Polska odpada z Euro w żenującym stylu, fatalny mecz ekipy Smudy!
Jeśli ktoś sądził, że niespełna 30 lat oczekiwania na wyjście z grupy polskiej kadry podczas wielkiego turnieju to zbyt wiele, niestety musi uzbroić się w dodatkowe, kilkuletnie pokłady cierpliwości. Niemocy nie przełamiemy bowiem na pewno podczas polsko – ukraińskiego Euro. Zespół Franciszka Smudy przegrał z Czechami i pożegnał się z turniejem.
Osiągnięty przez Polaków wynik boli, ale w żadnym wypadku nie może być inaczej. Grupa, którą otrzymaliśmy w prezencie od losu, była najsłabsza na tym turnieju. Nasz skład? Najmocniejszy od wielu lat. Oczekiwania i nadzieje otoczenia? Wysokie, ale na pewno nie przerastające naszych możliwości. Ciężko grać jednak dalej, jeśli w całej fazie grupowej rozgrywa się tylko dwie niezłe połówki. Reszta była niestety żenująco nierówna, boleśnie słaba, co bezwzględnie zakończyć musiało się wlepieniem czerwonej kartki i odesłaniem nas do szatni. Wciąż niestety jesteśmy na peryferiach futbolu, w poczekalini – pięknej, ze wspaniałymi stadionami i genialnymi kibicami – ale z drużyną z rozdwojoną jaźnią. Raz duszącą Greków niebywale, raz będącą duszoną przez tych samych.
Przed sobotnim meczem reprezentacji Polski z Czechami nikt chyba nie chciałby być w skórze Franciszka Smudy. O selekcjonerze mówić można było dotychczas najróżniejsze rzeczy, ale i tak nie miało to większego znaczenia. Weryfikacja jego pracy, trafności dokonanej selekcji przed czempionatem i kierowania ekipą podczas mistrzostw sprowadzała się w zasadzie do jednego faktu: zwycięstwa z Czechami. Kumulacja nerwów nie do pozazdroszczenia. Biało – czerwoni mecz z Czechami mogli wygrać, awansować do ćwierćfinału, co bez cienia wątpliwości okrzyknięte zostałoby sukcesem historycznym. Futbolowa gorączka trwałaby w najlepsze do kolejnej potyczki, o piłce kopanej wciąż rozmawiałaby cała Polska. Ale równie dobrze mecz mogli przegrać, co skutkowałoby błyskawicznym zepchnięciem w niebyt, szukaniem winnych, publiczną egzekucją, a w narodowej perspektywie – w oka mgnieniu zapomnieniem. Były mistrzostwa, mistrzostw nie ma. Nasi odpadli, więc co kogo obchodzą Hiszpanie? Był Smuda, nie ma Smudy. Kogo w ogóle obchodzi Smuda?
Polacy z Czechami zagrali żenująco słabo, katastrofalnie. W czoła kopali się wszyscy Ci, którzy naszą kadrę ciągnąć mieli do ostatecznego zwycięstwa. Łukasz Piszczek był cieniem własnego siebie, Kuba Błaszczykowski próbował, ale na nic się to zdało, bo i tak żadna z jego akcji nie przyniosła nawet pół groźnej sytuacji pod bramką Cecha. Lewandowski? Próbował, ale co może sam Lewy, gdy pilnuje go pół dawnej Czechosłowacji? Rafał Murawski do zmiany był już w 20 minucie pierwszej połowy. Wyliczać można bez końca…
Balon uslinie dmuchany przez media eksplodował z hukiem potężnym. Euro 2012 kończymy na OSTATNIM MIEJSCU W GRUPIE Z DWOMA PUNKTAMI. Nie ma wątpliwości, gol Jiracka był swoistym zwolniem gilotyny. Głowy polecą szybciej, niż można się tego spodziewać…
Z Wrocławia,
Paweł KAPUSTA