MU bije finansowy rekord bez LM
Dla Manchesteru United najsłabszy sportowo okres od lat okazał się czasem największych triumfów biznesowych. W ubiegłym tygodniu ogłoszono, że klub z Old Trafford jako pierwszy z Anglii przekroczył granicę pół miliarda funtów szterlingów przychodu w roku fiskalnym.
– Celem jest osiągnięcie kolejnego rekordu w 2017 roku, nawet bez premii za udział w Champions League. Tak silna pozycja finansowa pozwoliła nam na zainwestowanie w skład, sztab szkoleniowy oraz infrastrukturę, aby otworzyć szansę do walki i zdobywania trofeów w nadchodzących latach – komentował finansowy wynik wiceprezes zarządu Ed Woodward. Bez tego człowieka wynik 515,3 miliona funtów przychodu byłby niemożliwy.
Dla kibiców Czerwonych Diabłów jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci. Namaszczony przez rodzinę Glazerów, amerykańskich właścicieli klubu, wyszedł z pionu biznesowego wielkich korporacji futbolu ucząc się metodą prób i błędów. Sposób ten kosztował fanów wiele nerwów. Przy okazji skupił też na działaczu frustrację, wcześniej wyładowywaną na Glazerach.
Dopóki Woodward zajmował się tylko pozyskiwaniem sponsorów, czego nie dotknął, zamieniał w kontrakt z kilkoma zerami. Manko na koncie wyników pojawiło się, kiedy w 2013 roku został rzucony na odcinek Davida Gilla. Były dyrektor wykonawczy postanowił rozstać się z klubem w tym samym dniu co sir Alex Ferguson, symbolicznie kończąc erę ostatnich znaczących sukcesów w historii MU. Spora część pucharów zapisanych na koncie Szkota nie byłaby możliwa bez Gilla znajdującego pieniądze na projekty. Woodward z nowym menedżerem, uczącym się reguł funkcjonowania klubu z topu Davidem Moyesem, został rzucony na głęboką wodę rynku transferowego. Skończyło się na przepłaconym Marouane Fellainim i kadrą zbudowaną z piłkarską jakością tylko w ofensywie. Z dyrektora śmiały się angielskie media, kibice polecali mu kupno nowego Championship Managera do potrenowania, ale Glazerowie milczeli. Dla nich liczyły się rosnące z każdym kwartałem słupki w finansowych wykresach.
Zbudowanie bazy głównych sponsorów wartej ponad 145 milionów funtów rocznie (adidas jako partner techniczny 70 milionów, AON 22,5 za prawo do nazwy ośrodka treningowego, Chevrolet z 53 milionami za miejsce na froncie koszulek) gwarantowanej przez kilka lat pozwoliło przeczekać sezony bez udziału w fazie grupowej Champions League. Aby oddać siłę finansowej machiny z czerwonej części Manchesteru przelicza się, że rekordowy transfer Paula Pogby, warty 105 milionów euro, to mniej niż dochody ze sprzedaży biletów oraz dnia meczowego z dwóch trybun OT za sezon. Man Utd osiągnął przychód tylko 10 procent mniejszy od konsumującej w ubiegłym sezonie triumf w Lidze Mistrzów w 2015 FC Barcelony.
Część ekspertów paliwo do szybujących wyników finansowych klubu widzi w strategii zaprzedania się sponsorom. Nikt wcześniej w historii futbolu miał nie układać strategii pod reklamowe dyktando klientów, ale też nikomu wcześniej się to tak nie opłaciło. Pomysł miano zaszczepić na gruncie Manchesteru ze Stanów Zjednoczonych, gdzie od lat generuje zyski między innymi w profesjonalnych ligach koszykówki NBA i futbolu amerykańskiego NFL. Przejściem do United, w okolicznościach transferowego rekordu wszech czasów Pogby (klub nabył także większościowe prawa do wykorzystania jego wizerunku), zainteresowany był związany od lat z piłkarzem adidas. Historii z z tym koncertem w tle nagłaśnianych dzięki medialności klubu było w ostatnich latach więcej. Kibice mogli na przykład przeczytać o rozczulającej historii dziewczyny pomocnika United Morgana Schneiderlina. Piękność nie zgodziła się na łatwy i przyjemny żywot WAG, godząc się na dzielenie czasu między kosmetyczkę a zakupy, bo podjęła pracę za standardową stawkę w jednym ze sklepów niemieckiego producenta odzieży. Walka o coraz młodszego klienta i rosnącą wartość rynku ubrań lifestylowych rzuca nowe światło na warty ponad 50 milionów euro transfer Anthony’ego Martiala czy promocję jaką otoczono Marcusa Rashforda. Na Old Trafford fundamenty pod sukcesy zbudowano już lata temu, jeszcze przed erą Woodwarda. Czerwone Diabły jako jeden z pierwszych klubów zaczęły latać na przedsezonowe tournee do Azji, budując pozycję na rynkach Chin, Japonii, Tajlandii czy Wietnamu, której trudno teraz zagrozić konkurencji z angielskiego podwórka. W Stanach Zjednoczonych i Meksyku sprawy, dzięki kontaktom i pozycji właścicieli, mają się jeszcze lepiej.
Szeroki strumień premii z centrali UEFA w Nyonie za udział w Lidze Mistrzów w United zastąpiły tygodnie transferowych plotek o angażu Pogby, wcześniej zwolnienia Louisa van Gaala i przedłużanie potwierdzenia zatrudnienia Jose Mourinho. Lepszego scenariusza niż zatrudnienie po drugiej stronie miasta Pepa Guardioli Woodward nie mógł sobie wyśnić. Kolejne publikacje, ekspozycje logo sponsorów i wzmianki, napędzały biznesowy młyn. Według ekspertów na dłuższą metę United i tak musi wrócić do Ligi Mistrzów. Tylko w tych rozgrywkach będzie można rozwijać merchandising i marketing klubu, pracować nad wyższym zyskiem operacyjnym. Chyba że do tej pory powstanie Superliga, na której czele z tak dużym potencjałem biznesowym miejsce dla United znalazłoby się w pierwszym rzędzie.
Michał Czechowicz