Nowi, szerzej nieznani, ale warci obserwacji. Pięć gwiazd jutra
Bundesliga przestaje być ligą docelową. Jedynie Bayern broni się jeszcze przed zakusami ze strony klubów angielskich czy hiszpańskich. Wszyscy inni narażeni są na zachcianki szejków, Rosjan i Chińczyków, stojących za klubami z Anglii, Włoch, Francji czy Hiszpanii. Pieniądze oferowane za piłkarzy są tak ogromne, że Niemcy nie wytrzymują konkurencji.
TOMASZ URBAN
Minęły czasy, gdy Bundesliga była rajem dla piłkarzy z całej Europy. Dziś jest to co najwyżej jego przedsionek. Miejsce, w którym można się doskonale wypromować i które znakomicie przygotuje piłkarza do grania w bogatszych i lepszych ligach. Bundesliga od kilku sezonów regularnie traci gwiazdy, przede wszystkim dlatego, że budżety płacowe większości klubów nie wytrzymują porównania z budżetami innych europejskich marek z czołowych lig. To z kolei ma związek z coraz mocniej krytykowaną regułą 50+1, regulującą stosunki właścicielskie w klubach i blokującą dostęp do nich wszelkiej maści dobrodziejom ze świata. Z importera gwiazd staje się coraz bardziej ich eksporterem. Ale jak wiadomo życie nie znosi próżni. Umarł król, niech żyje król. W miejsce odchodzących natychmiast wskakują nowi. Już w pierwszych dwóch kolejkach pojawiło się w lidze wiele świeżych postaci. Takich, które albo nie mają na liczniku żadnego meczu w jednej z pięciu najsilniejszych lig Europy, albo odgrywały w nich marginalne role. Te pierwsze spotkania wyszły im jednak na tyle dobrze, że warto im się nieco dokładniej przyjrzeć. Poznajcie gwiazdy jutra.
Nowy Rudy?
Długo trwało w Hoffenheim poszukiwanie kogoś, kto zastąpiłby wieloletniego szefa drugiej linii w ekipie TSG, czyli Sebastiana Rudego. To zadanie o tyle trudne, że na barkach obecnego gracza Bayernu spoczywała w minionym sezonie asekuracja całego ofensywnie usposobionego środka pola. Trener Nagelsmann preferuje ustawienie z jednym defensywnym pomocnikiem i dwiema bardzo ofensywnie grającymi ósemkami, przed którymi operuje dwójka lub czasem nawet trójka napastników (wówczas kosztem jednej ósemki). Latem ściągnięto do Kraichgau Floriana Grillitscha i Roberta Zulja, został w kadrze kapitan Eugen Polanski, jest też wracający do bardzo dobrej dyspozycji z okresu gry w VfB Stuttgart Lukas Rupp. W pierwszym meczu z Liverpoolem, w rolę szóstki wcielił się grający z reguły wyżej Kerem Demirbay, ale już w ligowym spotkaniu z Werderem bardzo dobrze na tej pozycji dawał sobie radę 19-letni wychowanek TSG Dennis Geiger (na zdjęciu).
Znakomicie regulował tempo. Zagrywał do kolegów ze skutecznością podań sięgającą ponad 97 procent, a mówiąc konkretniej – na 69 wykonanych podań 68 razy piłka trafiła do właściwego adresata. Do tego, mimo mikrego wzrostu, wygrał 50 procent pojedynków, a także wykreował jedną sytuację strzelecką. Nagelsmann nie mógł się go nachwalić po meczu z Werderem: – Jestem z niego bardzo zadowolony. Był może trochę przemotywowany, ale to normalne u tak młodego zawodnika, który zalicza debiut w pierwszym zespole. W defensywie grał bardzo agresywnie i pewnie, świetnie ubezpieczał piłkę. To bardzo dobry piłkarz. Potrzebuje jeszcze zaufania, ale absolutnie jest realną opcją do gry w podstawowym składzie – podsumował występ podopiecznego szkoleniowiec TSG. „Kicker” już zdążył go zresztą porównać do wspomnianego wyżej Rudego, twierdząc, że Geiger – podobnie jak i jego poprzednik – jest bardzo dobrze wyszkolony technicznie i dysponuje znakomitym przeglądem pola. Konkurencja w drugiej linii Hoffenheim jest ogromna, ale młody Dennis, po tak dobrym debiucie, znacząco poprawił notowania. Na tyle mocno, że zagrał też od pierwszej minuty w rewanżowym meczu z Liverpoolem na Anfield.
Nie płaczą po Dahoudzie
Wydawało się, że odejście Mahmouda Dahouda z Borussii Moenchengladbach będzie dla Źrebaków mocnym ciosem, bo zastąpić tak kreatywnego i istotnego dla gry ofensywnej zespołu piłkarza, wcale nie jest łatwo. Ale pierwsze mecze pokazują, że Max Eberl postawił na właściwego konia. Denis Zakaria pozyskany z Young Boys Berno doskonale wprowadził się do zespołu i już od pierwszego meczu pokazał, że może być dla Borussii znaczącym wzmocnieniem. Nie ma może aż takiego polotu w rozegraniu jak Mo, nie czaruje techniką (choć też trudno mu jej odmówić), nie zachwyca fajerwerkami, ale daje coś, czego poprzednik nie dawał, czyli odpowiedzialność za piłkę i siłę fizyczną. Świetnie uzupełnia się z Christophem Kramerem. Dzięki tej dwójce, gra Borussii jest bardziej wyważona, a podwójne zabezpieczenie środka pola pozwala graczom ofensywnej formacji na pokazanie pełni możliwości. Zakaria w derbach z Kolonią zanotował 100 procent celnych podań, wykreował jedną czystą sytuację strzelecką, przejął 5 piłek, a także aktywnie wspierał ofensywę, raz po raz nacierając z głębi pola na bramkę rywala. W drugim zaś meczu, przeciwko Augsburgowi, popisał się kapitalną solową akcją uwieńczoną zdobytą bramką. A tak odchodząc odrobinę od tematu – za plecami Zakarii czają się już równie młodzi i piekielnie zdolni Laszlo Benes i Mickael Cuisance, a furorę w drugoligowej Fortunie Duesseldorf robi od początku rozgrywek wypożyczony z Borussii Florian Neuhaus. Wygląda na to, że pozycję numer 8 Gladbach ma zabezpieczoną na długie lata.
Powiew optymizmu w Hamburgu
Słodko-gorzki początek sezonu w Hamburgu. Po wymęczonej wygranej z Augsburgiem przyszła zasłużona i dość nieoczekiwana wiktoria z 1. FC Koeln. Po dwóch meczach HSV ma na koncie 6 punktów, czego nikt się chyba nie spodziewał. Punkty te okupiono kuriozalnym, acz fatalnym urazem Nicolaia Muellera, który świętując strzelonego gola nieszczęśliwie wylądował i zerwał więzadła w kolanie. Do tego dochodzą problemy kadrowe w formacji defensywnej. Hamburczycy od jakiegoś czasu szukają nowego lewego obrońcy, ale póki go nie mają, muszą sobie radzić tym, co mają. Potrzeba matką wynalazków? Na to wygląda, bo jednym z lepszych piłkarzy HSV w obu meczach był ściągnięty w tym okienku ze Sparty Rotterdam 18-letni Holender Rick van Drongelen.
To nominalnie środkowy obrońca, ale dobrze poradził sobie z grą na boku i dał nadzieję, że może być solidnym wzmocnieniem defensywy Hamburga właściwie od razu. To bardzo pocieszające dla HSV, bo na obu pozycjach Gisdol ma obecnie największe problemy kadrowe i młody Holender wypełniający właściwie defensywne obowiązki, spadł mu niczym z nieba. Dla Van Drongelena tak szybki debiut w podstawowym składzie HSV też był zaskoczeniem. Do tego stopnia, że na pierwszy mecz z Augsburgiem awaryjnie ściągał całą rodzinę z Holandii. 12 osób wpakowało się w Rotterdamie do busa i pojechało oglądać chlubę rodu w akcji. W Kolonii też stanął na wysokości zadania. Nie angażował się może zbyt często w akcje ofensywne, ale znakomicie zabezpieczył lewą flankę i nie pozwalał biegającemu tam Marcelowi Rissemu na rozwinięcie skrzydeł.
Z Monaco do Moguncji
Francuska kolonia w Bundeslidze z roku na rok przybiera na sile. Niemcy zauważyli, że ich zachodnim sąsiadom wyjątkowo obrodziło w talenty i chętnie po nie sięgają. Zwłaszcza środek defensywy zdaje się być nieprzebraną kopalnią diamentów. Rok temu do Borussii Moenchengladbach trafił z rezerw PSG Mamadou Doucoure, a w tym okienku, do Borussii Dortmund, Dan-Axel Zagadou. Obaj mają póki co niewielkie szanse na grę w podstawowych składach, za to Abdou Diallo, który zamienił Monaco na Mainz, może stać się prawdziwą opoką ekipy Sandro Schwarza. W drużynie z księstwa nie miał zbyt wielkich szans, by przebić się przez Kamila Glika czy Jemersona. Musiał poszukać alternatywy. Ofert nie brakowało, rozmawiał z wieloma klubami, ale jak sam mówi w wywiadzie dla spox – urzekło go to, że wraz z dyrektorem sportowym Mainz przyjechał do niego do Monaco także trener Schwarz, by nakłonić go do transferu. Misja zakończyła się powodzeniem. Diallo ma już za sobą pierwsze mecze w Bundeslidze i zwłaszcza w pierwszym przeciwko Hannoverowi, spisał się naprawdę świetnie.
Francuz to wszechstronny piłkarz. Może zagrać zarówno na pozycji środkowego obrońcy, jak też na lewej stronie, a w razie konieczności poradzi sobie także jako defensywny pomocnik. Jego mocne strony to wyszkolenie techniczne, świetna postawa w powietrzu i pewna gra z piłką przy nodze. Pierwsze ligowe spotkania pokazały, że Mainz, które od dłuższego czasu poszukiwało dla Stefana Bella odpowiedniego uzupełnienia w bloku defensywnym, wreszcie trafiło w dziesiątkę, a Diallo, który teoretycznie zrobił krok w tył, zamieniając Monaco na Moguncję, za rok lub dwa może zrobić dwa lub trzy kroki do przodu. Mainz bowiem żyje z promowania i sprzedaży piłkarzy do lepszych i bogatszych klubów.
Ciasne buty Fussballgota
Snajperzy znani z ligi holenderskiej mają w Bundeslidze ciężkie życie. Za jeden z najgorszych transferów w historii Borussii Moenchengladbach uznano swego czasu pozyskanie Luuka de Jonga, na którego wydano rekordowe wówczas 12 milionów euro, dziś zaś, z wymaganiami stawianymi w nie najmocniejszym przecież Werderze Brema, nie radzi sobie zupełnie były egzekutor AZ Alkmaar Aron Johannsson. Przykłady można by mnożyć. Jest jednak nadzieja, że w końcu któryś z napastników przybyłych do Niemiec z Eredivisie poradzi sobie w nowym otoczeniu. Mowa o Francuzie Sebastienie Hallerze z Eintrachtu, który z dobrej strony zaprezentował się w obu pierwszych meczach frankfurtczyków.
Zadanie ma niełatwe, bo w nowym klubie musi zastąpić absolutną legendę, czyli zdrowiejącego po przebytej boreliozie Alexa Meiera, który jednak ma już swoje lata i powoli schodzi z piłkarskiej sceny. Francuz imponuje na boisku siłą i pracowitością. Jest bardzo trudny do upilnowania dla obrońców. W meczu z Freiburgiem dźwigał na barkach właściwie całą ofensywę Eintrachtu. Co prawda nie wykorzystał paru dogodnych sytuacji, ale wiele z nich wykreował sobie sam. Nie jest to typ napastnika skazanego na zagrania kolegów, co czyni go jeszcze bardziej wartościowym dla zespołu. Kosztował Eintracht sporo, bo aż 7 milionów euro, co jest rekordem transferowym klubu, ale póki co, robi wrażenie udanej inwestycji. Stylem gry przypomina nieco Anthony’ego Modeste’a, którego Kolonia sprzedała do Chin za ponad 30 milionów. Niko Kovac widzi w nim jednak pewną gwiazdę Eintrachtu sprzed lat: – Sebastien wygrywa wiele pojedynków główkowych, potrafi przytrzymać i osłonić piłkę, jest właściwie nie do przewrócenia. Za moich czasów, w Hamburgu grał Tony Yeboah, którego nawet buldożer nie dałby rady przestawić.
To oczywiście nie wszyscy. W Lipsku pokazał się przecież Konrad Laimer, w Schalke Amine Harit, w Stuttgarcie Orel Mangala, w Wolfsburgu Landry Dimata i Kaylen Hinds. A do głosu dojdą następni. Bundesliga to środowisko przyjazne młodym piłkarzom. Tylko trzeba wykorzystać szansę, jeśli już taka się nadarzy, bo drugiej może nie być.
(fot. Reuters)
TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (35/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”