Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „Piłka Nożna”

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „Piłka Nożna”

Mamy wtorek, 7 lipca, a to oznacza, że w kioskach, salonach prasowych i naszej aplikacji mobilnej znajdziecie najnowsze wydanie tygodnika „Piłka Nożna”. A co w tym tygodniu dla Was przygotowaliśmy?



CZY BĘDZIEMY PŁAKAĆ ZA SPADKOWICZAMI? SPALONA ZIEMIA


Nigdy w historii systemu ESA37 nie zdarzyła się sytuacja, abyśmy wszystkich spadkowiczów znali już po 34. kolejce. ŁKS Łódź pożegnał się z najwyższą klasą rozgrywkową już dawno, Korona Kielce spadła w piątek, a o losie Arki Gdynia zadecydowała w poniedziałek Wisła Płock.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Korona od kilku sezonów co roku była typowana jako drużyna, która za chwilę zleci z Ekstraklasy. Zapowiedzi jednak były weryfikowane przez kielczan, którzy ku zaskoczeniu wszystkich punktowali lepiej niż wskazywał na to potencjał. Potrafili nawet dwukrotnie zagrać w grupie mistrzowskiej, a w pewnym momencie kibice domagali się… awansu do Ligi Mistrzów. Tak było chociażby po zwycięstwie złocisto-krwistych nad Śląskiem Wrocław w listopadzie 2017 roku, kiedy po spotkaniu fani głośno krzyczeli „Champions League!”. – Kibiców chyba poniosła fantazja – mówił wówczas przed kamerą „PN” Jakub Żubrowski. W sezonie 2016-17 Korona była największą niespodzianką rozgrywek. Zajęła ostatecznie piąte miejsce, wydawało się, że w kolejnym sezonie włączy się do walki o europejskie puchary. Z klubem po zakończeniu rozgrywek pożegnał się trener Maciej Bartoszek. Teoretycznie kontrakt ze szkoleniowcem powinien zostać automatycznie przedłużony w momencie, kiedy wywalczył awans do górnej ósemki, ale do Kielc zawitał nowy właściciel i zaczął wprowadzać swoje porządki. Jednym z pierwszych ruchów było zwolnienie Bartoszka. Lata kolejne pokazały, że był to jeden z największych błędów, które zostały popełnione w Kielcach.

Tak samo wygląda sytuacja z Arką, która w rozgrywkach 2016-17 niespodziewanie sięgnęła po Puchar Polski. Gdynianie pokonali w finale Lecha Poznań 2:1 i uzyskali prawo gry w eliminacjach Ligi Europy. Drużyna prowadzona wówczas przez Leszka Ojrzyńskiego zrobiła wynik grubo ponad stan. Rok później doszła ponownie do finału krajowego pucharu, ale uległa Legii, jednak w lidze zapewniła sobie pewne utrzymanie. Ojrzyński odszedł z klubu. Powód? Niesatysfakcjonujący styl gry zespołu… Od tamtej pory żółto-niebiescy, podobnie jak Korona, notują stały zjazd. Losy gdynian poznaliśmy już po zamknięciu tego wydania „PN” (Arka czekała na wynik Wisły Płock w poniedziałek), ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że gdynianie uzupełnią komplet spadkowiczów w bieżących rozgrywkach.

Łódzki Klub Sportowy przystępował do sezonu 2019-20 w roli mistrza Fortuna I ligi. Drużyna z Alei Unii miała wnieść świeżość i polot do PKO BP Ekstraklasy, a styl gry miał oczarować pół Polski. Skończyło się jedynie na hucznych zapowiedziach, a ŁKS jako pierwsza drużyna w historii ESA37 już po sezonie zasadniczym nie miał szans na zajęcie nawet dziewiątego miejsca. Spadek stał się faktem zaledwie po dwóch kolejkach rundy finałowej.

Czy zatem jest nam szkoda drużyn, które pożegnają się po tym sezonie z Ekstraklasą? Niekoniecznie. (…)

***

DOGRYWKA Z JAKUBEM MODEREM: BYŁEM PRZEKONANY, ŻE W KOŃCU WPADNIE


Zaczynał sezon w drugoligowych rezerwach, dziś należy do najlepszych środkowych pomocników Ekstraklasy. Jakub Moder stał się symbolem nowego pokolenia w Lechu Poznań.

KONRAD WITKOWSKI

Nadal możesz spokojnie wyjść na spacer po mieście?
Nie mam z tym żadnych problemów – mówi Moder. – Poznań ma to do siebie, że piłkarze Lecha są tu dość rozpoznawalni. Czasami ktoś zatrzyma, poprosi o zdjęcie, ale to miłe sytuacje.

W ostatnich tygodniach odczułeś większe zainteresowanie swoją osobą?
W mediach zaczęto trochę częściej mówić i pisać na mój temat. Pod tym względem zauważyłem większe zainteresowanie, ale w codziennym życiu to nieszczególnie.

Jesteś obecnie najbardziej znaną osobą pochodzącą z wielkopolskiego Drawska?
Bardzo możliwe. Nikt inny nie przychodzi mi do głowy.

Jak znalazłeś się w Poznaniu?
Przyczyniło się do tego kilka osób. Przede wszystkim trener Arkadiusz Adach, który prowadził mnie w Drawsku praktycznie od początku. Również Michał Rokicki – szkoleniowiec rocznika 1999 w Warcie oraz w reprezentacji Wielkopolski. Po części właśnie przez kadrę województwa trafiłem do Poznania. Jak zostałem zawodnikiem Warty, to początkowo dojeżdżałem na zajęcia. Z Drawska jest 100 kilometrów, około półtorej godziny jazdy samochodem. Kończyłem lekcje, a potem tata zawoził mnie na trening. I tak dwa-trzy razy w tygodniu. Kiedy byłem w pierwszej klasie gimnazjum, przeprowadziliśmy się na stałe do Poznania. Całą rodziną: rodzice, starszy o cztery lata brat i ja. Rodzice wynajęli mieszkanie, tata miał jeszcze firmę w Drawsku, więc sporo podróżował. Zawsze jednak ktoś ze mną zostawał.

Wkrótce zamieniłeś barwy z zielonych na niebiesko-białe.
Mieliśmy w Warcie bardzo silny rocznik, często wygrywaliśmy z Lechem. Sądzę jednak, że najważniejszą rolę znowu odegrała reprezentacja województwa. Połowę kadry zazwyczaj stanowili zawodnicy Lecha, drugą gracze Warty, ewentualnie jeden czy dwóch występowało w innych klubach. Jeździłem na zgrupowania jako warciarz. Asystentem trenera był Łukasz Siwecki, który prowadził wtedy drużynę U-17 w Lechu. Dobre występy w kadrze przyczyniły się do tego, że Kolejorz postanowił mnie ściągnąć. Jako 15-latek przeniosłem się do Lecha.

Derby Poznania na poziomie Ekstraklasy pewnie byłyby dla ciebie szczególnym wydarzeniem.
Rozmawiamy na ten temat z chłopakami w szatni: większości jest raczej obojętne, kto z pierwszoligowców wejdzie do Ekstraklasy. Ja natomiast mocno kibicuję Warcie w walce o awans. Bardzo chciałbym zagrać w derbach Poznania. Mam duży sentyment do Warty, dobrze czułem się w tym klubie, spędziłem przy Drodze Dębińskiej świetny czas. (…)

***

ŻEGNAJ NEAPOL. ZNÓW BĘDZIE PIERWSZY


W futbolu jak w życiu zdarzają się różne rozwody. Traumatyczne połączone z publicznym praniem brudów i wzajemnymi złośliwościami albo przeprowadzane z klasą i przy obopólnym szacunku. Wygasający czteroletni związek Arkadiusza Milika z Napoli mógłby uchodzić za wzór w poradniku: jak należy się rozwodzić i raczej nikt tego wzoru nie zdoła splamić.

TOMASZ LIPIŃSKI

Nikt brzmi enigmatycznie, ale nawet słabiej zorientowani dobrze wiedzą, że zasiać ferment i wzburzyć gorącą krew neapolitańczyków może tylko Juventus. Śmiertelny wróg pod biało-czarną banderą znów nadciągnął pod Wezuwiusz i wziął na cel grubego zwierza. W nieodległej przeszłości upolował Gonzalo Higuaina i Maurizio Sarriego, teraz ma chrapkę na Milika. 

BEZ TARGÓW

Z punktu widzenia Juve kroiłby się bardzo dobry interes, który sugestywnie i zwięźle opisał pogodzony z odejściem Polaka Gennaro Gattuso: – Nie widzę wielu takich napastników w Europie. Opinia trenera aż prosi się o rozwinięcie, ale najpierw spójrzmy na temat z ambony Napoli. Bez dwóch zdań żaden interes zrobiony z Juventusem nie może być dla tego klubu i przez kibiców tego klubu uznany za dobry. W końcu z diabłem, którym straszy się neapolitańskie dzieci, targu dobija się tylko stojąc pod ścianą, w absolutnej ostateczności. A wtedy wszystko odbywa się na chłodno i na duży dystans. Sprzedający ustala cenę zaporową i traktuje kupca z dalekiej północy oschle i arogancko, jeśli ten ma dokładnie odliczone pieniądze, to płaci, jeśli nie, odchodzi z kwitkiem, o targowaniu się i jakimś upuście nie ma nawet mowy. Na takich zasadach odbyła się transakcja z Higuainem w roli dania głównego. Argentyńczyk miał wpisaną w klauzulę odstępnego 90 milionów euro, wydawało się, że niebotyczną kwotę, a Juventus przyjechał, wysypał tę górę pieniędzy i odjechał. 

Z Milikiem zrobi podobnie albo w ogóle. Prezydent Aurelio de Laurentiis tym razem zawiesił cenę na wysokości 50 milionów i zapowiedział, ze jeśli Juventus myśli wcisnąć w ramach rozliczenia jakiegoś piłkarza, to lepiej niech nie traci jego cennego czasu. Tylko cash. Według oficjalnych informacji na początek lipca to oferta nie do zaakceptowania przez drugą stronę. 

Jednocześnie to, co zaporowe dla turyńczyków, nie musi takim być dla innych zainteresowanych. Z nimi honor południowca pozwala na pertraktacje, z nimi z przyjemnością zasiądzie się do wspólnego negocjacyjnego stołu. W końcu z Arka, choćby za niewątpliwe zasługi poczynione dla Napoli, nie wypada robić niewolnika. Jeśli chce odejść, niech odejdzie. Tylko na Boga nie do Juventusu. Już łatwiejszy do zaakceptowania, ale też nie do końca, byłby transfer do Interu, Milanu czy Romy, a i stamtąd miał lub ma oferty, co tylko podkreśla jego mocną pozycję na włoskim rynku. Jednak tak najchętniej to Napoli chciałoby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: zarobić, nawet znacznie mniej niż na handlu z Juventusem, i wysłać Polaka za granicę. Atletico Madryt spokojnie mogłoby dokonać transferu na dogodniejszych warunkach, tak samo kluby angielskie: Arsenal, Tottenham i Newcastle. (…)

***

GWIAZDY KOSZYKÓWKI INWESTUJĄ W FUTBOL. LEBRON, MAGIC I INNI


Gwiazdy NBA coraz chętniej inwestują w soccer. Do Jamesa Hardena w Houston Dynamo dołączył Kevin Durant, kupując udziały w Philadelphia Union. Ubiegł ich jednak największy koszykarz XXI wieku LeBron James, nabywając akcje wielkiego Liverpoolu.

MARCIN HARASIMOWICZ
LOS ANGELES

Przez moment wydawało się zupełnie realne, że James będzie miał w czerwcu tego roku podwójny powód do świętowania. Trzy miesiące temu, po głośnym zwycięstwie w derbach Los Angeles nad Clippers w Staples Center, większość fachowców widziała właśnie w Lakers głównych faworytów do mistrzowskiego tytułu, a w tym samym czasie Liverpool był w zasadzie o krok od zapewnienia sobie pierwszego triumfu w Premier League. Niespodziewany atak koronawirusa omal nie popsuł tych planów doszczętnie. The Reds co prawda wznowili rozgrywki i w końcu po 30 latach mogli świętować mistrzostwo Premier League, ale już kontynuacja sezonu NBA budzi duże wątpliwości. Koszykarze mają zostać skoszarowani na dwa miesiące w ośrodku Disneya w Orlando, ale na Florydzie zanotowano właśnie najwyższy wskaźnik zachorowań, a poza tym część zawodników zgrupowana wokół Kyrie Irvinga (byłego partnera Jamesa w mistrzowskiej ekipie Cleveland Cavaliers w 2016 roku) chce zbojkotować ten turniej jako formę protestu w ramach akcji „Black Lives Matter”. Niewykluczone więc, że LeBronowi pozostanie świętowanie sukcesu Liverpoolu…

Ten oryginalny mariaż biznesowy rozpoczął się w 2011 roku, czyli niedługo po tym jak James zamienił – na cztery lata – chłodne Cleveland na gorące Miami. Wtedy właśnie wyłożył 6,5 miliona dolarów za pakiet dwóch procent udziałów w jednym z najsłynniejszych, piłkarskich klubów świata. Okazało się, że zrobił na tym świetny interes. „Forbes” obecnie wycenia Liverpool na 2,2 miliarda dolarów, a to oznacza, że kawałek tortu należący do LeBrona jest obecnie wart… 44 miliony. Jak do tego doszło? W 2010 roku Fenway Sports Partners – należący do właściciela słynnego baseballowego Boston Red Sox Johna Henry’ego oraz Toma Wernera – kupili angielski klub za łączną sumę 477 milionów, jednocześnie nawiązując współpracę z firmą marketingową koszykarza LRMR. W wydanym wtedy oświadczeniu, sygnowanym przez Wernera, czytamy: „Wierzymy, że to będzie silna współpraca pomiędzy FSM, LRMR i LeBronem. Na całym świecie jest niewielu sportowców, którzy mogą mu dorównać popularnością i reputacją. Dlatego jesteśmy podekscytowani, że LeBron będzie częścią rodziny Liverpool FC. Zarówno LeBron, jak i Liverpool są mocno rozpoznawali na świecie, zwłaszcza w Azji, wierzymy więc, że to stworzy wiele biznesowych możliwości na wschodzących, międzynarodowych rynkach (…)”. 

LeBron potraktował inwestycję poważnie. Poleciał osobiście obejrzeć mecz The Reds z Manchesterem United (1:1), spędził dwa dni rozmawiając z pracownikami klubu i fanami. Po stadionie oprowadził go sam Kenny Dalglish wraz z ówczesnymi gwiazdami zespołu Luisem Suarezem i Stevenem Gerrardem. – Król Kenny to wyjątkowy facet. Ma bardzo silny szkocki akcent, więc często nie mogłem zrozumieć, co do mnie mówi – żartował. (…)

WSZYSTKIE TEKSTY W CAŁOŚCI UKAZAŁY SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 27/2020)

SPIS TREŚCI:

4. TEMAT TYGODNIA: CZY BĘDZIEMY TĘSKNIĆ ZA TEGOROCZNYMI SPADKOWICZAMI Z EKSTRAKLASY?

7. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA

8. 90 MINUT Z PETTERIM FORSELLEM

10. ESA30 I CO Z TYMI REZERWISTAMI?

12. DOGRYWKA Z JAKUBEM MODEREM

15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”

16. NAJLEPSI W CZERWCU NA EKSTRAKLASOWYCH BOISKACH

17. NOWOZELANDCZYK W KIELCACH

18. MILIK STORY, NAPOLI NIE CHCE JUVE, A CO CHCE POLAK?

22. ARJEN ROBBEN WRACA DO GRY

24. KORESPONDENCJA Z LOS ANGELES: KOSZYKARZE INWESTUJĄ W FUTBOL

26. TWO ANGRY MEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI

28. KTO MOŻE ZBLIŻYĆ SIĘ DO LIVERPOOLU I DLACZEGO TYLKO MANCHESTER CITY

30. ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Z VALENCII

32. NAJLEPSI W CZERWCU W EUROPIE

34. ALL STAR SEZONU 2019-20 W BUNDESLIDZE

36. POLACY W FINALE PUCHARU DFB

37. SPECJALNIE DLA NAS: ALEKSIEJ BAGA, TRENER ŻALIGIRISU

43. NAJLEPSI W 1. I 2. LIDZE PO ODMROŻENIU

44. TOP 10 WYRÓŻNIAJĄCYCH SIĘ DRUGOLIGOWCÓW

45. OLIMPIA ELBLĄG

48. WP W „PN” – ROZMOWA Z GRZEGORZEM KRYCHOWIAKIEM

51. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO

52. DRUŻYNA NA ŻYCZENIE: LIVERPOOL 1990

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024