcokrajowców i jest nam łatwiej się dogadywać. Angielski jest językiem urzędowym w naszej szatni. Trener mówi po angielsku, więc na odprawach trzeba być uważnym i słuchać.
Jesteś zadowolony z formy w tym sezonie?
Apetyt rośnie w miarę jedzenia… Chciałbym więcej meczów, goli, asyst. Z drugiej strony gdybyś zapytał przed sezonem kibiców na ulicy, czy postawiliby na mnie, to raczej nie spodziewałbym się oszałamiającej liczby wskazań.
Z pierwszego składu też łatwiej wywalczyć nowy kontrakt.
Najłatwiej!
„Przegląd Sportowy” podał, że masz wpisaną klauzulę 10-12 milionów euro. Czujesz się wart takiej kasy?
Jestem raczej zwolennikiem stwierdzenia, że jesteś tyle wart, ile ktoś za ciebie zapłaci. Myślę, że ta kwota nie odegra większego znaczenia. Jeśli przyjdzie oferta za jakiś czas, która zadowoli klub i mnie, to zastanowimy się wspólnie nad wszystkimi rozwiązaniami. Może za sezon, może dwa, te liczby będę miał jeszcze lepsze…
Prezes Dariusz Mioduski powiedział, że nie odejdziesz za mniej niż 10 milionów. To ciąży czy mobilizuje?
Przede wszystkim mam ważny kontrakt i żebym odszedł, musi zgodzić się klub. Oferta musi być korzystna dla dwóch stron. Cieszę się, że jestem w klubie doceniany, ale ta informacja nie wpłynęła w wielkim stopniu na moje życie. Robię swoje najlepiej, jak umiem.
Byłeś bardzo zły, kiedy trenerzy stawiali na Armando Sadiku, a nie na ciebie?
Każdy profesjonalny piłkarz chce grać, a nie siedzieć na ławce.
No tak, ale przyszedł nowy napastnik, który nie spełniał oczekiwań, a na ławce siadał ten, który zawsze coś ukłuł. Michał Kucharczyk od lat jest w podobnej sytuacji.
Kuchy King jest niezastąpiony. Lata mijają, trenerzy i zawodnicy przychodzą lub odchodzą, a Michał ciągle jest i strzela ważne gole. Trenera Romeo Jozaka przekonałem po trzech meczach i wskoczyłem do jedenastki.
Jakie to uczucie schować ferrari do garażu?
Nie wchodzę w tę grę.
Mieliście z Sadiku bliższą relację?
Raczej nie. Po prostu koledzy z drużyny, ale na spacery razem nie chodziliśmy.
Myślałeś, że walka o tytuł będzie w tym sezonie tak wyrównana?
Liczyliśmy, że w tym momencie będziemy w trochę innym miejscu. Nie chcieliśmy powtarzać tej gonitwy, jak w ostatnich dwóch sezonach. Mieliśmy słabsze chwile, ale ostatnio wszystko wygląda coraz lepiej. My, Lech i Jagiellonia cały czas jesteśmy blisko siebie i zapowiadają się emocje zapewne do ostatniej kolejki.
W sieci pojawia się mnóstwo komentarzy, że nazwa Lotto Ekstraklasa jest adekwatna do obecnej sytuacji w lidze.
Wiadomo, że chcielibyśmy patrzeć z kilkupunktową przewagą na innych. Niestety nie wszystko poszło po naszej myśli i trzeba było przez długą część sezonu gonić.
Nie jesteś zdziwiony, że Legia, która ma 11 porażek i rozgrywa jeden z najgorszych sezonów od lat, cały czas jest w czubie?
To jest rzeczywiście dziwny sezon. Gramy w kratkę. Ostatnie mecze pokazały, że o naszą formę można być trochę spokojniejszym na te kluczowe mecze.
Wisła Płock będzie rozdawała karty?
Najważniejsze, że jesteśmy zależni tylko od siebie. Wygramy wszystko i będziemy mieli pierwsze miejsce. Oczywiście, że zerkamy na wyniki innych drużyn, ale priorytetem jesteśmy my.
Jak się zmieniłeś przez ten sezon?
Nie urosłem, przytyłem może 2-3 kilogramy…
A piłkarsko?
Nie lubię siebie oceniać. To oddaję dziennikarzom oraz przede wszystkim trenerom. Wiem, że muszę poprawić grę tyłem do bramki z przeciwnikiem na plecach. Często zbyt łatwo tracę piłkę. W drybling też muszę wchodzić zdecydowanie szybciej… W meczu z Wisłą mi wyszło, ale sędzia uznał zupełnie coś innego.
Dodawałeś wtedy coś od siebie?
To naturalne w takiej sytuacji. Ja poczułem kontakt i upadłem. Nie chcę do tego wracać.
Wiesz, że w tym sezonie będziesz prawdopodobnie najbardziej wyjątkowym napastnikiem Legii od lat?
Dlaczego?
Ostatni raz Polak był najskuteczniejszym piłkarzem warszawskiego klubu w lidze w sezonie 2009-10. Pamiętasz kto?
Nie mam pojęcia.
Bartłomiej Grzelak i Maciej Iwański mieli po sześć goli. Od tamtej pory sami obcokrajowcy.
No tak, ale od tamtej pory w ataku grali sami piłkarze z zagranicy: Ljuboja, Radović, Sa, Nikolić… Fajnie, jeśli uda mi się to przerwać i oby tak zostało na dłużej!
Liczyłeś, że selekcjoner Adam Nawałka sprawdzi cię w marcowych meczach towarzyskich?
Skłamałbym, mówiąc, że po cichu nie liczyłem na powołanie. Szczególnie po tym, jak w pierwszych meczach strzeliłem kilka goli. Później coś się zablokowało. Może gdybym co mecz był bardziej regularny, zdobywał więcej bramek, to bardziej bym oczekiwał na wiadomość od selekcjonera.
Szansę dostał Dawid Kownacki, który grał mniej od ciebie i ma mniej goli…
…ale gra w lidze włoskiej. Kownasia pamiętam z kadry młodzieżowej i wtedy też był przede mną w hierarchii. Może kiedyś się z nim zrównam albo go wyprzedzę i obaj będziemy zadowoleni.
Kiedy był dzień powołań, odświeżałeś skrzynkę e-mailową?
Graliśmy wtedy mecz, więc byłem skoncentrowany na spotkaniu.
Ale miałeś informacje, że selekcjoner cię obserwuje?
Tak. Dotarły do mnie informacje, że sztab kadry mnie oglądał. Moim zdaniem, z Legii jest najbliżej w Polsce do drużyny narodowej. Selekcjoner jest na wielu naszych spotkaniach, więc na pewno wie, jak się nazywam. Nie ma jednak sensu gdybać. Wszystko przyjdzie w swoim czasie. Od przekonywania trenera jest boisko.
Kibicowałeś Legii w dzieciństwie?
Nie śledziłem z zapartym tchem polskiej ligi. Od zawsze natomiast kibicowałem Liverpoolowi.
W bursie mieliście podziały?
Jak wszędzie: z jednej strony Real, z drugiej Barcelona…
Ile jest prawdy w tym, że jako młody zawodnik nie chciałeś jeździć na kadrę województwa?
Byłem zupełnie innym człowiekim niż teraz. Bardzo nieśmiały, wyciszony… Nie wiem dlaczego, ale szukałem często wymówek. Kadry wojewódzkie mnie trochę odstraszały. Nowi ludzie, nowi trenerzy, nowe relacje – przerażało mnie to.
Na Puchar Tymbarku też nie pojechałeś…
Akurat miałem chyba pierwszą komunię, więc byłem usprawiedliwiony. Wtedy grał rocznik starszy, ja zawsze rywalizowałem z rok starszymi kolegami.
Przed dziewczynami też uciekałeś?
Wówczas tak, teraz nawet w tej kwestii mogę powiedzieć, że jestem pewniejszy siebie, bardziej otwarty na innych. Pod tym względem się zmieniam.
Myślisz, że gdybyś jeździł na kadry wojewódzkie, to ktoś by cię wypatrzył wcześniej i dostałbyś na przykład powołanie do juniorskiej kadry Polski?
Uważam, że nie. W tym wieku nie byłem na poziomie reprezentacyjnym. Nawet w kadrze wojewódzkiej byli lepsi. Nie byłem pierwszym wyborem. Dopiero w wieku juniora się rozwinąłem. Z tamtych zawodników, których pamiętam, mało kto gra na wyższym poziomie.
Nagle znalazłeś się w kadrze na młodzieżowe mistrzostwa Europy. Byłeś zaskoczony?
Grałem regularnie w Ekstraklasie, strzeliłem kilka goli, trener powołał mnie na zgrupowanie kilka miesięcy przed turniejem, więc liczyłem, że znajdę się w kadrze na finały. Bardziej byłem zaskoczony, kiedy dostałem powołanie na konsultację jako zawodnik Wisły Puławy. Nie spodziewałem się, że ktoś z drugiej ligi może się znaleźć w kadrze.
Jaka wtedy była atmosfera w drużynie? Nieźle oberwaliście po nieudanym turnieju…
Uważam, że oczekiwania kibiców wobec naszej drużyny były jednak zbyt duże. Patrząc na inne zespoły, mieli zawodników bardziej doświadczonych i wyglądali lepiej na tak zwanym papierze. Chcieliśmy pokazać się z jak najlepszej strony, podczas wyjątkowego turnieju, ale niestety nie udało się nam. Nikt nie lubi przegrywać.
Co jest większym wyróżnieniem: wyjazd na Euro U-21 czy gra w pierwszym składzie Legii?
Gra w Legii jest spektakularnym przeżyciem. Turniej trwał dwa tygodnie, a tu gramy cały rok. Myślę też, że najważniejsze mecze w reprezentacji jeszcze przede mną.
Ile dajesz sobie czasu na debiut w pierwszej reprezentacji?
Tak jak mówiłem, niech odpowie za mnie boisko. Sprawa jest prosta, bo jeśli będę regularnie strzelał gole, to selekcjonerowi łatwiej będzie podjąć decyzję.
Jeden z twoich byłych trenerów powiedział, że chodzisz po boisku z opuszczoną głową, aby uśpić rywala.
Taki mam styl, że chodzę przygarbiony. Wiem jednak, że to też jest element do poprawy.
W tenisa stołowego jeszcze grasz?
Rzadko, czasami na zgrupowaniach. Z trenerem Jozakiem, który był bardzo dobry, nawet udało mi się wygrać.
Podobno jako dziecko często wygrywałeś turnieje.
Tak, ale medali nie mam, bo… ich nie było. Dostawaliśmy dyplomy. Wygrywałem zawody gminne i powiatowe. W regionie było już bardzo trudno i odpadałem.
A uprawiałeś inne dyscypliny?
Wszystkie sporty drużynowe, lekkoatletyka… Nie potrafię za to pływać. A, no i jeszcze trzeba koniecznie dodać zbieranie malin, w czym pomagałem każdego lata, mieszkając na wsi. Ciężka praca uczy pokory.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”