W kioskach, salonach prasowych, a także za pośrednictwem naszej aplikacji na Androida i IOS czeka już na Was nowy numer tygodnika „Piłka Nożna”. Poniżej prezentujemy fragmenty tekstów i wywiadów, które możecie znaleźć w środku. To jednak nie wszystko, gdyż nr 40 jest po brzegi wypchany dobrą treścią. Sprawdźcie koniecznie!
TEMAT TYGODNIA: CZAS REPREZENTACJI. ORŁY W KORONIE
Od wrześniowych meczów wokół pierwszej i młodzieżowej reprezentacji Polski dużo się działo. Tym razem w rolach sprawców największego zamieszania nie wystąpili jednak zawodnicy, a selekcjonerzy. Reżyserem niezmiennie jest koronawirus.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
(…)
Jeden trening
Zgrupowanie pierwszej reprezentacji przebiegnie w intensywnym tempie. W ciągu siedmiu dni zespół rozegra aż trzy mecze – z Finlandią 7.10, z Włochami 11.10, z Bośnią i Hercegowiną 14.10 we Wrocławiu. Czasu na odpoczynek i na treningi nie będzie więc wiele. Dość powiedzieć, że kadrowicze odbędą zaledwie jeden trening – w piątek na obiektach Arki w Gdyni. W pozostałe dni bez meczu zaplanowano jedynie rozruchy. W poniedziałek w Sopocie stawić miała się większość zawodników, wieczorem spodziewany był przyjazd Roberta Lewandowskiego. Kadrowicze, którzy mecze ligowe rozgrywali w niedzielę, na pierwszy rozruch wyjdą dopiero we wtorek – dzień przed meczem z Finlandią. W poniedziałkowym rozruchu udział wziąć mieli zawodnicy grający w klubach w piątek i sobotę.
W towarzyskim spotkaniu z Finami sztab szkoleniowy zamierza eksperymentować. Niewykluczone, że szansę gry w pierwszym składzie dostanie choćby Karol Linetty. Za jego obecnością w wyjściowej jedenastce przemawia kilka powodów. Po pierwsze, z kadry wypadł Piotr Zieliński (zakażenie COVID-19), więc szanse na występ Linettego rosną – już po wrześniowych meczach pisaliśmy na łamach „PN”, że Brzęczek będzie chciał przyjrzeć się, jak zespół funkcjonuje bez pomocnika Napoli. Po drugie, Linetty nie był do końca zadowolony z braku minut na boisku w barwach drużyny narodowej, zwłaszcza że recenzje we Włoszech zbiera wysokie – zapracował na sprawdzian w większym wymiarze czasu. A po trzecie, w weekend poprzedzający zgrupowanie kadry nie grał, ponieważ mecz jego Torino został przełożony w związku z zakażeniami COVID-19 w ekipie rywala – Genoi. Można bowiem zakładać, iż z Finlandią zagrają zawodnicy, którzy dłużej odpoczywali. Oczywiście nie będzie to regułą, natomiast sztab szkoleniowy przy ustalaniu składu na mecz towarzyski weźmie pod uwagę liczbę dni przerwy do spotkania w klubie. W kontekście walki o punkty Ligi Narodów i celu, jaki został postawiony przed Brzęczkiem, czyli utrzymania miejsca w Dywizji A, to rozsądne rozwiązanie.
Lewandowski i kłopot
Istnieje również spora szansa, że w jednym z październikowych meczów sztab szkoleniowy, przynajmniej fragmentami, zdecyduje się na grę dwoma napastnikami. Coś, co jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawało się naturalną drogą dla reprezentacji Polski, dziś jednak oczywiste i proste wcale nie jest. Lewandowski jest gigantem. Kapitan drużyny narodowej do Sopotu miał przybyć opromieniony kolejnymi laurami – w zeszłym tygodniu wywalczył Superpuchar Niemiec, a UEFA przyznała mu tytuł Napastnika Sezonu oraz Piłkarza Roku. W polskiej piłce to wydarzenie bez precedensu. Problem w tym, że o ile mamy w zespole najlepszego napastnika świata, o tyle poza jego obecnością w ataku reprezentacji Polski jest… kłopot. Do formy Krzysztofa Piątka można mieć spore zastrzeżenia, natomiast o formie Arkadiusza Milika nic nie wiadomo, bo atakujący Napoli nie dostawał minut w klubie. Brzęczek uznał jednak, że większa liczba zawodników na tej pozycji nie będzie mu potrzebna – tym razem nie rozważał powołania Adama Buksy ze Stanów Zjednoczonych. Inna sprawa, że kluby MLS nie są skore do wypuszczania zawodników na zgrupowania reprezentacji, czego doświadczyliśmy już przy poprzednich powołaniach. Brzęczek co prawda chciał skorzystać w październikowych meczach z Przemysława Frankowskiego, ale z powodu kontuzji pomocnik do Polski nie przyjedzie. Co więcej, według nowych regulacji FIFA, o których poinformowała federacje w zeszłym tygodniu, przyznana klubom możliwość odmawiania zwalniania zawodników na mecze reprezentacyjne została wydłużona do końca roku.
Brak Frankowskiego to jednak nie jest jedyny problem ze skrzydłowymi. Na niewiele, jeśli chodzi o grę w West Bromwich Albion, mógł liczyć w tym sezonie Kamil Grosicki. Menedżer WBA, Slaven Bilić, już latem ostrzegał Brzęczka, że Grosik może mieć problem z regularną grą. Piłkarz podjął jednak rękawicę, chciał wywalczyć plac w Premier League, ale pod koniec ubiegłego tygodnia nie było nawet pewne czy w momencie ukazania się tego numeru „PN” nadal będzie zawodnikiem WBA, trwają bowiem prace nad transferem Grosika. Czy do przeprowadzki doszło, czy nie – od poprzedniego zgrupowania w klubie rozegrał 55 minut. Kto wie zatem czy Brzęczek nie zmieni Grosickiego z ważnej postaci reprezentacji Polski we wchodzącego z ławki dżokera? Tak już było w Holandii, w Bośni i Hercegowinie jednak Grosik zagrał od początku, zdobył bramkę i zaliczył asystę, wskazując miejsce w szyku młodym kandydatom na jego miejsce. (…)
***
KORESPONDENCJA ZE STANÓW ZJEDNOCZONYCH: AMERYKAŃSKI ROZMACH
Kacper Przybyłko robi furorę na boiskach Major League Soccer, ale Jerzy Brzęczek zdaje się zupełnie tego nie zauważać. Napastnik Philadelphia Union zrobił wiele, aby zasłużyć na powołanie – teraz ruch należy do selekcjonera.
MARCIN HARASIMOWICZ
LOS ANGELES
MLS cieszy się w Polsce niezasłużenie kiepską opinią i to pomimo faktu, że trafia do niej coraz więcej piłkarzy o znanych z naszych boisk nazwiskach. Nie brakuje opinii, że jest gorsza nawet od Ekstraklasy, chociaż po pierwsze – to za ocean emigrują czołowi strzelcy polskiej ligi, a nie w przeciwnym kierunku, a po drugie – żadnego polskiego klubu nie stać na wyróżniających się zawodników z lig południowoamerykańskich, nie wspominając o Higuainie, Matuidim, Veli, czy Ibrahimoviciu.
Od zera do bohatera
Prawda jest taka, piłkarski podbój Ameryki, choć niektórym wydaje się łatwy do zrealizowania, jakoś naszym asom niespecjalnie wychodzi. W 1998 roku Chicago Fire zdobyło mistrzostwo z trzema Polakami w składzie, ale tylko Piotr Nowak zapracował na status gwiazdy ligi i niedawno (zasłużenie) został wybrany do dwudziestki wszech czasów. Później próbowało wielu, w tym piłkarze o takich nazwiskach i dorobku jak Andrzej Juskowiak czy Tomasz Frankowski, ale z reguły kończyło się to nie najlepiej. Drugim polskim piłkarzem po Nowaku, który autentycznie robi karierę w MLS – aż 20 lat później – został Kacper Przybyłko. Za oceanem gra obecnie pięciu naszych rodaków, ale tylko on ma taki status. I to w drugim sezonie z rzędu!
Jerzy Brzęczek w ubiegłym roku z przekąsem wypowiadał się o MLS, ale mimo wszystko powołuje grającego w niej Przemysława Frankowskiego, który pierwszy sezon miał przeciętny (31 meczów, 5 goli, 9 asyst, brak awansu do play-offów), a obecny już zdecydowanie słaby (11 meczów, 0 goli i 0 asyst, obecnie leczy kontuzję). Niedawno planował sprawdzić w spotkaniach z Holandią i Bośnią i Hercegowiną Adama Buksę, który ma spore problemy w New England, gdzie ostatnio przegrywał rywalizację z Tealem Bunburym i zaczynał mecze na ławce rezerwowych. Na niej najczęściej zasiada również Jarosław Niezgoda, który w Portland Timbers głównie wchodzi na zmiany. Przemysław Tytoń – reprezentant Polski za czasów Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika – czasem gra w Cincinnati, czasem nie. Z całej tej grupy tylko jedno nazwisko nie było nigdy wymieniane w kontekście reprezentacji Polski. Nazwisko zawodnika, który w przeciwieństwie do wymienionej powyżej czwórki akurat robi karierę z amerykańskim rozmachem – od zera do bohatera.
(…)
DOGRYWKA Z JAKUBEM KAMIŃSKIM: LIGA EUROPY PRZED MATURĄ
Szybko myśli, szybko biega, szybko pokonuje kolejne szczeble kariery. Droga z juniorów do wyjściowego składu Lecha zajęła mu sześć miesięcy. W fazie grupowej Ligi Europy zagra jeszcze przed przystąpieniem do matury.
KONRAD WITKOWSKI
Czy 13-letni Kuba, przychodzący do akademii Lecha, przypuszczał, że krótko po odebraniu dowodu osobistego będzie strzelać gole w europejskich pucharach?
Zdecydowanie nie – przyznaje Kamiński. – Nie zakładałem, że tak się to potoczy.
Mogłeś przebierać w ofertach. Co przesądziło o tym, że padło na Kolejorza? Byłem na testach w kilku klubach, poza Lechem także w Górniku oraz Legii Warszawa. Ostatecznie wybierałem między Zabrzem a Poznaniem. Serce podpowiadało pierwszą opcję, bo jako chłopak z Rudy Śląskiej kibicuję Górnikowi. Musiałem jednak kierować się perspektywą własnego rozwoju.
W Górniku do dziś żałują. – Zabolał mnie fakt, że w Lechu gra młody Jakub Kamiński, chłopak z Rudy Śląskiej, junior Szombierek Bytom. Nie wierzę, że mając do wyboru świetną akademię w Zabrzu, zamiast sześciu kilometrów wolałby pokonać czterysta do Poznania – to słowa prezesa klubu, Dariusza Czernika, na łamach „Piłki Nożnej”. Kiedy podejmowałem decyzję, Lech już miał najlepszą akademię w Polsce. Zarówno pod względem infrastruktury, jak i poziomu szkolenia. Kolejorz ściągał wtedy czołowych zawodników z mojego rocznika, chciałem sprawdzić się w tym gronie. Większość argumentów przemawiała za poznańskim klubem. Postanowiłem podjąć rękawicę. Dokonałem trafnego wyboru.
Trudno było w tak młodym wieku zdecydować się na przeprowadzkę?
Mocno zżyłem się z chłopakami z mojej okolicy, pod wieloma względami byłoby mi łatwiej, gdybym został w regionie. Uznałem jednak, że skoro chcę postawić na piłkę, powinienem szkolić się w najlepszych warunkach. Propozycja z Lecha mogła już się nie powtórzyć. Przyjęcie jej wiązało się z opuszczeniem domu w młodym wieku, ale najbliżsi nie mieli mi tego za złe. Pochodzę ze sportowej rodziny. Dla rodziców było normalne, że wybieram taką drogę, uszanowali moją decyzję, chcieli, bym rozwijał swoją pasję.
Jak chłopak z Górnego Śląska odnalazł się w Wielkopolsce? Było mi łatwiej, ponieważ nie przychodziłem do Lecha jako jedyny ze Śląska. Miałem kolegę z Raciborza, mieszkaliśmy razem w pokoju. We dwóch było znacznie raźniej. Poza tym większość chłopaków znałem z Letniej Akademii Młodych Orłów czy rozgrywek kadr wojewódzkich. Nie byłem dla nich obcą osobą.
Zdarzały się telefony do rodziców z komunikatem: wracam, już nie chcę tu być? W domu bywałem raz, maksymalnie dwa razy w miesiącu. Trasę pokonywałem pociągiem, rozkład jazdy znałem na pamięć. Pojawiały się takie uczucia, ale raczej wtedy, gdy już byłem w domu i musiałem wracać do Wronek. Myślałem: zostałbym dłużej, nie chce mi się jechać tyle godzin. Tak zdarzało się w pierwszych miesiącach, to było naturalne.
Internat we Wronkach stanowił szkołę życia? We Wronkach spędziłem cztery lata. Każdy internat w jakimś stopniu uczy życia. Trzeba znać swoje miejsce w szeregu, zwłaszcza na początku. Jeśli ktoś nie jest silny mentalnie, może się pogubić.
Rocznik 2002 był w akademii Lecha szczególnie mocny. Już trzech z was ma na koncie występy w Ekstraklasie. Tworzyliśmy bardzo dobrą ekipę. Lech miał zdolnych zawodników z regionu, dodatkowo sprowadzał graczy z innych części kraju. Trudno było się przebić, niektórym kolegom się nie udało, choć talentu im nie brakowało.
W czasach juniorskich raczej nie słyszałeś od trenerów „nie kiwaj”. W Szombierkach mogłem robić na boisku wszystko. Na mnie opierała się gra drużyny, występowałem w zasadzie tam, gdzie chciałem: na skrzydle, często w środku pola, czasami jako napastnik. Zawsze byłem zawodnikiem dynamicznym, bazującym na szybkości. W Lechu rozwinąłem się pod względem dryblingu. Nauczyłem się, kiedy mogę kiwnąć rywala, a kiedy powinienem przytrzymać piłkę. Trenerzy drużyn młodzieżowych mocno zwracali na to uwagę.
W jakich aspektach masz najwięcej do poprawy? Przede wszystkim gra głową. W tym elemencie mogę wejść na wyższy poziom. To nigdy nie była moja mocna strona: po meczu z Wisłą Płock śmiałem się, że w Ekstraklasie już strzeliłem głową tyle goli, co przez kilka lat w akademii.
(…)
ITALIA PRZED MECZEM Z POLSKĄ: GRAJĄC BAWIĆ, BAWIĄC SIĘ GRAĆ
Roberto Mancini wprawił Włochów w dawno nieodczuwalny stan. Pewnej błogości płynącej z oglądania reprezentacji. Czują się tak dobrze, jakby śnili na jawie i obawiają, żeby nikt ich nie uszczypnął i ze snu nie wyrwał. A może to będą Polacy?
TOMASZ LIPIŃSKI
Po pierwsze – zwycięska. Po drugie – piękna. Po trzecie – młoda. Po czwarte – nieprzebrana w zasobach. Można by tę wyliczankę pociągnąć o kilka innych pochwalnych przymiotników pod adresem reprezentacji Włoch. Aż nie chce się wierzyć, że błękitny feniks tak szybko powstał z popiołów. W listopadzie miną trzy lata od zrobienia kleksa na jednej z najbardziej niechlubnych kart w historii calcio. W 2017 roku Gian Piero Ventura bezradnie rozkładał ręce po barażach ze Szwecją, która zamknęła drogę Azzurrim na mistrzostwa świata w Rosji, w 2020 Mancini mówi: – Na Euro gramy o złoto, to będzie nasz cel. Italia zawsze po to jechała na turniej, żeby myśleć o zwycięstwie.
Najlepsze oczko
W jego słowach nie ma nic buńczucznego. Nikt tak tego nie odbiera. W narodzie odżyło przekonanie, że drużyna nie prezentuje się gorzej od nikogo w Europie, wygrać może z każdym i z mało kim przegrać, że ma wystarczającą liczbę gwiazd i przede wszystkim talentów, które szerokim strumieniem zasilają uzdrowiony przez selekcjonera/lekarza cały organizm.
Gdyby wymienić największą zasługę Manciniego, to oczywiście wypada zacząć od wyników. Bez nich się nie obejdzie i choćby nie wiadomo co, nie zbuduje atmosfery i całej pozytywnej otoczki. Jedenastoma zwycięstwami z rzędu o dwa poprawił poprzedni rekord z 1938 roku. Passę zatrzymała we wrześniu Bośnia i Hercegowina, ale już z Holandią Italia w bardzo przekonującym stylu powróciła na zwycięską ścieżkę. Po 21 meczach żaden selekcjoner nie legitymował się lepszym bilansem. Mancini chlubi się 14 zwycięstwami, 5 razy zadowolił remisami i zaliczył tylko 2 porażki: wyjazdowe z Francją i Portugalią. Obie jednak zdarzyły się tuż po starcie, w pierwszych pięciu meczach, kiedy jeszcze się rozgrzewał. Ta druga i ostatnia 10 września 2018 roku.
Dla porównania Arrigo Sacchi na tym samym etapie pracy z kadrą miał o jedno zwycięstwo mniej i jedną porażkę więcej. Marcello Lippi z 12 wygranymi, 7 remisami i 2 porażkami prezentował się jeszcze ciut słabiej, inny mistrz świata Enzo Bearzot z ciągiem liczb 11-4-6 w ogóle nie miał czym się pochwalić.
Druga w kolejności zasługa selekcjonera, bez której jednak prawdopodobnie nie byłoby pierwszej, to poszerzenie horyzontów. Gian Piero Ventura uważał, że nic innego nie mógł zrobić i na nikogo lepszego postawić. – Pokażcie mi lepszych – rzucił krytykom na odchodne. Mancini szybko pokazał. Miał odwagę zajrzeć tam, gdzie żaden selekcjoner przed nim nie zaglądał: do reprezentacji juniorskich, do przeciętnych klubów, nawet drugoligowych czy do rezerw wielkich klubów. To stamtąd powyciągał i powysyłał powołania w pierwszej kolejności do Federico Chiesy, Nicolo Zaniolo, Pietro Pellegriego i Moise Keana, w drugiej – między innymi do Sandro Tonalego, Rolando Mandragory, Riccardo Orsoliniego i Gaetano Castrovillego.
Choć ich reprezentacyjne losy różnie się potoczyły, najważniejsze było, że Mancini rzucił na nich zupełnie nowe światło, a nawet więcej – że w ogóle dał jakieś światło. Wcześniej mieli cicho czekać w cieniu aż nadejdzie ich pora. Wcześniej obowiązywała przecież hierarchia jak w wojsku: stare wojsko i młode wojsko. Nowy selekcjoner ją zburzył. Młodzi u niego mieli priorytet i czasami dostawali szanse na wyrost. Weźmy Keane’a, który w poprzednim sezonie na angielskiej emigracji kompletnie się pogubił i według oceny Evertonu nie zasłużył na transfer definitywny. Z podkulonym ogonem wrócił więc do Juventusu, gdzie został wrzucony do głębokiej rezerwy. Nie szkodzi. W reprezentacji pozostał i swoje minuty wykorzystuje z dużo większym pożytkiem niż w drużynach klubowych.
(…)
WSZYSTKIE TEKSTY ZNAJDUJĄ SIĘ W CAŁOŚCI W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (nr 40/2020)
SPIS TREŚCI
4. TEMAT TYGODNIA: PAŹDZIERNIKOWE MECZE REPREZENTACJI POLSKI
7. RYSZARD NIEMIEC W „PN”
8. 90 MINUT Z ALEXEM SOBCZYKIEM
11. 20-LECIE POLSATU SPORT
12. DOGRYWKA Z JAKUBEM KAMIŃSKIM
14. ZASTĘPCY SELEKCJONERÓW
15. „OKO ROKO”, CZYLI FELIETON ROMANA KOŁTONIA
16. POLSKIE KLUBY PO IV RUNDZIE ELIMINACJI LIGI EUROPY
18. SPECJALNIE DLA NAS: VLADISLAVS GUTKOVSKIS
20. PODSUMOWANIE WRZEŚNIA W EKSTRAKLASIE
21. PODSUMOWANIE MIESIĄCA W I ORAZ II LIDZE
22. KONTUZJE – WIĘCEJ NIŻ TYLKO ZDROWOTNE KŁOPOTY
24. PRZYBYŁKO POWINIEN DOSTAĆ POWOŁANIE DO KADRY?
26. TWO ANGRY MEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI