– Nie zamierzamy umierać w ciszy i samotności – powiedział w trakcie rozmowy z „Piłką Nożną” Wojciech Cygan. Prezes zarządu Rakowa Częstochowa odniósł się do wielkiego zamieszania dotyczącego dalszej przyszłości klubu w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Prezes Cygan wie, że Rakowowi zostało już mało czasu (fot. Michał Chwieduk / 400mm.pl)
O tym, że ponad 200-tysięczna Częstochowa ma problem ze stadionem piłkarskim wiedzieliśmy od dawna. Nie jest żadnym sekretem, że Raków, czy nieco szerzej, piłka nożna pod Jasną Górą, była przez lata traktowana po macoszemu. Wszystko się jednak zmieniło w ubiegłym sezonie, kiedy to drużyna prowadzona przez Marka Papszuna obrała kurs na ekstraklasę i niedługo po powrocie na jej zaplecze, zaczęła marsz ku elicie. Raków zachwycił całą Polskę, prezentując ofensywny i widowiskowy futbol, a chociaż awans był na wyciągnięcie ręki, to w mieście zaczęto sobie zdawać sprawę z tego, że nawet jeśli uda się go wywalczyć, to nie będzie żadnych szans na to, by zespół mógł zagrać w ekstraklasie na swoim terenie.
UCIECZKA DO PRZODU
_____________________________________________________
Jak się okazało, wszystkie te obawy były słuszne i chociaż Raków awansował, to musiał sobie szukać nowego domu. Taka możliwość była wyciągnięciem ręki przez PZPN, gdyż zgodnie z podręcznikiem licencyjnym klub, który nie posiada stadionu spełniającego twarde kryteria, nie powinien w ogóle zostać dopuszczony do rywalizacji. Początkowo spekulowano o Sosnowcu, rozważano także Katowice, aż ostatecznie stanęło na obiekcie w oddalonym o ponad 70 kilometrów Bełchatowie. Jak w swoim głośnym liście, który został skierowany do władz Częstochowy napisał Zbigniew Boniek, był to ukłon PZPN dla klubu, który w sportowej rywalizacji odniósł tak wielki sukces. „(…) Kierując się uznaniem dla sportowej strony awansu Rakowa, PZPN zdecydował się warunkowo przyznać Rakowowi licencję na sezon 2019/20, mając na uwadze deklaracje samego Pana Prezydenta, jak i władz miejskich obiecujących budowę, bądź gruntowną modernizację obiektu Rakowa” – mogliśmy przeczytać we wspomnianym liście, który został opublikowany na łamach „Dziennika Zachodniego”.
No właśnie… pismo prezesa Bońka. Czas, w którym się ukazało i przekaz z niego płynący nie są przypadkowe. Polski Związek Piłki Nożnej postanowił w ten sposób uciec nieco do przodu i przypomnieć włodarzom Częstochowy, a także organom państwowym, że czas mija, a taryfa ulgowa tym razem nie zostanie zastosowana. Miasto zobowiązało się bowiem do przeprowadzenia konkretnych prac modernizacyjno-budowlanych na obiekcie przy ul. Limanowskiego, a chociaż od złożenia wspomnianych obietnic w Warcie upłynęło już sporo wody, to postępów jak nie było, tak nie ma. Zbigniew Boniek postanowił więc włożyć kij w mrowisko i chociaż ton jego listu mógł w swoim wydźwięku przypominać zwykłe pogróżki, to niewykluczone, że doprowadzi finalnie do podkręcanie tempa, jeśli chodzi o całą inwestycję.
Przypomnijmy, że miasto rozpisało stosowny przetarg, jednak konsorcjum, które złożyło najtańszą ofertę – ta wyniosła 78,7 miliona, a zakładany budżet miał wynieść 40 milionów – zwleka z uzupełnieniem dokumentacji. Przepisy w takich sprawach to rzecz święta – wiadomo, żaden urzędnik nie chce zostać oskarżony o przekroczenie swoich kompetencji – dlatego w Częstochowie czekają. Co więcej, w związku z brakiem odpowiednich funduszy, ratusz musiał poprosić o pomoc Ministerstwo Sportu i Turystyki.
Obecnie pod Jasną Górą mogą jedynie wypatrywać odpowiedzi, ale czas ucieka nieubłaganie. – Nie byłem jakoś specjalnie zaskoczony listem Zbigniewa Bońka i nie traktuję go jako groźby. O tym jakie są konsekwencje niewypełnienie założeń licencyjnych wiedzieliśmy wcześniej – przyznał Wojciech Cygan. – Ja sam mówiłem o tym podczas nadzwyczajnych sesji rady miasta i ostrzegałem, że istnieje niebezpieczeństwo nieprzyznania licencji dla Rakowa, nie tylko na grę w ekstraklasie, ale w przyszłości także na I ligę
NIE CHCEMY BYĆ KOMETĄ
_____________________________________________________
Prezes Rakowa zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, dlatego nie ukrywał, że reakcja prezesa Bońka w pewnym sensie go ucieszyła. – Jeśli chodzi o wspomniane pismo, to było ono o tyle ważne, że informacja dotarła do prezydenta i innych ludzi decyzyjnych, a także rozeszła się szeroko po mediach, które podchwyciły temat. Moim zdaniem to tylko zrobi dobrze całej sprawie. Nie chcielibyśmy bowiem umierać w ciszy i samotności, ale zamierzamy walczyć. I tak jak robimy to na boisku, tak będziemy również walczyć o to, by spełnić kryteria licencyjne – dodał.
Raków faktycznie dzielnie walczy na boisku i obecnie nie wydaje się, by musiał bić się o zachowanie ligowego bytu. Sportowa rywalizacja to jednak tylko jedna strona medalu. „Panie Prezydencie! Z całą mocą i powagą oświadczam, że brak postępów w budowie nowego obiektu Rakowa będzie skutkować brakiem przyznania licencji na ekstraklasowe rozgrywki w sezonie 2020/21. Nawet sportowe, boiskowe osiągnięcia Rakowa (czego serdecznie mu życzymy) nie pomogą klubowi w otrzymaniu licencji na występy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Co więcej, wobec planowego rozwoju przepisów licencyjnych dla klubów I ligi Raków może znaleźć się o dwie klasy niżej niż jest obecnie.” – czytamy dalej w liście Bońka.
Piłkarze Rakowa także czekają na konkretne decyzje (fot. P. Dziurman / 400mm.pl)
W klubie – a niewykluczone, że także w Urzędzie Miasta – rozumieją, że postawienie sprawy na ostrzu noża nie jest wyłącznie straszakiem i pogrożeniem palcem, a kiedy przyjdzie co do czego, to wobec Rakowa zostanie zastosowana taryfa ulgowa. Prezes Cygan nie ma odnośnie tego żadnych wątpliwości. – Wydaje mi się, że tu nie ma niczego na pokaz. Nie chodzi o to, by wyłącznie pogrozić palcem, a za 3-4 miesiące, kiedy złożymy dokumentację, to komisja licencyjna powie „No nie udało się wam. Trudno. Macie kolejny rok”. Na coś takiego w ogóle nie liczymy i działamy tak żeby do takiej sytuacji w ogóle nie dopuścić. Nie po to bowiem angażujemy siły i środki finansowe właściciela, a także sponsorów, by zostać jakąś kometą, która tylko przeleci przez ekstraklasę, a za rok czy dwa nikt nie będzie o niej pamiętał – powiedział nasz rozmówca.
CZARNY SCENARIUSZ
_____________________________________________________
Przed futbolem w Częstochowie decydujący czas. Miasto może bowiem już niedługo stanąć przed ważnym wyborem, który będzie bezpośrednio związany także z tym, czy otrzyma stosowne dofinansowanie ze środków centralnych. Gdyby się okazało, że nie będzie można przeprowadzić prac, które założono w optymalnym wariancie, wtedy w życie mógłby zostać wprowadzony scenariusz rezerwowy, który zakłada modernizację stadionu na dużo mniejszą skalę, jednak w taki sposób, by pokazać federacji, że kolejne wymogi licencyjne są realizowane.
– To jest absolutnie kluczowy moment. Rozstrzygnie się, czy miasto będzie dalej szukało jakichś pieniędzy zewnętrznych, także ministerialnych, bo wiadomo, że przy obecnym budżecie finansowanie własne jest utrudnione ze względu na sytuację Częstochowy. Wtedy całość projektu mogłaby być realizowana zgodnie z założeniami z pierwszego przetargu – stwierdził Wojciech Cygan. – Jeśli nie, to być może należałoby z tego wszystkiego wyciągnąć jakąś lekcję i ograniczyć inwestycje do absolutnego minimum i w ten sposób przystosować obiekt do wymogów ekstraklasy. Wydaje mi się, że jest to temat, który może się rozstrzygnąć już w najbliższych dniach- kontynuował.
Czy Marek Papszun i jego piłkarze muszą się liczyć z najgorszym? Czy mimo tego, że w ramach sportowej rywalizacji robią swoje, to zgodnie z czarnym scenariuszem stracą nie tylko ekstraklasę, ale wylądują od razu nawet o dwie klasy niżej? – Po to powołano mnie na stanowisko, bym rozpatrywał różne scenariusze, także te najgorsze. W obecnej sytuacji zapewne trudno o jakiś specjalny optymizm, ale chociaż czasu zostało już niewiele, to jednak nie jesteśmy jeszcze pod kreską. Cały czas możemy podejmować działania, a po drugie, wciąż wierzymy w to, że nasza ciężka praca przekona finalnie wszystkich zainteresowanych do działania. Tak żeby Częstochowa nie kojarzyła się na piłkarskiej mapie Polski z problemami stadionowymi, ale z fajnie grającą drużyną, która na swoim obiekcie, być może nie jakimś specjalnie okazałym, ale zawsze, walczy jak równy z równym z przeciwnikami z ekstraklasy – zakończył prezes.
Czas płynie dla Rakowa nieubłaganie. Świadomość tego, że tym razem ucieczka katu spod topora nie będzie możliwa, powinna jedynie zdopingować włodarzy miasta do działania. Pytanie, czy zdążą i czy drużyna Papszuna faktycznie nie okaże się wspomnianą kometą, która zakończy swój pamiętny lot po zaledwie jednym sezonie wśród najlepszych?