Mówi się, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi mądra kobieta. Jak to wyglądało w niemieckiej piłce nożnej?
ZAMKNIJ
(fot: Reuters)
Mehmet Scholl powiedział, że w następnym życiu chciałby być żoną piłkarza. W obecnych czasach jesteśmy bombardowani zdjęciami i tabloidowymi historiami o WAGs. Termin „żona piłkarza” często ma wydźwięk pejoratywny. Ale w historii niemieckiej piłki były kobiety, które wywarły ogromny wpływ na całe środowisko – wbrew wszystkiemu i wszystkim.
Mielone i kontrakty Przyjmuje się, że pionierką w menedżerce w Niemczech była Gaby Schuster, ale do prawdziwych początków musimy cofnąć się o siedem dekad. Prekursorką była bowiem Italia Walter – żona bohatera z Berna, Fritza Waltera. Zdecydowanie to ona była matką wszystkich „spielerfrauen”. Bał się jej Sepp Herberger, trener kadry RFN. Kazał trzymać się kapitanowi od niej z daleka. – Ona nie umie gotować, nie umie szyć, załatwi naszego Fritza – skarżył się. Nie było mu w smak, że wtrącała się w sprawy męża i miała na niego tak duży wpływ. Italia Bortoluzzi urodziła się we Włoszech, a dorastała we Francji. Do Niemiec trafiła jako tłumaczka francuskich żołnierzy. Od początku nie pasowała do wizerunku typowej niemieckiej żony. Farbowane włosy, czerwone buty, polakierowane paznokcie. Fakt, że była cudzoziemką dodatkowo wszystko utrudniał. Ale zakochany po uszy Walter nie zwracał uwagi na krytyczne opinie. Całkowicie jej ufał. Pociągała za sznurki jego kariery tak samo, jak pociągnęła kable do ich domu, gdy mąż przebywał na którymś ze zgrupowań.
W 1951 roku Walter dostał niesamowitą ofertę z Atletico Madryt. Dwuletni kontrakt z ogromną, jak na tamte czasy, pensją – pół miliona marek do ręki za sam podpis, dom, auto i wiele różnych przywilejów. Zapytał żonę co ma zrobić. – Tu jest twój Betzenberg, twoje FCK, twój szef i drużyna narodowa – odpowiedziała. Od tej pory zaczęto przychylniej patrzeć na Italię (a zwłaszcza Herberger). Żona zadbała o to, by mąż został pierwszą niemiecką supergwiazdą. Razem z selekcjonerem wywalczyła lukratywny kontrakt z adidasem. Załatwiła mu też umowy z Hipp czy Neckermannem i pomagała prowadzić kino oraz pralnię. Wbrew obawom Herbergera Italia nauczyła się także gotować i regularnie przyrządzała mężowi jego ulubioną kartoflankę i kotlety mielone.
Przez wiele lat żony piłkarzy nie były tematem, o którym dyskutowano. Zmieniło się to w latach siedemdziesiątych. Po zdobytym mistrzostwie świata reprezentacja Niemiec świętowała sukces na bankiecie, na którym obecność partnerek piłkarzy była niepożądana. Aczkolwiek żony działaczy siedziały razem z nimi. Zignorowała to Susi Hoeness, która wślizgnęła się na salę. Nie została długo, bo zwrócił jej uwagę kelner i udzielił nagany, a sekretarz związku kazał wyjść. Nie spodobało się to starszyźnie reprezentacji i na dobrą sprawę ten feralny bankiet stał się powodem powolnego rozpadu drużyny stulecia. Gerd Mueller użył tego zresztą jako wygodnego pretekstu do zrezygnowania z gry w reprezentacji.
Rewolucjonistka Emancypacja nastąpiła jednak prawie dekadę później, gdy na scenę wkroczyło małżeństwo Schusterów – Bernd i Gaby. Pani Schuster całkowicie zrewolucjonizowała męski świat piłki. Sześć lat starsza od męża według wielu była czymś najlepszym, co mogło przydarzyć się flegmatycznemu augsburczykowi. Italia Walter powstrzymała męża przed wyjazdem do Hiszpanii, Gaby Schuster zafundowała swojemu tournee od Barcelony przez Real po Atletico.
A mogło się to potoczyć inaczej, gdyby nie niewybredna uwaga prezydenta 1. FC Koeln podczas negocjacji nowego kontraktu, po której małżeństwo bez słowa wyszło, a dalsze rozmowy zostały nieodwołalnie zerwane. Gdy w 1993 roku Schuster wrócił do Niemiec, do Bayeru Leverkusen, pertraktacje z jego żoną były dla ówczesnego menedżera Werkself, Reinera Calmunda, koszmarem. Wielokrotnie powtarzał, że nie miał trudniejszego partnera negocjacyjnego od niej, wypowiadał się o niej z mieszanką podziwu i szacunku.
Bardzo udaną klubową karierę Bernd Schuster w dużej mierze zawdzięcza żonie. Trudne i napięte relacje z DFB też. Dla niemieckich działaczy Gaby była ogromnym problemem. Podczas mistrzostw Europy w 1980 roku była jedyną partnerką, która mieszkała w tym samym hotelu co piłkarze. Przed jednym z ważnych meczów Schuster opuścił zgrupowanie, by pojechać do żony, która spodziewała się dziecka. Po innym – zamiast świętować z drużyną, udał się z Gaby na kolację. Piłkarz pozostawał w otwartym konflikcie z trenerem Juppem Derwallem. Miarka się przebrała, gdy podczas zakrapianego drużynowego wieczoru pijany trener zadzwonił do Gaby i poinformował ją, że ma zdecydowanie zły wpływ na męża, a Bernd nie musi przyjeżdżać na następny mecz. Sprawa wyciekła do mediów, Derwall usprawiedliwiał się, że „tego wieczoru było dużo owoców i zboża w płynnej postaci”. Na mundial do Meksyku w 1986 roku Schuster nie pojechał, bo żona zażądała od związku absurdalnej kwoty miliona marek, co było wtedy czymś bezprecedensowym. DFB wprawdzie pozyskało od prywatnych sponsorów 300 tysięcy, ale było to za mało, by zadowolić jej oczekiwania.
Gaby Schuster wbrew obiegowej opinii nie myślała, że poradzi sobie ze wszystkim i wie wszystko najlepiej. Otaczała się wyspecjalizowanymi doradcami. Zatrudniała renomowaną kancelarię prawną. Była zbyt profesjonalna, by popełniać błędy. Jako żona i matka była w stanie lepiej niż ktokolwiek inny oceniać i prowadzić sprawy osobiste i zawodowe męża. To, że reprezentowała przy okazji także własne interesy zapewniało jej tylko odpowiednią motywację. Nie przeszkadzał jej brak wiedzy na temat rynku i piłki nożnej. Nie była jej potrzebna. To nie Schuster bowiem musiał zabiegać o pracodawców, a oni o niego. Wystarczyło, że pstryknął palcami, a na stole pojawiały się oferty.
Gaby miała bardzo zły PR, w dużej mierze wynikający z szoku kulturowego jaki przeżyło środowisko. Jej męża nazywano pantoflarzem, mówiono, że to ona nosi spodnie w ich małżeństwie. Sprawy nie ułatwiał fakt, że Schuster nie był zbyt komunikatywny, by samemu wyjaśniać nieporozumienia. W pewnym okresie zatrudniła nawet Hansa Reskiego, szefa działu sportowego kolońskiego „Expressu”, a potem „Bilda”, aby doradzał rodzinie w kwestiach medialnych. Krytykowano ją za to, że podczas negocjacji z Bayerem Leverkusen twardo obstawała przy dodatkowej ochronie dla rodziny. Miała jednak w pamięci porwanie byłego kolegi Schustera z Barcelony – Quiniego.
Reiner Calmund: – Gaby Schuster wyrzekła się rzekomej kobiecej broni: uroku, aktorstwa i wywracania oczami. Nigdy nie była paniusią na wysokich obcasach. Nie przejmowała się małostkami. Od tamtej pory nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Przykład Gaby Schuster przyświecał potem kolejno Angeli Haessler, Biance Illgner i Martinie Effenberg, które wzięły sprawy w swoje ręce i w pewnym momencie ich drogi nawet się spotkały. Pani Haessler była siłą napędową stojącą za spokojnym zazwyczaj „Icke”. Była obiektem jeszcze bardziej zmasowanej krytyki niż Gaby Schuster. Wymyślano niestworzone rzeczy na jej temat. Zarzucano, że wchodziła na teren klubu, krzycząc „gdzie jest mój karzeł”. Równie nieprawdziwe były informacje, jakoby negocjując transfer męża do Juventusu, zażyczyła sobie własnego salonu kosmetycznego. Znana była z twardych negocjacji – dostała nawet przydomek Netto-Angie. Wielokrotnie podkreślała, że świat piłki był wówczas wrogi kobietom. Podczas wyjazdu na mecz kadry narodowej zgubiła portfel z wszystkimi dokumentami, więc zadzwoniła do hotelu, ale zabroniono jej kontaktu z mężem, bo rzekomo wpłynąłby źle na jego koncentrację. Stała za Thomasem mocno i zacięcie, walczyła o jak najdogodniejsze warunki. Ale robiłaby to bez względu na zawód męża: – Gdybym poślubiła rzeźnika, teraz pewnie wytwarzałabym kiełbasy – mówiła.
Podczas gdy media uwagę skupiały na małżeństwie Haesslerów, nie mogła doprosić się jej Bianca Illgner – żona znakomitego bramkarza z Kolonii, Bodo. Siebie i męża określała jako prekursorów Beckhamów. Lubiła szokować strojem. Wydała nawet razem z mężem skandalizującą książkę. Ukończyła studia romanistyczne, a potem dostała bardzo dobrą pracę w Lufthansie, skąd odeszła na prośbę męża. To on zresztą wpadł na pomysł, żeby prowadziła negocjacje w jego imieniu. Była twardym rywalem przy stole. Kiedy Illgner przedłużał kontrakt z 1. FC Koeln, zastrzegła, że w przypadku zagranicznej oferty może w każdym momencie odejść za cztery miliony marek, mimo iż klub wyraźnie nalegał na pięć.
Doprowadziła do sensacyjnego transferu Bodo do Realu Madryt. Wszystko zostało dopięte w parę godzin, zaledwie dzień przed meczem Kolonii w Pucharze Niemiec. Dość powiedzieć, że o godzinie 17 bramkarz jak gdyby nigdy nic wrócił z treningu, a o 20 prywatnym odrzutowcem leciał już do Madrytu. O czwartej rano Bianca zadzwoniła do menedżera klubu Wolfganga Loosa, wesoło informując o dokonanym transferze. Potrzebował dobrych kilka minut, żeby zrozumieć, co się właśnie stało. Przecież jeszcze w połowie poprzedniego tygodnia prezydent klubu na plotki o rzekomym zainteresowaniu Illgnerem ze strony Realu odpowiadał, że nie oddadzą go za mniej niż dziesięć milionów. Nikt nie pamiętał o wpisanej klauzuli. Tylko Bianca. Do tej pory zajmuje się sprawami męża. Regularnie negocjuje w jego imieniu występy w stacjach telewizyjnych. W przeciwieństwie do wyżej wymienionych dobrą prasę miała Martina Effenberg. Trzymała się z dala od skandali. Uli Hoeness wspomniał kiedyś, że była jego ulubionym partnerem negocjacyjnym. W swojej książce Stefan Effenberg opisywał, że „Martina szybko została przyjęta. Była szanowana, lubiana i doceniana ze względu na swoją szczerą i prostą naturę”. Także i tutaj zarzucano, że to ona nosi spodnie, choć już w żartobliwym tonie. Podczas wizyty Effenbergów w studiu telewizyjnym moderator Reinhard Beckmann zastanawiał się na głos „czy może zapytać szefowej”.
Cała trójka miała na pieńku z ówczesnym selekcjonerem Bertim Vogtsem. Podczas mistrzostw świata w USA w 1994 roku panie mieszkały dość blisko hotelu, w którym zatrzymała się reprezentacja. Mimo wyraźnego zakazu pojawiły się w holu, co spowodowało eskalację konfliktu. Zwłaszcza że dla Bianki była to recydywa. Podczas zgrupowania w Malente wparowała do hotelu w tak obcisłym skórzanym kostiumie, że Vogts dostał piany na ustach. Pani Illgner określiła potem DFB jako stowarzyszenie podobne do przedszkola, a tylko jej bliska znajomość z żoną trenera uratowała męża przed brakiem powołania na mundial.
Wracając do przygody w Stanach Zjednoczonych, niedługo później Effenberg wyleciał z drużyny narodowej za pokazanie środkowego palca podczas meczu z Koreą Południową. Żony próbowały nastawiać inne partnerki przeciw selekcjonerowi na zorganizowanym naprędce grillu. Martina Effenberg podziękowała mu za wcześniejsze niż planowała wspólne wakacje z mężem.
W dużej mierze to tej trójce obecne partnerki piłkarzy mogą zawdzięczać możliwość regularnego spotykania się podczas międzynarodowych imprez. Angelę Haessler zapytano w jednym z wywiadów dlaczego dzisiaj praktycznie nie ma graczy reprezentowanych przez żony. Odparła w swoim stylu – może dlatego, że kobiety zawodników mają dość roboty z prowadzeniem kont na Instagramie.
MACIEJ IWANOW
TEKST POJAWIŁ SIĘ W TYGODNIKU PIŁKA NOŻNA (NUMER 16/2020)