Oczekiwania a rzeczywistość
Przed rozpoczęciem sezonu Waldemar Fornalik przedłużył kontrakt z Zagłębiem. Jak sam przyznaje, gdyby odszedł, miałby przeświadczenie, że czegoś w Lubinie nie dokończył. Z doświadczonym szkoleniowcem „PN” rozmawia o stawianiu na młodzieżowców, minionym sezonie, a także oczekiwaniach w stosunku do Miedziowych.
Filip Trokielewicz
FOT. Wojciech Figurski / 400mm.pl
Co musi mieć w sobie trener, aby będąc wiele lat w zawodzie nadal mieć w sobie żar?
Przede wszystkim musi lubić swoją pracę. Jeżeli ktoś nie robi tego z pasji, to jest to krótka droga do tego, aby szybko zakończyć karierę – mówi Fornalik.
Po przedłużeniu kontraktu z Miedziowymi powiedział pan, że w przypadku odejścia z klubu latem miałby pan poczucie niedokończonego projektu.
Przychodząc do Zagłębia, zastałem drużynę, której groził spadek. Z powodzeniem utrzymaliśmy się w lidze. Dużo musiało się w międzyczasie pozmieniać, jeżeli chodzi o kadrę, ponieważ w tamtym momencie pewne proporcje były zachwiane. Aby młodzi zawodnicy mogli się rozwijać, muszą być otoczeni doświadczonymi piłkarzami, którzy prezentują odpowiednią jakość. Wtedy klub funkcjonuje jak zdrowy organizm. Do chwili obecnej wymieniliśmy mnóstwo graczy. Zmiany, które zaszły, były nieuniknione.
Stawiając na młodzieżowców, którzy nie są odpowiednio przygotowani, można im wyrządzić krzywdę. Uważa pan, że było tak w Lubinie?
Pozwolę sobie na małą dygresję, bo przypominam sobie czasy, kiedy ja grałem w piłkę. Żeby zagrać na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, trzeba było na to mocno zapracować. Tymczasem patrząc na niektórych chłopców, można było odnieść wrażenie, że w Zagłębiu nie do końca tak było. Z tego wynika fakt, iż niektórzy zostali przesunięci do drugiej drużyny, a część adeptów akademii definitywnie odeszła z klubu.
Istnieje jakiś wyznacznik tego, kiedy młody zawodnik jest gotowy na debiut?
Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, która sprawdzi się w każdym przypadku. Wiele składowych ma na to wpływ. Sztab szkoleniowy podejmuje decyzję, biorąc pod uwagę to, czy dany piłkarz ma umiejętności, a także wykazuje się cechami mentalnymi, które predysponują go do tego, aby grać.
Przed ubiegłym sezonem Miedziowi typowani byli jako potencjalny czarny koń. Czy ósme miejsce, które ostatecznie zajęła drużyna, można uznać za rozczarowanie?
Wpływ na taki odbiór Zagłębia miało to, co udało mi się osiągnąć w Piaście Gliwice. Wszyscy myśleli, że jeżeli Fornalik utrzymał klub w jednym sezonie, to w następnym będą przynajmniej europejskie puchary. To tak nie działa. Od października do kwietnia prezes Kielan nie mógł podejmować żadnych decyzji. Czekaliśmy na zmiany, które zajdą w klubie. Z tego powodu zimą nie przeprowadziliśmy żadnych transferów. Pozycja, którą zajęliśmy, była adekwatna do naszych możliwości. Oczekiwania w Lubinie są ogromne, ale prawdę powiedziawszy, nie wiem do końca, z czego to wynika. Jeżeli ktoś patrzy na klub przez pryzmat KGHM, to muszę powiedzieć, że nie jesteśmy w czołówce ligi pod względem apanaży wypłacanych zawodnikom. Mierzmy siły na zamiary.
Oczekiwania w Lubinie są zbyt wygórowane?
Po 2007 roku Zagłębiu tylko raz udało się zająć miejsce na podium. Na przestrzeni siedemnastu lat był tylko jeden taki sezon. Tymczasem ciągle pojawiają się z różnych stron głosy, że zespół co roku powinien bić się o medale. Bardzo byśmy tego chcieli, ale funkcjonujemy w określonych realiach.
Obserwując ostatnie sezony w wykonaniu Miedziowych, w oczy rzuca się kryzys, który przydarza się regularnie na przełomie października i listopada. Z czego to wynika?
Nie jestem w stanie wskazać jednej namacalnej przyczyny. Wraz ze sztabem szczegółowo przeanalizowaliśmy ten moment, w którym wpadliśmy w dołek. Dokonaliśmy wówczas pewnych korekt, jeżeli chodzi o proces treningowy.
Z czego po poprzednim sezonie jest pan najbardziej zadowolony?
Na pewno nie jestem do końca usatysfakcjonowany. Byłbym, gdyby nie przydarzały nam się wahania formy, o których rozmawialiśmy. Jesteśmy ukontentowani z pojedynczych bardzo dobrych meczów, takich jak wyjazdowe zwycięstwa z Pogonią czy Radomiakiem. Zanotowaliśmy też serię czterech wygranych spotkań z rzędu. To są rzeczy, które napawają optymizmem na przyszłość.
A podobał się panu styl gry drużyny?
Dość długo szukaliśmy optymalnego ustawienia. Dokonywaliśmy sporej liczby roszad w składzie. Wspomniany mecz z Radomiakiem był takim, w którym drużyna zaczęła funkcjonować tak, jak oczekiwaliśmy. Końcówka sezonu była dobrym prognostykiem.
Tomasz Pieńko jest jedną z nadziei klubu na przyszłość. Poprzedni sezon nie był jednak w jego wykonaniu udany. Co było największym problemem 20-letniego pomocnika?
Po moim przyjściu doZagłębia, Tomek miał bardzo dobrą wiosnę. Podejrzewam, że wytworzył sobie presję, że kolejna kampania w jego wykonaniu musi być jeszcze lepsza. Wpływ na gorszą dyspozycję Tomka w trakcie minionej edycji rozgrywek miało też to, że latem nie przepracował całego okresu przygotowawczego z zespołem, ponieważ występował na mistrzostwach Europy do lat 19. W jego boiskowych poczynaniach momentami widać było lekką frustrację. Aktualnie na treningach widzimy zupełnie innego człowieka – z entuzjazmem podchodzi do kolejnych zajęć. Już w grach kontrolnych przed rozpoczęciem sezonu widzieliśmy, że prezentuje się coraz lepiej.
Można już chyba powiedzieć, że jednym z objawień początku nowego sezonu jest Igor Orlikowski. Dostrzega pan podobieństwa między 18-latkiem a Waldemarem Fornalikiem, kiedy był pan piłkarzem? Mam na myśli między innymi warunki fizyczne.
Igor zaliczył wejście smoka do drużyny. Wzrost nie musi być przeszkodą. W moim odczuciu aktualnie nie widać, że Igorowi brakuje centymetrów. Jeżeli zawodnik jest inteligentny i potrafi wyczuć moment, kiedy wyskoczyć do główki, spokojnie sobie poradzi. To samo tyczy się pojedynków bark w bark. Za moich czasów grało się trochę inaczej, ponieważ oprócz stopera, byli jeszcze forstoper i dwaj obrońcy kryjący. Moje zadania często ograniczały się do asekurowania reszty defensorów.
Zagwozdka jak zastąpić Kacpra Chodynę jest dla pana obecnie największym wyzwaniem?
Owszem, bo Kacper zdobył siedem bramek i zanotował dziesięć asyst. To są kapitalne liczby. Mocno zabiegaliśmy o sprowadzenie Kajetana Szmyta, gdyż w nim upatrujemy kogoś, kto może być następcą Chodyny. Niestety, Kajtek w jednym ze sparingów doznał urazu. Spore nadzieje pokładamy także w Adamie Radwańskim. Okno transferowe jeszcze się nie zamknęło. Nie wykluczam, że przynajmniej na dwóch pozycjach dokonamy wzmocnień.
Które miejsce na zakończenie bieżącej edycji rozgrywek by pana zadowoliło?
Umówmy się, że odpowiem na to pytanie w grudniu.