Nie uchylam się od odpowiedzialności
Rozdrapywanie ran po finałach mistrzostw Europy potrwa długo. Czy Paulo Sousa to człowiek na właściwym stanowisku? Gdzie Portugalczyk popełnił błędy, ale też gdzie błędy popełnił prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej? Zbigniew Boniek znajdował się w centrum wydarzeń, był blisko kadry i selekcjonera, którego przecież wskazał. A teraz to Zibi wskazywany jest jako współwinny krótkiej turniejowej przygody biało-czerwonych.
W jakim stanie znajduje się reprezentacja Polski po finałach mistrzostw Europy?
Nie wyszliśmy z grupy, więc opinia o kadrze może być wyłącznie negatywna. Nie jest to jednak cała prawda – mówi Boniek. – Nie przypominam sobie w ostatnich dwudziestu latach zbyt wielu meczów Polaków na dużych turniejach, w których graliśmy w taki sposób, jak z Hiszpanią czy Szwecją. Dlatego mam wątpliwości co do oceny reprezentacji. Z jednej strony gdy nie ma rezultatu, wszystko jest złe – szczególnie u nas. Z drugiej, nie prowadzimy polityki płaczu, ale fakty są takie, że ze zdrowymi Arkiem Milikiem, Krzyśkiem Piątkiem, Jackiem Góralskim, Krystianem Bielikiem czy Arkiem Recą gra zespołu mogłaby w fazie ofensywnej i defensywnej wyglądać lepiej. Kilku z nich miałoby miejsce w wyjściowej jedenastce. Bielik i Góralski pomogliby w pressingu, Milik i Piątek dodaliby jakości piłkarskiej. Gdy brakuje kilku istotnych zawodników, mamy deficyt. Wydawało się, że będziemy w stanie to przykryć, na poziomie mistrzostw Europy pewne błędy zostały jednak uwypuklone. Paulo Sousa to podkreślał – oprócz Kamila Glika nie mamy agresywności w obronie, biegamy za przeciwnikiem zamiast przerywać jego akcje. Mimo straty kilku ważnych zawodników, nikt nas nie ograł jednak w sposób zdecydowany, zremisowaliśmy z wysoko notowaną Hiszpanią, ze Szwecją przegraliśmy, ale ostatni gol dla rywali wynikał z rzucenia przez nasz zespół wszystkich sił do ataku, choć oczywiście się liczy. Nasza porażka miała wymiar wyłącznie sportowy, nad tym należy pracować, pod każdym innym względem do niczego nie można się przyczepić.
Wymiar sportowy jest kluczowy.
Najważniejszy! Jako prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej nie chowam głowy w piasek, nie wymiguję się od odpowiedzi. Identyfikuję się z drużyną, nie spełniła jednak zadania.
Cofnijmy się kilka miesięcy, zmiana selekcjonera była potrzebna…
… zacznijmy od tego, że gdy zakwalifikowaliśmy się do finałów mistrzostw Europy, był koniec 2019 roku. Turniej miał odbyć się za kilka miesięcy, a kontrakt Brzęczka wygasał po zakończeniu turnieju, czyli 30 lipca 2020 roku. Pandemia zmieniła warunki gry. Mimo że przez pół roku reprezentacja nie wystąpiła w żadnym spotkaniu, przedłużyłem z Jurkiem Brzęczkiem umowę do końca 2021 roku, co zaskoczyło nawet trenera. Wierzyłem w niego, tyle że jesienią pojawiło się sto tysięcy różnych problemów, o których nie chcę mówić – nic to wniesie poza dodatkową polemiką. A czy do zmiany trenera doszło w styczniu, czy doszłoby do niej w listopadzie, to nie ma żadnego znaczenia, bo na pracę z zespołem nowy selekcjoner miałby dokładnie tyle samo czasu. Myśli pan, że Paulo nie oglądał wcześniejszych meczów reprezentacji, że nie oglądał meczów reprezentantów w klubach, że on i jego sztab ludzi nic nie robili? Bądźmy poważni.
Myślę, że eksperymentował, bo nie znał zawodników – nie w rozumieniu, że nie wiedział, kim są, ale nie miał pojęcia, czy będą potrafili dać mu na boisku to, czego oczekiwał.
Sprawdzanie piłkarzy wynika z jego charakteru. Znał zawodników, co nie znaczy, że jego spojrzenie na nich musi być zbieżne z pańskim albo moim. To jego odpowiedzialność. Nie szukajmy łatwych stwierdzeń, że Sousa miał za mało czasu. To wyświechtany frazes, gdyby ktoś w Chelsea myślał, że trener potrzebuje pół roku na poukładanie drużyny, nikt nie zatrudniłby Thomasa Tuchela i zespół nie wygrałby Ligi Mistrzów. Praca selekcjonera na tym polega, ma się mało czasu. Z tego punktu widzenia powiedziałbym, że miał go wręcz dużo, bo marcowe zgrupowanie trwało dziesięć dni, a potem był czas przygotowań drużyny w Opalenicy. Słyszę też folklorystyczne historie o markerach zmęczeniowych, to jest nieprawda. Można teraz wysnuwać różne teorie, porażka to zawsze jest ból.
Wybór Sousy na stanowisko selekcjonera był właściwy?
Patrząc przez pryzmat rezultatów, liczyliśmy na więcej. Zawodnicy jednak chwalą sobie współpracę z trenerem, ma takie CV, jakiego nie miał żaden polski trener w ostatnich trzydziestu latach.
Ale czy był dobrym kandydatem na to stanowisko? Nie wiedział prawie nic o polskiej piłce, tymczasem zagraniczni trenerzy, którzy byli w zdecydowanej mniejszości i prowadzili drużyny w trakcie Euro 2020, zanim je objęli, najczęściej grali bądź prowadzili drużyny z tego kraju.
Nie mogło być tak, że na turnieju wpuściłby piłkarza na boisko, którego wcześniej nie przetestował w meczu. U nas panuje przekonanie, że jak już ktoś rozegrał kilka spotkań w wyjściowym składzie reprezentacji, musi grać na tej pozycji przez następne sto lat – dopóki sam nie zrezygnuje. Ale oczywiście wynik determinuje ocenę mojej decyzji. Patrząc z tej perspektywy, proszę bardzo, pomyliłem się. Nie uchylam się od odpowiedzialności. Natomiast nie wezmę na siebie jednego czy drugiego błędu indywidualnego zawodnika w trakcie meczu. Wina prezesa PZPN może być w stu tysiącach różnych rzeczy, ale akurat nie w tym. Ja nie odpowiadam za formę i pomyłki na boisku zawodowych piłkarzy.
Za wybór selekcjonera już pan odpowiada.
No to panu powiedziałem, jeśli weźmiemy pod uwagę suchy wynik, wybór można ocenić jako niewłaściwy. Ale czy Paulo jest złym trenerem? Nie jest. Nie mieliśmy szczęścia, zabrakło kilku kluczowych postaci, przelecieliśmy dziesięć tysięcy kilometrów, co też miało wpływ na zawodników, zabrakło nam doświadczenia, wiedzy piłkarskiej na boisku. Zawaliliśmy pierwszy mecz, ta czerwona kartka w momencie, w którym zaczyna się nam gra układać… Pozwólmy Portugalczykowi pracować. Robert Lewandowski ponownie zaczął regularnie zdobywać bramki dla reprezentacji. W sześciu spotkaniach, w których wystąpił za jego kadencji, strzelił sześć goli. Jeśli chodzi o minuty, trafia częściej niż u Adama Nawałki. Znów wykorzystujemy potencjał Roberta, okazało się jednak, że kołdra zawsze jest trochę za krótka – idziemy do ataku, Robert strzela, bronimy, brakuje jego goli.
A nie myślał pan o innym kandydacie, kimś lepiej znającym nasze piłkarskie realia?
Nenad Bjelica nie mógł zostać trenerem reprezentacji Polski, miał ważny kontrakt z klubem.
Czyli rozważał pan jego kandydaturę?
A czyta pan gazety? Bjelica udzielił wywiadu, w którym przyznał, że do niego dzwoniłem, ale nie rozmawialiśmy o reprezentacji Polski. Nie kłamał, gdy poznałem jego sytuację kontraktową, nie było już o czym rozmawiać.
Sousie nie zabrakło również doświadczenia w roli selekcjonera?
Mógłbym się z tym zgodzić, tylko czy Antoni Piechniczek miał podobne doświadczenie, zostając trenerem reprezentacji?
Nie miał, ale znał możliwości zawodników.
Piechniczek dostał porządną reprezentację po Ryszardzie Kuleszy, a Sousa po Brzęczku, tylko Portugalczyk chciał, aby na boisku prezentowała się inaczej. Paulo wyszedł z założenia, że ta drużyna może grać w piłkę, a żeby tak się stało, nie może gonić za piłką. To są jego słowa i jego prawo.
Tylko czy miał szansę cel zrealizować w trakcie dwóch zgrupowań?
A ma pan pewność, że gdybyśmy grali jak poprzednio, wszyscy z tyłu, to dziś nie rozmawialibyśmy o tym, o czym dyskutowano jesienią – dlaczego zespół nie wykorzystuje potencjału ofensywnego, dlaczego prezentuje taki styl, dlaczego Robert Lewandowski rzadko zdobywa bramki w drużynie narodowej?
Jerzy Brzęczek zostawił w reprezentacji Polski spaloną ziemię?
Kto tak powiedział? Dlaczego pan tak twierdzi?
Nie twierdzę, pytam.
Czyli zmierzamy do typowego polskiego myślenia – najlepsi są ci, którzy są nieobecni? Trenera Brzęczka nie było w trakcie finałów mistrzostw Europy, taką decyzję podjąłem. Nigdy Jurka publicznie nie atakowałem, zakwalifikował się na turniej, później jednak nastąpił szereg spraw, który doprowadził do zmiany. Mówienie o trenerze Brzęczku w kontekście turnieju nic do dyskusji nie wnosi.
Sousa wywrócił grę reprezentacji do góry nogami, może należało budować na tym, co wypracował Brzęczek? Solidnie broniliśmy, tymczasem za kadencji Portugalczyka trójka środkowych obrońców Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek zagrała ze sobą od początku meczu po raz pierwszy na turnieju…
Stracone gole wynikały z indywidualnych błędów zawodników, nie z niewłaściwego przesuwania się obrońców. Pierwsza bramka ze Słowacją, później stały fragment. Zresztą… ma pan po części rację.
Bo pozostaje pytanie, dlaczego przed zmianą ustawienia piłkarze popełniali mniej indywidualnych błędów.
Ale z drugiej strony z Hiszpanią też zagraliśmy na trzech środkowych obrońców. Czyli przyczyną porażki ze Słowacją była zmiana ustawienia, a remis z Hiszpanami już nie był? Dlaczego w drugim meczu grupowym mogliśmy zagrać mądrze, odważnie, dobrze bronić, potrafiliśmy być groźni? Pan mówi, że traciliśmy dużo goli, bo przeszliśmy na trójkę w obronie, dzięki temu jednak mogliśmy więcej atakować, kreować. Zresztą, kwestia ustawienia w fazie defensywnej – pierwsza stracona bramka w meczu ze Szwecją to kuriozum, przy drugiej Przemek Frankowski nie utrzymał piłki, ale nasz obrońca nie atakuje agresywnie Kulusevskiego, a odprowadza go wzrokiem przez czterdzieści metrów, pozwala mu zejść do środka. Błąd indywidualny, nie mający nic wspólnego z grą z trzema defensorami. Gdyby to był Ruedigier, to by Kulusevskiego zjadł od razu. Przy wszystkich trzech straconych bramkach zachowaliśmy się jak dzieci. Za błędy się płaci. Problem nie leżał w ustawieniu, dyspozycja zawodników to nie tylko schemat taktyczny, to głowa, przygotowanie fizyczne, odpowiednia mentalność, branie na siebie odpowiedzialności w pojedynkach. Jedziemy na mistrzostwa Europy, pierwszy mecz na turnieju jest zawsze najważniejszy, a po spotkaniu ze Słowacją słyszę wypowiedzi zawodników, w których przewija się, że przespali pierwszą połowę. Trochę się zdziwiłem. Obojętnie czego jednak nie powiemy, jeśli drużyna nie wychodzi z takiej grupy, znaczy, że nie stanęliśmy na wysokości zadania.
Krótko mówiąc – Sousa przyjął słuszną strategię, by zmienić zupełnie grę kadry trzy miesiące przed turniejem?
Gdybyśmy wygrali ze Słowacją 3:1…
… ale przegraliśmy 1:2.
Ja się na piłce trochę znam, w drugiej połowie mecz zaczął się nam dobrze układać, gdyby Grzesiek Krychowiak nie dostał idiotycznej czerwonej kartki, wygralibyśmy 3:1 i mielibyśmy autostradę do 1/8 finału. Dobudowywanie do tego teorii o złej strategii jest uzasadnione, bo każdy na swój sposób chce zrozumieć porażkę, ale to nie oznacza, że ta teoria jest do końca prawdziwa.
W komplecie na boisku reprezentacja Polski też nie wyglądała najlepiej na tle Słowaków.
Graliśmy zbyt wolno, mozolnie, ale przeciwnik wielkiego spotkania nie zanotował. A gdy nasz zespół się obudził, nawet w osłabieniu stworzył dwie bardzo dobre okazje do wyrównania. Piłka nie jest tak prosta, że gdy wygrywasz, to wszystko jest dobrze, a gdy przegrywasz, wszystko jest źle. Po meczu z Austrią w Warszawie mówiłem, że wywalczony punkt mnie cieszy, bo przybliżał nas do awansu, ale dodawałem, iż styl gry budzi wątpliwości na przyszłość. Nikt mnie wtedy nie słuchał, liczono punkty, a reprezentacja już wtedy miała zauważalny problem. Gdyby kłopotów nie było, nie zmieniałbym selekcjonera. Styl zespołu Brzęczka nikomu się nie podobał, domagano się wykorzystania potencjału ofensywnego. Sousa postawił na grę w piłkę, to teraz słyszę, że trzeba było budować drużynę na obronie.
Czas Krychowiaka w reprezentacji mija?
Ja do reprezentacji zawodników nie powołuję, ani nie odwołuję. Natomiast sam Grzesiek zdaje sobie sprawę z tego, że na turnieju nie był w najwyższej formie. W koncepcji Sousy pomocnicy muszą grę przyspieszać. Problemem reprezentacji na Euro było także to, że nie mieliśmy numeru sześć, zawodnika, który łączy obronę z atakiem, nadaje geometrię drużynie, jest zawsze pod piłką – kto wchodził w jego rolę, nie wywiązywał się z niej.
Zboczyliśmy z tematu – co z oceną strategii Portugalczyka?
Paulo jest rewolucjonistą, być może wydawało mu się, iż piłkarze szybciej zrozumieją jego ideę. Skoro strategia nie przyniosła wyniku, znaczy, że na ten moment nie wypaliła, że w kontekście mistrzostw Europy nie była odpowiednia.
Nie miała prawa wypalić w tak krótkim czasie.
Czyżby? Czy zasługiwaliśmy na porażkę w meczu ze Słowacją, czy nie zabrakło nam szczęścia w spotkaniu ze Szwecją?
Zdobyliśmy punkt w grupie.
Niemniej cały czas byliśmy blisko lepszego wyniku. Może zabrakło większej jakości przy zmianach zawodników? U Szwedów na boisko wszedł Kulusevski i zrobił im mecz. Mamy problem. Podniecamy się grą polskich zawodników w ligach zagranicznych, ten w podstawie, tamten z asystą, ale prawie nikt tych meczów nie ogląda. Na Euro wyszły nasze braki. Na tym poziomie musisz być piłkarzem kompletnym. Gdy nasi piłkarze są pod presją przeciwnika, gdy nie ma przestrzeni, piłka zaczyna ich nagle parzyć. Boją się odpowiedzialności.
Jest problem w wyszkoleniu zawodników, w 2016 roku udało się go jednak przykryć.
To był inny zespół, Kamil Grosicki zbierał minuty w klubie, w obronie grał Łukasz Piszczek, w pomocy Kuba Błaszczykowski, w ataku zdrowy był Arek Milik, a i Grzesiek Krychowiak znajdował się w szczytowym momencie kariery, nie był jeszcze nasycony. Zawiedliśmy, złożyło się na to kilka czynników, Paulo jest jednak dobrym trenerem. Zresztą, problemu Sousy na dziś nie ma, bo ktokolwiek zostanie po mnie prezesem PZPN, na dzień dobry nie zwolni selekcjonera, przecież Portugalczyk musi wysłać powołania na wrześniowe mecze kwalifikacji mistrzostw świata zanim odbędą się wybory. Trzeba grać o drugie miejsce w grupie, o baraż, Anglików będzie trudno minąć. Po eliminacjach powinna przyjść ocena pracy Paulo, jeśli nie awansuje na mundial, kolejny selekcjoner będzie miał podobny czas do dyspozycji przed meczami o punkty do Adama Nawałki.
Co jeśli nowy prezes federacji zwolni Sousę?
Jego sprawa. Ja przed takimi wyborami konsultowałem się z zaufanymi ludźmi, a potem podejmowałem decyzję. Teraz słyszę, że może o wyborze selekcjonera będzie decydował zarząd PZPN, jakieś komisje, komitety. Błąd, prezes taką decyzję musi wziąć na klatę. Gdy nie wychodzi, jest to jego wina, bierze to na siebie. Prezes decyduje, prezes musi się na tym znać. Zatrudniłem Czesia Michniewicza w reprezentacji do lat 21 i pojechaliśmy na młodzieżowe mistrzostwa Europy, nikt inny nie zdecydowałby się na taki krok, bo nie była to popularna decyzja. Od niedawna reprezentację kobiet prowadzi Nina Patalon i odebrałem telefony z zapytaniem czy przypadkiem nie oszalałem, przecież to młoda dziewczyna, a trzeba zatrudnić doświadczonego faceta, najlepiej z konkretnego okręgu… Nie, zatrudniłem Ninę, bo ma inne spojrzenie na robienie piłki. Mogłem zostawić Jurka Brzęczka, wziąłem jednak Sousę, co było ryzykowne, ale chciałem, aby w finałach mistrzostw Europy drużyna grała w piłkę, podobała się polskim kibicom, żeby wyszła z grupy. Krótko mówiąc – chciałem coś osiągnąć.
A może to Sousa nie będzie chciał współpracować z Cezarym Kuleszą, jeśli wygra wybory?
Bzdura. Nie ma tu żadnego związku. Kluczowa sprawa jest inna – drużyna pod wodzą Paulo może grać lepiej. Doprawdy życzyłbym sobie, aby w Ekstraklasie pracowało dziesięciu Sousów.
Portugalczyk nie powinien mieć w sztabie polskiego asystenta, pewnych eksperymentów mógłby uniknąć, straciłby mniej czasu?
Dajmy spokój, rozmawiał z Marcinem Dorną, Maćkiem Stolarczykiem, Hubertem Małowiejskim, to za mało?
Tylko czy ich słuchał?
Selekcjoner nie jest od tego, aby ich słuchać, to oni są po to, by mu pomagać i podpowiadać. To jakby powiedzieć, że Michniewicz poszedł do Legii i powinien słuchać w kwestii gry zespołu Saganowskiego, bo lepiej zna drużynę.
A nie powinien częściej bywać w Polsce?
Przy porażce każdy zarzut jest trafiony, tyle że Sousa oglądał mecze naszych zawodników. Nie patrzę selekcjonerowi na ręce, niemniej cały system do śledzenia spotkań ma w domu zainstalowany, wysyła swoich asystentów na spotkania, sam jeździł po Europie.
Nie nawiązał jednak relacji z polskimi trenerami, rozmawiał dłużej bodaj tylko z Markiem Papszunem.
Miał też spotkanie z Czesiem Michniewiczem.
Na którym nawet nie zapytał o zawodników Legii.
Myli się pan, rozmawiali o Bartoszu Kapustce, natomiast nie wydaje mi się, żeby jakikolwiek zawodnik z Ekstraklasy, który zasługiwał na powołanie, został pominięty.
Nie tylko o to chodzi, selekcjoner pełni funkcję reprezentacyjną, jego obecność na meczach motywuje zawodników. Po fiasku w finałach mistrzostw Europy ma zamiar wpaść do nas dopiero we wrześniu?
Paulo pojawi się w Polsce w drugiej połowie lipca, planuje obejrzenie dwóch kolejek ligowych. A wcześniej on i jego sztab byli w Anglii, zjeździli całe Włochy, w trakcie pandemii odwiedził w Monachium Roberta Lewandowskiego. Nie było tak, że Sousa siedział sobie na hacjendzie w Portugalii.
Nie zastanawia pana, że tylko pan musi na te pytania odpowiadać, a nie także Sousa?
Już się przyzwyczaiłem. Po zwycięstwach wszyscy są do dyspozycji dziennikarzy, po porażkach – prezes.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (27/2021)