Pierwszy poważny test Setiena
Hiszpański futbol nie zwalnia tempa. Po pełnych emocji i sensacji starciach w ramach Pucharu Króla w środku tygodnia, przyszła pora na weekendowe konfrontacje w rozgrywkach ligowych. Niekwestionowanym hitem dwudziestej pierwszej serii gier La Liga będzie spotkanie Valencii z FC Barceloną na Estadio Mestalla.
FC Barcelonie przyjdzie się zmierzyć z o wile silniejszym rywalem niż w dwóch poprzednich okazjach. To swego rodzaju test dla nowego szkoleniowca Katalończyków – Quique Setiena (fot. Reuters)
Qique Setien został zatrudniony na Camp Nou w jednym tylko celu – radykalnie poprawić styl gry prezentowany przez piłkarzy „Dumy Katalonii”, przy jednoczesnym zachowaniu dotychczasowej skuteczności na płaszczyźnie wyników. Póki co powiedzieć, że aktualni mistrzowie Hiszpanii pod wodzą szkoleniowca rodem z Kantabrii grają na miarę swoich najwyższych możliwości, to powiedzieć za dużo.
„Z pewnością musimy poprawić wiele aspektów naszej gry. Przed nami sporo pracy” – powiedział Setien. I trudno nie przyznać mu racji. Bo choć odkąd 61-latek przejął stery nad „Blaugraną” zanotował dwa zwycięstwa z rzędu, to ani w spotkaniu z Granadą (1:0), ani z Ibizą (2:1) prowadzeni przez niego zawodnicy nie dali, delikatnie rzecz ujmując, popisu umiejętności.
Co poniektórzy bardziej złośliwi powiedzą, że drużyna nie zmieniła się w ogóle w porównaniu z dłuższymi momentami toporną, acz obfitującą zarazem w liczne sukcesy epoką Ernesto Valverde. Mimo to raptem dziesięć dni pracy Setiena pozwalają powoli dostrzegać pierwsze przeobrażenia sposobu gry zespołu ze stolicy Katalonii.
Przede wszystkim rzuca się w oczy niezaspokojona chęć posiadania piłki za wszelką cenę, a więc nawiązanie do owianej bezgranicznym kultem przez wielu sympatyków (i nie tylko) tiki-taki. W starciu z ekipą z Andaluzji gracze FCB wymienili między sobą aż tysiąc pięć podań (drugi najlepszy wynik w historii klubu), co przełożyło się na osiemdziesiąt dwa procent posiadania piłki. Niewiele gorzej było w konfrontacji z trzecioligowcem z Wysp Balearskich – siedemset osiemnaście podań i siedemdziesiąt osiem procent posiadania.
Jednak te jakże imponujące liczby w znikomy sposób oddziałują finalnie na zdobycz bramkową. Zawodnicy „Dumy Katalonii” kreują dogodnych sytuacji do strzelenia gola jak na lekarstwo. W ostatnich dwóch meczach podopieczni Setiena trafiali w światło bramki odpowiednio sześć i trzy razy, co, mając na uwadze klasę przeciwników, z nóg nie powala. Gdyby nie przebłyski indywidualnego geniuszu ze strony najpierw Leo Messiego z Granadą , a następnie Antoine Griezmanna z Ibizą, najpewniej bylibyśmy świadkami co najmniej dwóch niespodzianek.
Dlatego, choć były opiekun Betisu i Las Palmas zdążył spędzić już łącznie sto osiemdziesiąt minut na ławce trenerskiej w roli szkoleniowca FC Barcelony, prawdziwy debiut dopiero przed Setienem. W roli egzaminującego wcieli się Valencia pod wodzą Alberto Celadesa.
„Nietoperze” mają za sobą bardzo dobry okres. Od początku listopada do początku stycznia rozegrali łącznie jedenaście spotkań, z których aż siedmiokrotnie wychodzili zwycięsko, trzy razy dzieli się punktami z rywalami i tylko raz musieli uznać wyższość przeciwników. Co istotne – udało im się w tym czasie awansować w dramatycznych okolicznościach do fazy pucharowej Champions League z pierwszego miejsca w grupie oraz wskoczyć do czołówki zespołów w ligowej klasyfikacji.
Jednak odkąd drobnej kontuzji kolana nabawił się Rodrigo Moreno, passa siedmiu kolejnych meczów bez porażki przeszła do historii. Ekipa z Estadio Mestalla uległa Realowi Madryt 1:3, a także niespodziewanie okazała się być gorsza od walczącej od spadek Mallorki (1:4). Walencjanie w rezerwowym składzie wrócili na zwycięską ścieżkę pokonując jedną bramką trzecioligowe Logrono w krajowym pucharze.
O tym, jak istotnym punktem w układance Celadesa jest wspomniany Rodrigo, jeszcze dobitniej świadczą październikowe wydarzenia. Hiszpański napastnik doznał na zgrupowaniu kadry narodowej niewielkiego urazu, który zmusił go do absencji w dwóch starciach (1:1 przeciwko Atletico Madryt i Lille). Gdy wrócił na mecz z Osasuną, po upływie niespełna kwadransa wpisał się na listę strzelców i równie szybko opuścił plac gry z powodu karygodnego faulu, a jego koledzy z drużyny ostatecznie przegrali 1:3. W następnym spotkaniu, w którym pauzował ze względu na zwieszenie, Valencia ponownie podzieliła się punktami w stosunku 1:1. Tym razem przeciwko Sevilli.
Sumując to wszystko – w siedmiu meczach bez Rodrigo w składzie Valencia zdołała wygrać raptem z drużyną tułającą się na co dzień na peryferiach poważnej piłki! „Rodrigo jest w kadrze na mecz z Barceloną i wykazuje duże chęci, by zagrać, czuje się jak najbardziej dobrze” – powiedział Celades na przedmeczowej konferencji prasowej. Nic więc dziwnego, że na wieść o dojściu do zdrowia największej gwiazdy zespołu, wielu kibiców „Nietoperzy” odetchnęło z ulgą. Tym bardziej, że Valencia nie jest w stanie wygrać od blisko dwunastu lat przed własną publicznością z „Dumą Katalonii”. W przełamaniu niechlubnej serii pomóc ma zatem obecność na boisku 28-letniego snajpera.
Jan Broda