Ostatnia sobota Carlo Ancelottiego. Real Madryt opuszcza najbardziej utytułowany trener w jego historii
W Realu Madryt kończy się pewna era. Złota era. Odchodzi Carlo Ancelotti. Człowiek, który w ciągu łącznie sześciu lat pracy na Santiago Bernabéu wybudował sobie pomnik w sercach wszystkich madridistas.
Podobno nic nie może wiecznie trwać. I niebezpiecznie jest choćby wierzyć w to, że coś może trwać wiecznie. Wszystko ma swój początek i koniec. Zatem jeśli komuś wydawało się, że Carlo Ancelotti z sukcesami będzie trenował Real Madryt do 85. roku życia, to niestety, ale był naiwny. Dziś najbardziej utytułowany szkoleniowiec w historii Królewskich poprowadzi ich w swoim ostatnim meczu, a Santiago Bernabéu odda mu hołd. W pełni zasłużony hołd.
ZAMKNIJ
Mówimy bowiem o człowieku, który obejmował Real dwukrotnie. W trakcie pierwszej kadencji, w latach 2013-2015, dał klubowi upragnioną i wyczekiwaną przez dwanaście długich lat La Décimę. Lizboński finał z Atlético Madryt, który miał miejsce dokładnie jedenaście lat temu (24 maja 2014 roku), zyskał natomiast miano legendarnego. Osiągnięcie to jawi się jako jeszcze bardziej monumentalne, gdy zdamy sobie sprawę, iż dokonał tego już w swoim pierwszym sezonie.
Kolejne rozgrywki nie były dla Los Blancos udane. W konsekwencji w czerwcu 2015 roku Ancelotti stracił posadę. Ale wrócił. Po sześciu latach, w maju 2021 roku. Wrócił w swoim stylu, znów w pierwszym roku wygrywając Ligę Mistrzów. W 2023 roku na drodze jego i jego podopiecznych stanął rozpędzony Manchester City Pepa Guardioli, ale już dwanaście miesięcy później Real pod jego wodzą wrócił na europejski tron, pokonując w finale na Wembley Borussię Dortmund.
Włoch na przestrzeni dwóch kadencji osiągnął coś, co wcześniej wydawało się niemożliwe. Zdetronizował wielkiego Miguela Muñoza i stał się trenerem z największą liczbą trofeów w dziejach madryckiego giganta. Przypieczętował to w grudniu ubiegłego roku za sprawą zwycięstwa z meksykańską Pachucą w finale Pucharu Interkontynentalnego. Piętnaście pucharów. Dokładnie tyle ich wstawił do i tak pękającej już w szwach klubowej gabloty.
Ponadto jest jedynym menedżerem, który ma swoim koncie mistrzostwo w każdej z pięciu topowych lig Europy. Mimo tylu laurów i utrzymywania się na szczycie przez kilkadziesiąt lat, jego trenerski, a przede wszystkim taktyczny warsztat był nieustannie kwestionowany. Nie da się ukryć, że Ancelotti nie jest trenerem-wynalazcą, który opracował strategię, o której pisze się w książkach. Ale w drugą stronę – ktoś, kto kompletnie nie zna się na tej robocie, nie mógłby jako szkoleniowiec pięć razy w swojej karierze zdobyć Pucharu Europy (trzykrotnie z Realem, dwa razy z AC Milan). Cytując klasyka, nie ma takiej możliwości, żeby to było możliwe.
Kilka miesięcy temu José Mourinho udzielił wywiadu włoskiemu dziennikowi „Corriere dello Sport”. Został w nim zapytany o to, w czym leży wielkość trenera. Portugalczyk odpowiedział: – W karierze, a nie momencie. W wynikach, a nie filozofii. W człowieczeństwie, a nie egocentryzmie. W odwadze, a nie samoobronie. W uczciwości, a nie relacjach. W harmonii z nową generacją kolegów. W spokojnym śnie w nocy, bo wie, że zawsze był niezależny intelektualnie. Te słowa niemal perfekcyjnie opisują Carlo Ancelottiego. No, może poza tymi relacjami, bo akurat w tej dziedzinie 65-latek jest mistrzem.
I nie ma w tym wielkiej filozofii. On po prostu do każdego podchodzi z sercem na dłoni. Jest dobrym przyjacielem, nie srogim szefem. Wydaje się to takie proste, choć w tym fachu stanowczo takie nie jest. Jednak to właśnie za to kochają go jego piłkarze i kibice. Za jego człowieczeństwo. Za zamiłowanie i szacunek do ciężkiej pracy podpatrzone u swoich rodziców i wyniesione z rodzinnego Reggiolo. Za tę lewą brew uniesioną w tak charakterystyczny i jedyny w swoim rodzaju sposób.
– Nie chcę trenować innego klubu po Realu Madryt – powiedział Ancelotti na konferencji prasowej przed dzisiejszym spotkaniem z Realem Sociedad. Teraz czeka go wyzwanie poprowadzenia reprezentacji Brazylii do triumfu na Mistrzostwach Świata w 2026 roku. Ale niezależnie od tego, czy mu się to uda, czy nie, na Bernabeu już na zawsze będzie postacią pomnikową. – Carlo Ancelotti na zawsze pozostanie częścią wielkiej madryckiej rodziny – wyznał prezes Królewskich, Florentino Pérez, cytowany przez oficjalną klubową stronę internetową.
Co istotne, włoski szkoleniowiec w swoim wpisie zamieszczonym w mediach społecznościowych nie pożegnał się z madridistas, ale powiedział im „do zobaczenia”. Tym, co zrobił dla Realu Madryt, zasłużył sobie na dozgonny szacunek całego madridismo. Niewykluczone, że za jakiś czas faktycznie wróci do stolicy Hiszpanii, choć już w zupełnie innej roli. Trudno wyobrazić sobie, by sympatycy Los Blancos mieli coś przeciwko temu. W końcu Carlo Ancelotti już na zawsze pozostanie ich dobrym, poczciwym Carletto.
Mecz La Liga odbędzie się poza Hiszpanią? Niebawem kluczowa decyzja
Od dłuższego czasu krąży pomysł rozgrywania wybranych meczów ligi hiszpańskiej poza tym krajem. Niebawem pierwszym takim przypadkiem ma być mecz Barcelony.