Przejdź do treści
WARSZAWA 11.10.2014
MECZ ELIMINACJE DO MISTRZOSTW EUROPY FRANCJA 2016 GRUPA D: POLSKA - NIEMCY 2:0 --- QUALIFICATION FOR UEFA EURO 2016 MATCH GROUP D IN WARSAW: POLAND - GERMANY 2:0
SEBASTIAN MILA  ARKADIUSZ MILIK
FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Polska Reprezentacja Polski

Oczko, czyli subiektywny TOP 21 najbardziej pamiętnych goli w historii reprezentacji Polski. Jaki trafię – okienko. Jak nie – maliny [CZĘŚĆ 2]

Druga siódemka wspaniałych bramek Polaków. W niej m.in. heroiczny maj Zbigniewa Bońka, niezwykła historia Kazimierza Deyny na Stadionie Śląskim, a także o tym, jak ogrywaliśmy mistrzów świata.

Zbigniew Mucha

14. Zbigniew Boniek (30.5.1985, Albania – Polska 0:1)

Nawet jeśli nie był to najpiękniejszy gol Zibiego, to jeden z najbardziej pamiętnych. Odnieśliśmy kluczowe zwycięstwo w drodze na meksykański mundial. Jan Urban piętką odegrał do Bońka, ten uderzył zza pola karnego – płasko, przy słupku. Jednak nie uroda gola stanowi w tym wypadku o jego randze.

Dzień wcześniej Zibi był pierwszoplanową postacią finału Pucharu Mistrzów, w którym jego Juventus pokonał Liverpool na Heysel. Z bliska widział tragedię, jaka rozegrała się na trybunach – zginęło 39 kibiców, w zdecydowanej większości fanów Juve. Po meczu i cichej kolacji pożegnał się z kolegami udając na lotnisko, by specjalnie podstawionym samolotem polecieć do Tirany. Chodził po płycie lotniska wśród dziesiątek maszyn i sam szukał właściwej. Wyleciał o 2 w nocy, najpierw do Pizy, później już dalej do Tirany. Po kilku godzinach, o 17.30, wyszedł na boisko. Po kolejnych 24 minutach trafił do siatki.

13. Kazimierz Deyna (29.10.1977, Polska – Portugalia 1:1)

To był mecz decydujący o awansie do finałów MŚ ’78. Remis dał awans. Gola dla Polski bezpośrednio z kornera strzelił Deyna. Kiedy spiker podał nazwisko strzelca, Stadion Śląski zatrząsnął się od gwizdów. O ich prawdopodobnej, choć do końca mimo wszystko niepewnej genezie, pisaliśmy już w tygodniku „PN”. Być może zadecydowały kwestie pozasportowe i fakt, że Deyna był pupilem komunistycznej władzy. Tego już nikt nie zbada i nie sprawdzi, nie ma sensu ferować wyroków. W każdym razie piłkarzowi było niezwykle przykro – przez cały mecz każdy jego kontakt z piłką oznaczał kakofonię gwizdów. Więcej na Śląskim nie zagrał. Reprezentacja szykując się do mundialu, grała gdzie indziej, a po MŚ w Argentynie Ryszard Kulesza już znakomitego pomocnika nie powoływał.

Źródło grafiki: PZPN

12. Kazimierz Deyna (10.9.1972, Polska – Węgry 2:1)

Właściwie w przypadku Kaki zastanawialiśmy się nad przynajmniej czterema trafieniami i każde jest warte wspomnienia, choć wyróżnimy dwa. Ostatecznie z żalem rezygnujemy z bomby z Włochami, po której Deynie pękł but i z pierwszej bramki w finale igrzysk olimpijskich. Ale druga okazała się wówczas na wagę olimpijskiego złota i jej przeoczyć nie można. Piłkę w pole karne wrzucił Zygmunt Maszczyk, do głowy wyskoczył Włodzimierz Lubański. Nie on jednak zgrał futbolówkę. Ta odbiła się od zdezorientowanych Węgrów, z ich gapiostwa skorzystał szybki niczym wąż Deyna, który zdążył jeszcze minąć zwinnie bramkarza i wpakować piłkę do siatki. Dziewiąty gol legionisty oznaczał też koronę króla strzelców monachijskich igrzysk.

11. Sebastian Mila (11.10.2014, Polska – Niemcy 2:0)

Gol na 2:0. To nie był wybitny mecz reprezentacji. Pomogło szczęście, pomógł Wojciech Szczęsny. Ale był to mecz-fundament. Mit założycielski zespołu, którzy uwierzył w siebie i potem rozegrał udane Euro. Tam zresztą też nie dał się Niemcom, doszedł do ćwierćfinału mistrzostw Europy. Najpierw były jednak kwalifikacje, a w nich na drodze pojawili się mistrzowie świata. Ci sami, którzy dopiero co w półfinale mundialu wbili 7 bramek Brazylii. Prowadziliśmy 1:0, lecz dopiero druga bramka w 85. minucie 32-letniego pomocnika Śląska Wrocław pozwoliła uspokoić nerwy i uwierzyć w zwycięstwo. Po tym meczu Mila został na krótko bohaterem narodowym. Otrzymał ponad pół tysiąca SMS-ów gratulacyjnych. W jaki sposób strzelił gola, opowiada w biografii napisanej z Leszkiem Milewskim: 

„Wpadam w szesnastkę, a Lewy dogrywa. Pierwsza myśl: «Kto jest do zagrania, komu odegrać». Widzę kątem oka, że ktoś idzie lewą stroną. Chyba Maciek Rybus. «Może mu dograć?» Ale nie wiem za wiele. Nie mam pojęcia, czy nie jest kryty. Chyba z lewej mignął mi też niemiecki obrońca.

Widzę natomiast, że Neuer jest blisko swojego lewego słupka. Poszedł tam, asekurując bramkę, gdy Lewy przyjął piłkę w szesnastce. Teraz dzięki temu mam odsłoniętą lewą stronę bramki (…)

Podanie Lewego to ciasteczko. Idealnie w tempo. Szybka, ale nie za szybka piłka, taka, jak trzeba pod strzał. Neuer startuje od prawego słupka. Wie, że ma lukę po prawej i wie, że ja też to widzę (…)

Jak uderzać, to z pierwszej. Walić z prostego podbicia? Mniejsza kontrola. Jak trafię – okienko. Jak nie – maliny. Może lepiej bokiem stopy, tak jak podanie. Wykonuję takich zagrań dziesiątki co mecz, setki co trening.

Wybieram pasówkę.

Widzę, że piłka leci w światło bramki. Jest korytarz, ale Neuer się przesuwa. Zdąży czy nie zdąży?

Nie zdążył.”.

10. Dariusz Dziekanowski (16.11.1985, Polska – Włochy 1:0)

No to idźmy za ciosem i serią przypomnijmy wszystkie bramki Polaków, które pozwoliły pokonać aktualnych mistrzów świata. Teoretycznie byli nimi jeszcze Brazylijczycy w 1974 roku w Monachium, ale wiadomo było, że już tytułu nie obronią. W przypadku Argentyny ’81 oraz Włochów ’85 i Niemców ’14 sprawy miały się inaczej. Ale po kolei. Późną jesienią ’85 na Stadionie Śląskim zasiadło tylko 20 tysięcy widzów. To miał być mały rewanż za półfinał Espana ’82. Italia przyjechała osłabiona brakiem kilku kluczowych zawodników, my właściwie w najsilniejszym zestawieniu. Medalistów z Hiszpanii wzmocnił między innymi Dziekanowski. Miał wspaniały okres – po transferze do Legii wyraźnie się ożywił. W Chorzowie grał znakomicie, a już w 6. minucie zdobył bramkę-marzenie. Przejął piłkę i z ponad 25 metrów przylutował w górny róg. To po tym meczu definitywnie przypadł do gustu Interowi Mediolan. Kilka dni później zagrał przeciwko czarno-niebieskim w Pucharze UEFA. Dalej się podobał. Tyle że ostatecznie do transferu nigdy nie doszło, choć ponoć było blisko.

9. Zbigniew Boniek (28.10.1981, Argentyna – Polska 1:2)

Mecz towarzyski, ale naprzeciw wielka Argentyna w składzie ze swoimi gwiazdami, bohaterami zwycięskiego mundialu sprzed trzech lat. Na Estadio Monumental zasiadło około 40 tysięcy ludzi. Faworytem byli mistrzowie świata, tym bardziej że przywieźliśmy na mecz jednego tylko bramkarza, w dodatku Józef Młynarczyk miał naderwaną torebkę stawową i zwichnięty palec. A mimo to dał radę. 20 minut przed końcem padło rozstrzygnięcie. Z rzutu wolnego Boniek trafił w samo okienko. Wcześniej próbował kilka razy, ale fatalnie pudłował. Ponoć dlatego, że piłka produkcji południowoamerykańskiej była dość dziwna. 

Mecz, który był dowodem na to, że tę drużynę w Hiszpanii stać być może będzie na sprawienie dużej niespodzianki. Mecz, za który Polacy dostali po 50 dolarów, Argentyńczycy mieli obiecane po 2800. Ale to już inna historia.

8. Andrzej Szarmach (10.7.1982, Polska – Francja 3:2)

Szarmach w swojej karierze strzelił mnóstwo pięknych goli, w tym gola wręcz epickiego, przeciw Włochom na MŚ ’74. Wtedy był gwiazdą. W Hiszpanii nie grał właściwie w ogóle. Z Francją wystąpił tylko dlatego, że za kartki musiał pauzować Włodzimierz Smolarek. Przegrywaliśmy od 13. minuty, gdy krótko przed przerwą rozpędzony Diabeł, bez przyjęcia piłki, huknął lewą nogą piłkę tak, że odbiła się od słupka i wpadła do siaki. Zero radości, uśmiechu, ręka w górze. Ta bramka miała twarz człowieka zawiedzionego, wściekłego, ale i czującego podskórną satysfakcję. Nie był ulubieńcem Antoniego Piechniczka. Niewiele brakowało, a nie zdążyłby zdobyć bramki, bo przy linii rozgrzewał się już Włodzimierz Ciołek. To była reakcja selekcjonera na kiks Szarmacha po centrze Bońka. 

Polscy dziennikarze wrzeszczeli z trybun w kierunku polskiej ławki: „Nie zmieniać Szarmacha!”. Tak relacjonował w książce o mundialu Andrzej Makowiecki, świetny prozaik, pisarz, ale również z zacięciem reportersko-sportowym: „Czuło się, że Szarmach powędruje zaraz na ławkę, i właśnie wtedy strzelił swoją wspaniałą, wyrównującą bramkę. Kropnął z biegu, z lewej nogi, tuż przy słupku i Ciołek przestał się rozgrzewać”. 

Szarmach wspominał, że po meczu Piechniczek nie podał mu nawet ręki, nie padło słowo „dziękuję”. Każdy poszedł w swoją stronę.

guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 38/2024

Nr 38/2024