Przejdź do treści
Piłkarska Barbórka. Spojrzenie w lustro

Polska Ekstraklasa

Piłkarska Barbórka. Spojrzenie w lustro

4 grudnia to na Górnym Śląsku jeden z najważniejszych dni w roku. Święto górniczego stanu, wszystkich tych ludzi, którzy trudzą się wydobywaniem czarnego złota, jak w przeszłości określano węgiel. Warto w tym też dniu pamiętać, że cały ten kopalniany przemysł odcisnął ogromne piętno na historii polskiej piłki nożnej.


Przywiązanie do górniczych wartości wciąż jest spore w regionie (fot. Michał Chwieduk / 400mm.pl)


Kiedy w 2011 roku pojawiły się informacje, że Kompania Węglowa może zostać strategicznym sponsorem Górnika Zabrze, wielu kibicom, w szczególności tym nieco starszym mogła zakręcić się łezka w oku. Nic dziwnego, ponieważ byłby to powrót do czasów minionych, kiedy to pieniądze z kopalni płynęły na Roosevelta szerokim strumieniem.

Piłkarze przechodzący do Górnika mogli liczyć na całkiem niezłe zarobki, a jeśli ktoś trafiał do klubu związanego z kopalnią, to nie miał wyboru, musiał podpisać specjalną umowę, na której – nomen omen – czarno na białym stało, że jest jej pracownikiem. Pod ziemię oczywiście nikt nie zjeżdżał, ale w papierach wszystko musiało się zgadzać, o czym przekonywał m.in. Andrzej Iwan w swojej głośnej autobiografii „Spalony”.

Iwan swój najlepszy czas przeżywał na początku lat 80, kiedy polski przemysł wydobywczy wciąż miał się dobrze, a takie kluby jak Górnik, Ruch Chorzów czy Szombierki Bytom potrafiły przez lata dominować w ekstraklasie. Wtedy nikt nie mógł jeszcze w stanie tego przewidzieć, ale trwający kilkadziesiąt dobrych lat czas prosperity i powiązań kopalniano-piłkarskich miał dobiegać powoli do końca. 

Z sentymentem tamten okres wspominał podczas rozmowy z „Piłką Nożną” Hubert Kostka, legendarny bramkarz Górnika, który na własne oczy widział, ile te znajomości, kontakty i układy znaczyły. To właśnie za jego czasów klubem kierował Eryk Wyra, którego wielu do dziś uważa za twórcę potęgi zabrzańskiej piłki. Korzystając ze swoich dojść, a także „czarnych pieniędzy” był on w stanie nie tylko zbudować zespół na skalę europejską, ale przy okazji zapewnić swoim piłkarzom warunki, na które inni mogli spoglądać z zazdrością.


– Pamiętam, że na początku kąpaliśmy się po meczach w baliach, do których ciepłą wodę donosił nam pobliski gospodarz. Sami musieliśmy sobie również prać nasze ubrania. Kiedy przyszedł Wyra, od razu nakazał wyremontowanie części sanitarnej, zostały zainstalowane prysznica, była gorąca woda – wspominał Kostka. – A to tak naprawdę jedynie ułamek tego, co Górnik zawdzięcza Wyrze. To przecież on doprowadził do porządku stadion, na którym Górnik grał jeszcze do niedawna. Powinni postawić mu pomnik – dodał.

Wątek kopalniany był na tyle ważny, na tyle znaczący, że było kwestią czasu, kiedy w końcu trafi do popkultury. Jak się okazało, w powiązaniu z piłką nożna i talentem znakomitego Janusza Zaorskiego, przyniosło to nieśmiertelny szlagier w postaci Piłkarskiego Pokera. Czarni Zabrze byli w nim wspomagani finansowo przez przemysł kopalniany, więc gdy grany przez Jana Englerta prezes klubu potrzebował pieniędzy na zapłacenie sędziemu Lagunie, usłyszał „no jak, przeca masz u mnie od kilofków, 40 milionów”.

Czasu PRL dawno już jednak minęły i dziś wypracowanych przez górników premii nikt nie można przeznaczyć na polonezy, które następnie piłkarze zabraliby na giełdę i sprzedali z zyskiem, by zagwarantować sobie własne premie. Jeszcze jednak w późnych latach 80 było normą, że zawodnicy dorabiali sobie na kopalniach, a ich transfery czy wyjazdy na zgrupowania zależały właśnie od węgla.

– Pamiętam, że jeszcze w czasach Sokoła Tychy, kiedy klub znajdował się już na skraju, zostałem wykupiony przez Ruch Chorzów. Całość poszła po linii kopalnianej, za kilka ton węgla – opowiadał w rozmowie z „Piłką Nożną” Krzysztof Bizacki.

Polska w czasie transformacji niektórym dawała możliwości, innych skłaniała do kombinowania. Kluby na Górnym Śląsku zaczęły być stopniowo odcinane od kopalni, ale te i tak cięgle przyciągały. – Te wszystkie przemiany gospodarcze mocno się odbiły na piłce. Przechodząc do Tychów w 1988 roku miałem zaledwie siedemnaście lat i to był jeszcze ten czas, kiedy zatrudniano nas na kopalniach i mieliśmy wszystko – dodał.


Krzysztof Bizacki pracował za młodu na kopalni (fot. Grzegorz Garbacik)


– Po przełomie kopalnia Piast odsunęła się jednak od sponsorowania hokeja w Tychach, Ziemowit przestał łożyć na piłkę. Ja z kolei pamiętam, że przez pierwsze pół roku normalnie pracowałem na tej kopalni. Najmłodsi, czyli ja, Zadylak czy też Krzysiu Szlachcic, codziennie rano jeździliśmy do pracy, gdzie spędzaliśmy sześć godzin. Oczywiście, nie zjeżdżaliśmy na dół, ale o 12 odbierał nas ktoś z klubu i udawaliśmy się na trening. Kolejne pół roku, już po wydarzeniach z 1989 byliśmy na bezrobociu – przyznał Bizacki.

Dziś futbol na Górnym Śląsku nie może już liczyć na tak duże pieniądze, musi szukać nowych sponsorów, a chociaż wielkich firm w regionie nie brakuje, to ciężko jest je przekonać do łożenia środków na piłkę nożną. – Czy to kopalnie, czy to huty, które w tamtych czasach opiekowały się sportem, bo to przecież nie tylko chodzi o piłkę nożną, musiałby ciąć koszta i to odbiło się na naszej piłce. Dziś tych prężnych firm, które chciałby wejść w futbol nie ma zbyt wiele, a to też z tego względu na to, że klubów jest na Górnym Śląsku bardzo dużo – wyznał w rozmowie z nami Piotr Mandrysz, który przez lata był związany z piłką nożną w regionie.

Obecnie los wielu piłkarskich drużyn w regionie jest uzależniony od tego, czy pomogą im lokalne samorządy. Tak jest w Tychach, Katowicach czy w końcu Chorzowie, gdzie bez pieniędzy w miejskiego skarbca Ruch już dawno zniknąłby z futbolowej mapy Polski. – To są często jedyni sojusznicy klubów. Miasta je wspierają i dlatego mogą jako tako funkcjonować. Trudno jednak mówić w tym wypadku o jakimś sukcesie sportowym – dodał nasz rozmówca. 

Piłka nożna na Górnym Śląsku jest więc dziś lustrzanym odzwierciedleniem sytuacji w przemyśle kopalnianym. Przy okazji Barbórki, tak górnicy jak i ci, którzy przez lata tworzyli historię lokalnego futbolu, mogą sobie powspominać przy piwie stare dobre czasy, kiedy tak kluby, jak i zakłady przemysłowe w regionie były potęgami. Niestety, nic obecnie nie wskazuje na to, by obu tych sektorach miało dojść do większych zmian.




Grzegorz Garbacik


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024