Półtora miesiąca i osiem ligowych kolejek to wystarczający czas, by każdy piłkarz zaadaptował się w nowym środowisku i zaczął grać. Tymczasem w Primera Division wielu piłkarzy, za których latem zapłacono grube miliony, wciąż albo nie gra wcale, albo gra bardzo mało. „Marca” obliczyła, że ze 124 nowych zawodników aż 43 pokazało dotychczas zbyt mało w stosunku do cen, jakie za nich zapłacono.
Na czele tej listy należy umieścić duet napastników Realu: Mariano Diaz i Vinicius. Brazylijczyk kosztował 45 milionów, a na razie był na boisku przez 12 minut. Reprezentant Dominikany grał przez 125 minut, a zapłacono zań 21,5 miliona, więc przypadek nie jest tak drastyczny. Niemniej nie da się nie zauważyć, że za 66,5 miliona można było z pewnością kupić sprawdzonego napastnika, który od razu posadziłby na ławce Karima Benzemę. Tymczasem Julen Lopetegui wciąż nie ma wartościowego konkurenta dla Francuza.
Barcelona też nie do końca rozsądnie wydała swoje pieniądze. Clement Lenglet, który kosztował 35 milionów, nie stanowi konkurencji dla słabego Gerarda Pique, a Malcom też nie uzasadnił wydania na niego 45 baniek. Trener Atletico, Diego Simeone, nie zdołał dotychczas wpasować w zespół Gelsona Martinsa.
Sevilla radzi sobie świetnie, ale na razie bez wielkiego udziału Jorisa Gnagnona, Ibrahima Amadou, Quincy Promesa oraz Maxime’a Gonalonsa (który szybko doznał kontuzji). Bez wszystkich nich zespół także byłby liderem.
Paradoksem jest, że najlepiej swoimi nowymi zawodnikami zarządza Valencia, która jest w dolnej połówce tabeli. Michy Batshuayi, Daniel Wass i Kevin Gameiro grają dużo. Rodzi się aż podejrzenie, że może za dużo i dlatego Che spisują się poniżej oczekiwań. Niech wiec kibice Sevilli cieszą się tym, co jest.
Leszek Orłowski
„Piłka Nożna”