Nowe wcielenie Maksa Meyera
Patrzenie na jego grę zawsze sprawiało mi przyjemność. Godzinami można się wpatrywać w to, jak prowadzi piłkę przy nodze. Króciutko. Tak krótko, że krócej już się nie da. Futbolówka siedzi mu na bucie niczym przyklejona. Nie tylko ja nie mogłem nasycić się tym widokiem. Sam Max chyba też, bo przecież gdyby było inaczej, to nie robiłby tego tak nagminnie. No i w tym sęk.
Kiedy ja wybałuszałem oczy z zachwytu, trenerzy
Meyera rwali włosy z głowy. To, co dla kibiców i obserwatorów było kwintesencją piłkarskiej estetyki, przełożeni Maksa musieli odbierać jako przejaw futbolowego kiczu. Przecież zawodnik grający na pozycji numer 10 to nawet z definicji rozgrywający, a nie holujący piłkę. On ma przyspieszać grę, a nie zwalniać.
Najlepsi środkowi pomocnicy na świecie szybko myślą i szybko biegają. Taki Xabi Alonso, w schyłkowym okresie gry w Bayernie, już tylko szybko myślał, ale i to wystarczało do utrzymania tempa gry zespołu. A Max Meyer na pozycji numer 10 tylko szybko biegał. Najczęściej oczywiście z piłką przy nodze. To zaś nie dawało zespołowi należytych korzyści.
Do tego nigdy nie imponował statystykami. Owszem, coś tam strzelił, coś tam dograł, ale wrażenia artystyczne w jego przypadku niemal zawsze brały górę nad wymiernymi liczbami. Tylko raz wzbił się ponad przeciętność w tym względzie. W 41 meczach sezonu 2015-16 zaliczył 6 goli i 10 asyst, choć też przecież trudno taki bilans uznać za wybitny. Już wtedy zaczęło się poszukiwanie najodpowiedniejszego dla Maksa miejsca na boisku. Andre Breitenreiter ustawiał go a to w środku, a to na boku, licząc zapewne na jego dynamikę. Jego następca, Markus Weinzierl, też nie był w pełni przekonany do Maksa ustawionego centralnie za napastnikiem, tym bardziej że w preferowanym przez niego ustawieniu 1-3-5-2 nie było miejsca dla klasycznej dziesiątki. Meyer, uznawany przecież za jeden z największych talentów, jakie kiedykolwiek spod swojej ręki wypuścił Norbert Elgert, odgrywał coraz mniejszą rolę w zespole i coraz bardziej rozmieniał się na drobne.
Widział to także Christian Heidel, który minionego lata dość aktywnie poszukiwał chętnych na usługi niewysokiego technika. Pisało się o zainteresowaniu Tottenhamu, w grę miały też wchodzić kluby z Hiszpanii, ale do żadnych konkretów nie doszło. Prasa niemiecka informowała, że w Schalke postawiono na nim krzyżyk i ani klub, ani też sam zawodnik nie są zainteresowani przedłużeniem współpracy. Domenico Tedesco początkowo także zdawał się go pomijać w swoich wyborach – w gruncie rzeczy również ze względów taktycznych. Aż w końcu wpadł na szatański pomysł. Piłkarza, który w poprzednim sezonie wygrywał średnio ledwie 40 procent pojedynków, cofnął z pozycji numer 10 na 6. Skutek tej transformacji przeszedł najśmielsze wyobrażenia, a szum wokół zawodnika zrobił się większy niż kiedykolwiek.
Verratti? Gattuso? Meyer! – napisał swego czasu na Instagramie Leon Goretzka, wrzucając do sieci zdjęcie z Maksem. Wiadomo, przesadził, to jeszcze nie ta liga, ale faktem jest, że Meyer momentalnie odnalazł się w nowej roli. Na jej potrzeby zmienił też swój wizerunek. Blondwłosy cherubinek zamienił się w wygolonego na zapałkę walczaka. Najważniejsza była jednak przemiana stricte piłkarska. Inna pozycja, to i inne obowiązki na boisku. Oczywiste jest, że w związku z tym Meyerowi musiały wzrosnąć statystyki wyrażające atrybuty defensywne, ale zadziwia fakt, że są one na aż tak dobrym poziomie. Meyer odbiera średnio w meczu 2,3 piłki przeciwnikom, zaś jego najlepszy wynik z poprzednich sezonów to 0,8. Skuteczność odbiorów sięga 58 procent, co jest wynikiem co najmniej przyzwoitym i porównywalnym z osiągami chociażby Naby’ego Keity z Lipska (60 procent skuteczności, przy bardzo podobnej liczbie prób odbiorów). Znacząco wzrósł też współczynnik wygrywanych przez Maksa pojedynków. U Weinzierla wynosił on ledwie 40 procent, teraz, u Tedesco, skoczył do przyzwoitych 50 procent. Z 12 podejmowanych średnio na mecz Meyer wygrywa sześć, co plasuje go praktycznie na jednym poziomie z uznanymi na tej pozycji graczami, takimi jak Sebastian Rudy czy Julian Weigl (obaj z 12 pojedynków w meczu wygrywają średnio 7).
Mało kto jest natomiast w stanie dorównać Meyerowi pod względem liczby przejętych piłek. W przeliczeniu na 90 minut Maks zalicza średnio 2,9 przechwytu, a lepsi od niego pod tym względem ze wszystkich graczy drugiej linii w lidze są jedynie Ignacio Camacho z Wolfsburga (średnio 4 przechwycone piłki w meczu) i Omar Mascarell z Eintrachtu (3), przy czym należy zauważyć, że rozegrali oni w tym sezonie o wiele mniej minut niż pomocnik Schalke. Świadczy to o dużej inteligencji piłkarskiej Meyera i o tym, że potrafi antycypować wydarzenia na boisku, co akurat u defensywnego pomocnika jest niezwykle istotną cechą. Nie tylko to jednak sprawiło, że Tedesco zobaczył w nim klasową szóstkę. Wysoki wskaźnik celnych podań (według statystyk „Kickera” na poziomie 90 procent), a także umiejętność dryblowania (77 procent skutecznych dryblingów, choć gwoli ścisłości trzeba też dodać, że odkąd został przesunięty głębiej, nie podejmuje ich zbyt wielu w meczu, bo średnio zaledwie 1,3, z czego udanych jest 1,0) sprawiają, że Meyer umiejętnie potrafi wyjść z piłką spod pressingu i zainicjować szybki atak, na którym zresztą bazuje w dużej mierze gra ofensywna Schalke.
I tylko
Heidel ma problem, bo Meyer jest świadom swojej wartości, a na dodatek doskonale pamięta to, co działo się latem. Dyrektor sportowy Schalke nie potrafił przekonać do pozostania w klubie
Leona Goretzki, dlatego teraz jest na musiku. Zatrzymanie
Meyera to już nie tylko kwestia sportowa, ale i wizerunkowa. Kibicom trudno byłoby zrozumieć utratę dwóch najwartościowszych piłkarzy zespołu w jednym okienku i to bez odstępnego, tym bardziej że wcześniej stracili w ten sam sposób
Joela Matipa i
Seada Kolasinaca, a więc zawodników, na których można było przecież sowicie zarobić. Problem w tym, że
Heidel ma ograniczone pole manewru. Oferował
Goretzce nawet lepsze pieniądze niż te, które Leon dostał od Bayernu, a teraz co chwila podbija stawkę w grze o
Meyera i co chwila zderza się ze ścianą.
„Bild” poinformował nawet niedawno, że Meyer ma na stole osiem ofert, w tym między innymi z Arsenalu, a i Barcelona ma się zastanawiać nad zaoferowaniem mu umowy. Z takimi gigantami Schalke rywalizować nie może. Dlatego Meyer może grać wysoko. Wszystkie asy w tej rozgrywce są u niego. Heidel ma w talii same blotki.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (7/2018)