Plebiscyt Tygodnika „PN”: Nominacje w kategorii Pierwszoligowiec Roku 2015
W ostatnim czasie regułą staje się, że większość wyróżniających się pierwszoligowców trafia dość szybko do ekstraklasy. Nominowana piątka w 2015 roku potwierdziła, że także dla nich pierwsza liga jest tylko przystankiem w drodze do powrotu lub awansu do najwyższej klasy.
Nominowani w kategorii Pierwszoligowiec roku 2015: Kamil Drygas, Grzegorz Goncerz, Mikołaj Lebedyński, Michał Nalepa i Martin Pribula. (fot. Ł.Skwiot / W.Sierakowski)
Kamil DRYGAS
Jako jeden z nielicznych wyróżniających się piłkarzy Zawiszy pozostał w klubie mimo degradacji do pierwszej ligi. I w drużynie z Bydgoszczy powinni dziękować niebiosom, że tak się właśnie stało. Owszem, zdarzało się, że spływały na niego krytyczne głosy po niektórych występach, nie zawsze jednak wynikały z jego postawy. Raczej z ogromnych oczekiwań związanych z jego osobą. Byli tacy, którzy spodziewali się, że w każdym meczu będzie grał dwa razy lepiej niż inni, dlatego też byli rozczarowani, gdy czasem zawodnik grał tylko i wyłącznie solidnie lub poprawnie.
Drygas był jesienią znakomitym łącznikiem między defensywą a atakiem. Nie zaniedbywał obowiązków obronnych, bardzo często też wędrował pod bramkę rywala. Strzelał, podawał, siał popłoch w defensywie przeciwnych drużyn. Efektem znakomite statystyki – dziesięć goli i dwie asysty. Żaden inny pomocnik nie ma tyle trafień na koncie co on, a warto dodać, że najskuteczniejszy zawodnik jesieni w pierwszej lidze – Szymon Lewicki zapisał na koncie tylko bramkę więcej. Drygas w pierwszej lidze zwyczajnie się marnuje, nic dziwnego, że już związał się kontraktem z grającą w elicie Pogonią Szczecin, do której najpóźniej przeniesie się po zakończeniu sezonu 2015-16.
Plebiscyt Tygodnika „PN”: Nominacje w kategorii Piłkarka Roku 2015 – KLIKNIJ!
Grzegorz GONCERZ
Pierwszoligowiec roku 2014 przez kolejne dwanaście miesięcy starał się udowodnić (skutecznie), że nieprzypadkowo otrzymał tę nagrodę. W minionym roku strzelił siedemnaście goli, sięgnął po koronę króla strzelców sezonu 2014-15 i – jeśli pozostanie w GKS na rundę wiosenną – może po raz drugi z rzędu wywalczyć miano najskuteczniejszego snajpera pierwszej ligi. A dodać należy, że obronić tego tytułu nie udało się nikomu od ponad pięćdziesięciu lat i czasów Mariana Norkowskiego, który jako zawodnik Polonii Bydgoszcz w 1963 i 1964 dwa razy z rzędu okazywał się najlepszym strzelcem zaplecza ekstraklasy.
Inna sprawa, że większość czołowych snajperów szybko trafiała do ekstraklasy. Goncerz też już dawno powinien się w niej znaleźć. Nie chodzi jedynie o dokonania strzeleckie, ale też, a może przede wszystkim, styl gry. Piłkarz GKS nie jest typowym lisem pola karnego, nie czeka biernie, aż koledzy wypracują mu stuprocentową okazję, ale sam stara się atakować przeciwnika posiadającego piłkę, często samemu wypracowując sobie lub kolegom okazję do strzelenia gola. To typ gracza, dla którego nie ma straconych piłek, przez co gra przeciwko niemu nie należy do przyjemnych. Taki zawodnik przydałby się wielu klubom ekstraklasy, z Górnikiem Zabrze, Koroną Kielce i Podbeskidziem Bielsko-Biała na czele.
Mikołaj LEBEDYŃSKI
Coraz mniej osób wierzyło w to, że ten napastnik kiedykolwiek zdoła osiągnąć wysoką strzelecką formę. Odkąd wrócił do Polski po zagranicznych wojażach prezentował się w najlepszym wypadku średnio. W Podbeskidziu nie zaistniał, zaliczył tylko pięć występów, poprzedni sezon w Wiśle Płock również był co najwyżej przeciętny. Oczekiwano od niego goli, on jednak – nawet gdy zagrał nieźle, bramek nie zdobywał. Aż wreszcie nadeszła jesień 2015 roku i nastąpiła cudowna przemiana. Piłka po strzałach Lebedyńskiego wreszcie zaczęła trafiać do bramki, a znakiem firmowym snajpera stały się uderzenia głową. Napastnik Wisły miałby na koncie z pewnością więcej goli, gdyby bramka była choć o kilkanaście centymetrów szersza. Kilkukrotnie bowiem piłka trafiała po jego uderzeniach w słupek lub leciała tuż obok niego.
Lebedyński jesienią strzelił dziesięć goli, co ważne jednak nie tylko był skuteczny, ale nie stronił od walki o piłkę. Słowem – starał się udowodnić, że to co złe dawno już za nim, że teraz z jego formą będzie już tylko lepiej. Nieprzypadkowo został wybrany przez tygodnik „Piłka Nożna” piłkarzem jesieni, bo też tak znakomitego półrocza nie miał chyba nigdy. Ma 25 lat i wciąż może wiele osiągnąć. Tyle że jak najszybciej powinien przenieść się do ekstraklasy lub awansować do niej z Wisłą.
Michał NALEPA
Najmłodszy w gronie nominowanych. W marcu będzie obchodził dopiero 21 urodziny, jednak już od dłuższego czasu trudno sobie wyobrazić bez niego skład Arki Gdynia. W wiceliderze pierwszej ligi pełni rolę ósemki – a więc łącznika między defensywą a ofensywą. I ta funkcja bardzo mu odpowiada. Kiedy trzeba, potrafi przerwać natarcie rywala, by już za chwilę znaleźć się pod bramką przeciwnika i wypracować sytuację kolegom, oddać zaskakujący strzał lub ściągnąć na siebie uwagę defensorów, by inni mieli nieco więcej swobody. Sam zawodnik podkreśla, że nie byłby tak chwalony, gdyby nie Antoni Łukasiewicz ustawiony jako typowo defensywny pomocnik. Właśnie ten doświadczony gracz skupia się na czarnej robocie, jaką jest pomoc defensywie w sytuacji zagrożenia, dzięki czemu Nalepa ma znacznie więcej swobody i możliwości, z których skwapliwie korzysta.
Zainteresowanie młokosem już rok temu wykazywały kluby z ekstraklasy. Zawodnik konsekwentnie jednak podkreślał, że i owszem, do najwyższej klasy rozgrywkowej wybiera się, ale razem z Arką. Niewykluczone, że w sezonie 2015-16 promocję z aktualnym klubem wywalczy, no chyba że jednak zimą uzna, że nadszedł czas, by spróbować sił w innym miejscu. Nalepa jest powoływany do kadr juniorskich i młodzieżowych – w listopadzie zagrał 17 minut w reprezentacji Marcina Dorny przygotowującej się do Euro 2017.
Martin PRIBULA
Jedyny zawodnik spoza Polski wśród nominowanych w tej kategorii. Bez cienia wątpliwości Słowak zasłużył jednak na to wyróżnienie, choć w pierwszej lidze grał tylko pół roku. Był motorem napędowym rewelacyjnego Zagłębia Sosnowiec, szalał po lewej stronie boiska. Popisową partię rozegrał w Olsztynie – w spotkaniu ze Stomilem strzelił trzy gole. Bez jego znakomitej postawy sosnowiczanie mieliby nieco mniej punktów. Nie tylko jednak dzięki dobrej grze w meczach ligowych Pribula zasłużył na nominację. Znakomicie również poczynał sobie, zresztą podobnie jak cała drużyna, w rywalizacji w Pucharze Polski.
Choćby w rewanżowym spotkaniu ćwierćfinałowym z Cracovią na wyjeździe należał do ojców sukcesu – to on strzelił pierwszego gola. Półfinał Pucharu Polski dla beniaminka pierwszej ligi to nie lada osiągnięcie.Patrząc na jesienną dyspozycję skrzydłowego Zagłębia wypada żałować jedynie, że tak późno trafił do Polski. Jeśli również wiosną będzie prezentował wysoką formę, ktoś z elity może zainteresować się Słowakiem. Skoro w ekstraklasie może z powodzeniem grać 38-letni Pavol Stano, tym bardziej powinno znaleźć się miejsce dla osiem lat młodszego Pribuli. A kto wie, może uda mu się wywalczyć awans z Zagłębiem?
Łukasz Konstanty