Przejdź do treści
Odprawa pomeczowa: Niegościnna Legia

Polska Ekstraklasa

Odprawa pomeczowa: Niegościnna Legia

Pewne zwycięstwo Legii, wspaniała seria Śląska, dołujący Górnik i Wisła Kraków na dnie – tak obecnie wygląda sytuacja w PKO Bank Polski Ekstraklasie. Co się wydarzyło w 17. kolejce?

Luquinhas był najlepszym zawodnikiem Legii w starciu z Koroną (fot. Piotr Kucza/400mm.pl)

Górnik biegał, Zagłębie grało w piłkę. Jeszcze nie tak ofensywnie jak chciałby Martin Sevela, ale wystarczająco na tyle, by KSG nie zipnął. Przykro było patrzeć na nieporadność gości, bo nawet nie na daremność ich prób – tych przecież właściwie nie było. Problemem Zagłębia jest nierówność – drużyna potrafi zasnąć na cały mecz lub choćby pół, by innym razem, choćby już za tydzień, szybko i sprawnie ogolić przeciwnika. Górnik chciałby mieć mimo wszystko taki problem, ponieważ jemu przebłyski zdarzają się tak rzadko, że właściwie można je potraktować jako błąd statystyczny. 

• • •

Cracovia, która dopiero co kilka dni wcześniej okazała się lepsza od Zagłębia, w niedzielę stanęła przed szansą objęcia prowadzenia w tabeli. Miała sytuacje, by dobrać się ŁKS-owi do skóry, lecz albo zawodziły celowniki, albo… nie zawodził Malarz. Łodzianie pewnie gdyby mogli, graliby z Pasami co tydzień. Na cztery w sumie zwycięstwa w tym sezonie, dwa zanotowali właśnie nad Cracovią. Tym razem wygrali dzięki interwencji VAR i karnemu, który precyzyjnie egzekwował Ramirez. Kto wie, ile punktów więcej miałby team Kazimierza Moskala, gdyby od początku sezonu etatowym wykonawcą jedenastek był właśnie Hiszpan.

• • •

Niemal równie kiepsko jak Górnik w Lubinie, zaprezentowała się Wisła Płock w konfrontacji z Lechem. Niby próbowała od czasu do czasu zmontować jakieś natarcie, ale owe próby ograniczały się głównie do dośrodkowań, najlepiej z kornerów bitych przez Furmana, które jednak bywały mocno przeciągnięte. Dość brutalnie obszedł się z Nafciarzami Leszek Orłowski w swoim cotygodniowym „Uniku taktycznym”, którego fragment, wyprzedzając wtorkowy druk, przytaczamy:

„Myśl ofensywna polegała na tym, że zagrywa się długie podanie do Ricardinho, górne i powolne, a zawodnicy gremialnie ruszają do przodu by wygrać walkę o tak zwaną drugą piłkę, bezpańską po główkowym pojedynku i wtedy natrzeć. Ewentualnie podaje się do Giorgiego Merebaszwilego i niech ten coś zrobi… Fatalnie zagrał człapiący po boisku niczym nasza szkapa w kopalni i wykastrowany z inwencji Dominik Furman. A przecież jest to zawodnik, który w tym sezonie wykreował kolegom bardzo wiele sytuacji bramkowych… Miejmy nadzieję, że Wisła nie zakwalifikuje się do pucharów. Jest bowiem w pełni gotowa by przegrać w nich do zera u siebie z rywalem z San Marino albo z Gibraltaru”.

Nie jest to miła cenzurka, ale na tle tak usposobionych Nafciarzy Lech wyglądał po profesorsku – widać ile daje temu zespołowi duet Tiba-Amaral, o ile tylko jest normalnej, wysokiej dyspozycji. Jeśli do tego dodać skutecznego jak zwykle Gytkjaera, dość pewną defensywę i coraz efektywniejszego Puchacza, wystarczyło to na obnażenie słabości zespołu, który jeszcze niedawno śrubował serię wygranych.

• • •

Na swoim boisku przegrała też druga Wisła – z Krakowa. Ale to trochę inna para kaloszy, mianowicie Biała Gwiazda zaprezentowała się całkiem przyzwoicie. Oddała 15 strzałów na bramkę Alomerovicia, inna rzecz, że tylko jeden celny. Szczęście też nie było przy gospodarzach – fatalnie pomylił się Silva, wcześniej kilka groźnych strzałów wiślaków trafiało w… wiślaków. Lechia natomiast wygrała ten mecz po swojemu – wyrachowaniem, zimną krwią i skutecznością Paixao, który przywrócony do składu, zaczął wręcz fruwać. Niemniej – 9. kolejna porażka Wisły, a 10. licząc z Pucharem Polski, oznacza czerwony alarm pod Wawelem.

• • •

Legia potwierdza pewną prawidłowość – nie ma litości dla słabszych od siebie, zwłaszcza na swoim stadionie. Cztery ostatnie mecze na boisku przy Łazienkowskiej, to czterech rozłożonych na łopatki. I o ile Lech potrafił postawić się gospodarzom, to 16 goli wbitych Wiśle, Górnikowi i Koronie musi robić wrażenie. Odwrotny problem ma Pogoń. Potrafi odprawić Legię czy Lechię, by gubić punkty z zespołami niżej notowanymi, stąd remisy z Arką, Górnikiem, porażki z Rakowem lub pucharowa ze Stalą Mielec. Owszem, Legia przegrała w Szczecinie, ale odbiła to sobie na Koronie. Pogoń zaś miała obowiązek pokonać słabującą Arkę. Jeśli faktycznie jej piłkarze czują, że to może być historyczny sezon (a niby dlaczego nie, skoro Piast pokazał, że w polskiej lidze naprawdę można) albo przynajmniej bardzo dobry, znaczony awansem do europejskich pucharów, to po takim meczu jak z Legią, drużyna powinna pójść za ciosem. Nie poszła.

• • •

A propos Piasta, to jego postawa jest jednak szokująca. O ile 0:3 na Bułgarskiej od biedy może się zdarzyć każdemu, to taki sam wynik u siebie ze Śląskiem – już nie. Ta porażka jest tym bardziej zaskakująca, że mistrz Polski na nią nie zasłużył. Właściwie powinien do przerwy prowadzić trzema bramkami. Tymczasem przydarzył się karny za zagranie ręką, potem jeszcze niefortunna interwencja bramkarza i Śląsk, jakby nigdy nic, okazał się pogromcą drużyny od siebie lepszej. No i po pięciu kolejnych wygranych jest liderem!

Zbigniew Mucha

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024