Przejdź do treści
Michał Listkiewicz: Mój zastępca jest wiceministrem

Polska Reprezentacja Polski

Michał Listkiewicz: Mój zastępca jest wiceministrem

Michał Listkiewicz to w futbolu człowiek instytucja. Był arbitrem światowej klasy, sekretarzem generalnym i prezesem PZPN, a teraz działa w FIFA i UEFA, a przede wszystkim szefuje organizacji czeskich sędziów. Jest kopalnią wiedzy o piłce, a także… anegdot. Zapraszam do lektury wywiadu, w którym poruszyliśmy wiele wątków. Od rozszerzenia mundialu, przez finał MŚ Italia ’90, Seppa Blattera, Jana Pawła II i Szymona Marciniaka, aż po wydojenie flaszki whisky tuż przed meczem.

ROZMAWIAŁ ADAM GODLEWSKI

Zaskoczyło pana rozszerzenie mundialu do 48 zespołów od roku 2026?

Sam fakt zwiększenia liczby uczestników nie, można było przecież przypuszczać, że prezydent FIFA Gianni Infantino spełni wyborcze obietnice. Skala zmian jest już jednak zaskakująca, w kampanii była przecież mowa o rozbudowaniu finałów mistrzostw świata do 40 drużyn. Nowy szef sporo dołożył więc w pakiecie i sprawił, że futbol czeka prawdziwa rewolucja – mówi Michał Listkiewicz, były prezes PZPN, a obecnie szef czeskich sędziów i członek Komisji Sędziowskiej FIFA. – Pomysł oceniam jako dość ryzykowny, piłka nożna nie cierpi przecież na deficyt wielkich wydarzeń. Jeśli już – to raczej na przesyt. Prawie 10 lat to długi okres przygotowawczy, ale najgoręcej będzie przez rok, może najbliższe dwa lata, będą bowiem trwały rozmowy na temat szczegółów. Raczej zakulisowe, nie spodziewam się przepychanek w świetle kamer.


Na temat kasy?

Konkretnie w kwestii podziału zysków. Wypowiedź Karla-Heinza Rummenigge w tym względzie była jasna, stowarzyszeniu profesjonalnych klubów – a to bardzo wpływowa organizacja skupiająca pracodawców zawodników – pomysł FIFA zupełnie się nie podoba. Na koniec dnia pewnie uda się, jak zwykle, wypracować kompromis, ale spodziewałbym się preferencyjnego potraktowania najlepszych. Nie mam też wątpliwości, że światową federację będzie to sporo kosztować. 

Jeśli FIFA zarobi miliard więcej niż dotychczas, to będzie miała czym się dzielić z klubami.

To jest dobra strona rozszerzenia, szacunki rzeczywiście zakładają powiększenie wpływów o prawie miliard euro. Infantino już w UEFA dał się poznać jako człowiek z zasadami, więc na pewno te zyski nie pójdą na pałace i wieże z kości słoniowej – a przecież siedziba FIFA jest symbolem nieprawdopodobnego rozpasania – ani tym bardziej do kacyków z egzotycznych krajów, czy na zbytki. Tylko na rozwój piłki na świecie. Przy wszystkich krytycznych uwagach trzeba pamiętać, że mundial to jedyna dochodowa impreza organizowana przez FIFA. UEFA ma łatwiej, generuje dochody z Ligi Mistrzów, Ligi Europy, finałów Euro, a i do mistrzostw U-21 nie dokłada. Tymczasem światowa federacja przeprowadza masę deficytowych turniejów. Na przykład program piłki kobiecej, którą FIFA buduje od zera, pochłania dziś około 15 procent całego budżetu. To ogromny wydatek, na który trzeba zarobić na męskim mundialu.

Światowe odgłosy rozszerzenia mundialu są równie negatywne jak w Polsce?

W większości tak, szczególnie w środowisku piłki zawodowej. Zwłaszcza w Europie. Poza naszym kontynentem – odbiór był znacznie cieplejszy. Dosyć przypadkowo spotkałem się ostatnio z prezydentem federacji Vanuatu, moim dobrym kolegą Lambertem Maltokiem, który jest zachwycony inicjatywą Infantino. Ma pewność, że Oceania dostanie jedno stałe miejsce na mundialu, o drugie będzie walczyć. Zatem przy odrobinie szczęścia w losowaniu marzenie o awansie do finałów mistrzostw świata – a w jego kraju można pewnie porównać je do planów ludzkości dotyczących lotu w kosmos sprzed stu lat – dotąd nierealne, może się kiedyś ziścić. Punkt widzenia zależy zatem od punktu siedzenia.

To znaczy, że w pańskiej ocenie targi mogą dotyczyć także rozdziału dodatkowej puli miejsc między poszczególne kontynenty?

Tak sądzę. Tak to już jest, że kiedy mniej znaczące konfederacje dostają palec od FIFA, natychmiast upominają się o drugi. Europa i tak ma dużo miejsc w mundialu, więc z góry wiadomo, że nie będzie beneficjentem tej reformy. Azja nie jest pazerna, za to Afryka na pewno będzie grała twardo o swoje interesy. Podobnie Ameryka Północna i Środkowa, która może okazać się największym wygranym nowego kształtu mundialu. Tam zresztą odbędzie się pierwszy turniej w zmienionej formule, obrabiana jest już koncepcja organizacji mistrzostw w 2026 roku przez USA i Kanadę. Nie można jednak wykluczyć, że współgospodarzem będzie także Meksyk. I to chyba będzie obowiązujący trend, to znaczy będziemy świadkami przeprowadzania finałów przez co najmniej dwa kraje. Doświadczenia są zresztą w tym względzie dobre, Korea Południowa-Japonia, ale też Szwajcaria-Austria oraz Polska-Ukraina jeśli idzie o Euro, dowiodły, że to słuszna koncepcja. Właściwie bez negatywnych stron.


Po rozszerzeniu mundialu ucierpi prestiż eliminacji?

Może w takich krajach jak Niemcy, Włochy czy Anglia. Nie oszukujmy się jednak, dotąd dla tych federacji kwalifikacje także stanowiły przykry obowiązek, nikt tam nie pasjonował się starciami z Kazachstanem, czy Azerbejdżanem. Nawet wpadki niespecjalnie wzruszały kibiców, bo wiadomo było, że na koniec i tak te drużyny wywalczą awans. Globalnie jednak większa pula miejsc w turnieju powinna dodać atrakcyjności kwalifikacjom. Do tej pory starcie Łotwy z Mołdawią było nieinteresujące dla kibiców mocnych drużyn, natomiast po zmianie formuły może się okazać, że mecz o trzecie czy nawet czwarte miejsce w grupie będzie miał o wiele większą stawkę. 

Infantino zapewnił sobie wybór na kolejną kadencję w FIFA dzięki reformie finałów MŚ?

Biorąc pod uwagę jego młody wiek, dorobek w UEFA i to, jaki jest energiczny i konkretny, a także fakt, że jest Szwajcarem uważam, że do 2026 ma samograj. Nie sądzę zresztą, żeby ktokolwiek chciał wypić piwo, którego on nawarzył w kwestii finałów mistrzostw świata. Jeśli jednak piwo wszystkim posmakuje, to Infantino może okazać się kolejnym długowiecznym prezydentem. FIFA ma zresztą bogate tradycje w tej kwestii. W wieku 47 lat w porównaniu do poprzedników Helwet jest młodzieniaszkiem, więc może bardzo długo kierować światową federacją.

Pamiętam, że przed wyborami nie widział pan w Szwajcarze faworyta wyścigu do schedy po Seppie Blatterze.

Owszem, tak było, bo w najczarniejszych snach nie śniłem o skali korupcji, jaka została ujawniona na szczytach FIFA. Czyli wokół Blattera, który w jakimś stopniu został ofiarą całego zawirowania. Sam jest jednak sobie winien, najwyraźniej nie słuchał piosenki Grzegorza Markowskiego. O tym, że trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Zwłaszcza niepokonanym. Gdyby Blatter po mundialu w Brazylii powiedział: pass, zszedłby niepokonany. Nawet jeśli ujawnione później fakty okazały się bezlitosne, bo Eugenio Figueredo, Chack Blazer, Jack Warner zwyczajnie kradli. Blatter był zakładnikiem tego układu, przez lata nie zrobił nic, żeby ukrócić proceder tej bandy. Bardzo źle świadczy o nim także fakt, że z Jerome’em Valcke i szefem finansów FIFA na zmianę przyznawali sobie idące w miliony franków szwajcarskich nagrody roczne. To było paskudne, zwłaszcza że Szwajcar jest niewyobrażalnie bogatym człowiekiem. A na koniec na dno pociągnął Michela Platiniego. Co już jednak aż tak bardzo zaskakujące nie było, ponieważ Blatter od wycięcia Michela Zen-Ruffinena w 2002 roku przejawiał skłonności do bezwzględnego niszczenia konkurencji. Zwłaszcza ludzi inteligentnych i kreatywnych, otaczał się natomiast leśnymi dziadkami i hochsztaplerami. 

Pan też był uważany za człowieka Blattera.

Nigdy w FIFA wielkiej kariery nie zrobiłem, nigdy zresztą nie usiłowałem rozbić szklanego sufitu, który miałem nad głową. Nie narzekam jednak na to, co dał mi los, jestem przecież dotąd jedynym Polakiem, który wystąpił w finale piłkarskich mistrzostw świata. Jeden z kolegów po fachu, Mietek Piotrowski dogryzał, że tylko machałem chorągiewką, więc zawarłem z nim – dożywotni – zakład o bizantyjską kolację, że jeśli kiedykolwiek nasz rodak pojawi się w finale mundialu – nawet w charakterze zawieszającego siatki, czy malującego linie – to ja uznam się za przegranego. Od tamtej pory minęło już prawie 27 lat, a budżetu jeszcze nie uszczupliłem na ten cel. Mam nadzieję, że za rok zmieni tę sytuację trener Nawałka, więc wtedy na wystawną kolację zaproszę także naszego selekcjonera. A czy byłem człowiekiem Blattera? Nie wydaje mi się, choć Szwajcar nigdy nie ukrywał polskich sympatii. Przez lata pozostawał w związku z Polką, miał ciepły stosunek do Kazimierza Górskiego, i nawet w publicznych wystąpieniach nie ukrywał sentymentu do naszego kraju. Zawsze na początku obrad komisji FIFA, w których zasiadałem, a zebrało się wszystkich pięć, czy nawet sześć, przychodził i witał się słowem: dzieńdoberek. A i w nominacji na finał mundialu miał chyba swój udział, wszystko bowiem odbyło się z pogwałceniem procedur. Nie powinno się zdarzyć tak, że sędzia występujący w półfinale, pojawił się także w ostatnim meczu mistrzostw. To była osobista decyzja Szwajcara…

…a słyszałem, że dużą zasługę w tej materii miał także papież Jan Paweł II. To prawda?

Nie można wykluczyć. Na audiencji, której udzielił delegacji FIFA, Karol Wojtyła powiedział, że skoro Polska nie gra w turnieju, to będzie się modlił za polskiego sędziego. I w ten sposób mogłem zapaść w pamięć Blatterowi. Inna sprawa, że to ja – na prośbę Guido Tognoniego, ówczesnego rzecznika prasowego – przyczyniłem się do zorganizowania spotkania w Watykanie dla sędziów, bo FIFA okazała się za krótka. Pielgrzymowałem wówczas do prymasa Józefa Glempa, przez którego udało się to załatwić. Zapadłem wtedy w pamięć – późniejszemu kardynałowi – Stanisławowi Dziwiszowi, który był przy papieżu, bo zawracałem mu głowę przez kilka miesięcy. Prawie codziennie!

Kim dziś czuje się pan najbardziej – obserwatorem FIFA, delegatem UEFA, czy szefem sędziów w Czechach?

Bez dwóch zdań – czeskim Przesmyckim! Nawet powiedziałem o tym Zbyszkowi, co skwitował stwierdzeniem, że jest ode mnie… przystojniejszy. To jednak kwestia względna i rzecz gustu, najważniejsze, że w ostatnich latach – choć nie uchodzi za łatwego we współpracy – zrobił bardzo wiele dla usprawnienia organizacji sędziowskiej w Polsce. Nie ukrywam zatem, że za jego cichym przyzwoleniem korzystam z wypracowanych u nas wzorców w Czechach, z samooceną i skróceniem dróg awansu dla młodych arbitrów do ekstraklasy na czele. Pavel Kralovec, czyli tamtejszy Szymon Marciniak, miał problem z zaakceptowaniem wystawiania sobie not, ale w końcu i on się przekonał, bo to kapitalna sprawa. Przesmycki ma jednak o tyle łatwiej niż ja, że pracuje z profesjonalistami. W Czechach nie ma zawodowstwa wśród sędziów, moi ludzie na co dzień normalnie pracują, albo prowadzą firmy. Za punkt honoru postawiłem sobie zatem wprowadzenie profesjonalnego statusu, od sezonu 2017-18. Jeśli oczywiście wcześniej mnie stamtąd nie pogonią.

Na jaki okres podpisał pan kontrakt?

Dogadany mam na dwa lata, ale parafowany tylko na rok. W czerwcu są wybory w czeskiej federacji, i prezes Miroslav Pelta, który powiedział, że widzi mnie na czele arbitrów nawet przez trzy lata, nie chciał podpisywać umów na czas po wyborach, żeby nie wiązać rąk ewentualnemu następcy. Podobnie jest w przypadku trenerów reprezentacji; takie szef federacji wyznaczył sobie standardy.

Bywa pan w ogóle w domu w Warszawie w trakcie sezonu?

Kiedy trwają rozgrywki mam stały grafik – wyjeżdżam z domu w piątek, i jestem w Pradze do wtorku rano. Znam na pamięć wszelkie rozkłady lotów i jazdy, wypróbowałem już wszystkie środki lokomocji, ale najczęściej korzystam ze służbowego auta. I mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jeszcze nigdy nie mieszkałem w tak pięknym miejscu jak w stolicy Czech. Mam mieszkanie na Hradczanach, z widokiem na katedrę i na Most Karola, a do pracy spacerkiem przez park 10 minut. Na rogu przy mojej kamienicy jest knajpa Na Hradku, gdzie tytułują mnie panem Polakiem, wiedzą już jakie piję piwo i zawsze kiedy zamawiam – stawiają kreskę. Płacę raz w miesiącu, zbiorczy rachunek. Znaczy się – już jestem swój. Nie jestem wielkim piwoszem, ale w Czechach browarek jest naprawdę znakomity. Ludzie biorą litrami, w bańki na mleko. I wcale się nie dziwię, bo to inny rodzaj napoju niż w Polsce. I nie wywołuje agresji u kibiców. Mój ulubiony lokal jest blisko Letnej, więc siłą rzeczy to rejon opanowany przez kibiców Sparty. Obok jest jednak pub prowadzony przez slavistę, któremu fani lokalnego rywala co prawda dokuczają, ale nigdy nie uciekli się do obrażania, nie wspominając nawet o fizycznej agresji. 

Czeskie jedzenie smakuje panu tak bardzo jak piwo?

Jest bardzo niezdrowe. Knedliki można zjeść najwyżej raz na miesiąc. O wiele bardziej podoba mi się kraj niż jego niesmaczna kuchnia. Proszę sobie wyobrazić, że w Czechach jest 400 zamków. Czynnych. Dziesięć już zwiedziłem, więc sporo mi jeszcze zostało. Zakochałem się też w hokeju, który medialnie jest za naszą południową granicą silniejszy od futbolu. W czeskim wydaniu to naprawdę kapitalna dyscyplina.

Ile sędzia w Czechach może zarobić za poprowadzenie meczu?

Generalnie pieniądze w tamtejszym futbolu są niższe niż w Polsce. Począwszy od budżetów klubów, poprzez zarobki piłkarzy, na sędziowskich ryczałtach kończąc. Jak już wspomniałem nie ma etatów, główny za spotkanie dostaje równowartość około 3 tysięcy, asystent – około dwóch. Na pieniądze nikt nie narzeka, za to na zbyt częste wyznaczanie na zawody – wielu. Czescy arbitrzy nie lubią się przepracowywać, inna sprawa, że tych najlepszych jest za mało, w stosunku do liczby ważnych meczów, do których należy także bardzo prestiżowo traktowane spotkanie Sparty ze Slavią w kategorii… U-19. Swoją drogą – w moim odczuciu poziom juniorskich rozgrywek jest wyższy niż w naszej CLJ. Jest więcej gry technicznej, bardziej wyrafinowana taktyka, nie ma za to dysproporcji w umiejętnościach poszczególnych zespołów. Wyniki 9:0 są nie do pomyślenia. Pewnie także dlatego, że w najwyższej z trzech ogólnokrajowych lig juniorskich grają wyłącznie młodzieżowe drużyny klubów z ekstraklasy. 

W Polsce nie było jednej czarnej owcy, jak zakładał pan na wstępie afery korupcyjnej…

…niestety. Dla naszego środowiska piłkarskiego, ale i dla mnie, bo miałem dużo nieprzyjemności przez tę wypowiedź…

…w Czechach problemy arbitrów miewają inną naturę. Sędziowie przeginają z piwkiem.

Oho, żeby to było tylko piwko. Stosunkowo niedawno sędziowie wydoili flaszkę whisky w szatni przed meczem. Za dużo było też klimatów, które sprzyjały mieszaniu się klubów w obsady sędziowskie. Postawiłem grubą kreskę po objęciu funkcji, i ten proceder ukróciłem.

Co teraz dzieje się z amatorami mocnych trunków?

Wszyscy czterej są zawieszeni. Część dożywotnio, część czasowo, ale kary zapadły jeszcze przed moim przyjazdem. Wziąłem ich oczywiście na rozmowy, nie wszyscy byli jednak szczerzy. Najmłodszy z ekipy, który nie pił, powiedział, że nic nie mógł zrobić, bo kiedy alkohol pojawił się na stole, wyszedł do toalety. Rozumiem nawet, że chciał być lojalny wobec kolegów, ale alibi wymyślił słabe. Nie ma już jednak sensu wracać do tego tematu. Teraz mam naprawdę fajną Komisję Sędziowską, do której dwóch ludzi mogłem dobrać sam, zaś dwóch pozostałych wskazał prezes. Dodatkowo zażądałem zatrudnienia analityka, którym został Marcin Szulc. To był mój warunek przyjęcia posady w czeskiej federacji. Do rodaka spływają samooceny, przygotowywał też wykłady na zgrupowanie sędziów w Portugalii, na które wkrótce się wybieramy. Jest moją prawą ręką. 

Rozumiem, że o korupcję nie obawia się pan w ogóle?

Podobno była i w Czechach, ale nie wnikałem na tyle głęboko, żeby wypowiadać się w tej kwestii. Teraz na pewno nie ma i nic nie wskazuje, żeby miała się pojawić. Już mówię dlaczego – otóż prezes Pelta wyznaczył nieprzypadkowego mojego zastępcę. Młody chłopak, około 40-stki, zapytałem więc, czy gdzieś w ogóle sędziował. Okazało się, że pół sezonu był nawet w pierwszej lidze, ale odniósł poważną kontuzję kolana i o karierze mógł zapomnieć. Był, i jest, tak pewny siebie, i w ogóle okazał się nietuzinkowym człowiekiem, więc zapytałem w końcu co porabia zawodowo. Petr Milsna zadziwił mnie odpowiedzią, otóż jest… wiceministrem spraw wewnętrznych! Wzbudza respekt i ma rozległą wiedzę. Kiedyś przyszedł do mnie i zasugerował, żeby odsunąć dwóch sędziów od jednego ze spotkań. Byłem ciekawy, czy zauważył jakąś obniżkę formy, ale okazało się, że bardzo cenił ich umiejętności i aktualną dyspozycję. Dostał jednak wyraźny sygnał, że lepiej będzie dla wszystkich, a zwłaszcza dla tych arbitrów, aby akurat wskazanego meczu nie prowadzili…. Cóż, warto mieć takiego mocnego człowieka w komisji, szybko zresztą się zaprzyjaźniliśmy. Po tym, jak zorganizowałem dla jego syna koszulkę Roberta Lewandowskiego z Bayernu Monachium. Oczywiście z autografem.

Jak ogólnie ocenia pan poziom sędziowania w Czechach?

Najlepsi, z Kralovcem – który prowadził w Champions League mecz Legia – Real Madryt, na czele, gwarantują bardzo wysoki poziom. Są już jednak w takim wieku, że nie gwarantują progresu. Dlatego równie mocno nad tym, żeby Kralovec pojechał na mundial do Rosji, pracujemy nad odmłodzeniem czołówki. No i nad szkoleniem asystentów, ponieważ to był największy problem w Czechach, kiedy tam przyjechałem. Mogę pochwalić się dwiema kobietami w najwyższej klasie – jedną asystentką i jedną główną. Zdają egzaminy sprawnościowe, bez kłopotu mieszczą się w męskich limitach czasowych, generalnie – dają radę. Co tu nikogo nie dziwi, tradycje są bowiem bogate. Nie tylko w futbolu, w męskim hokeju na najwyższym poziomie panie również sędziują. 

Odnalazł się pan w tamtejszej rzeczywistości medialnej?

Owszem, i to bardzo szybko. Pierwszym mężem mojej żony był czeski dyplomata, pan Cerny. Fajny gość, kiedy tylko przyjechałem do Pragi od razu do mnie zadzwonił. Od słowa do słowa, zgadaliśmy się, że ma stryja, który jest legendą dziennikarstwa sportowego w Czechach. Nazywa się Otakar Cerny. Starszy pan, już po 70-tce, takie połączenie Jana Ciszewskiego z Dariuszem Szpakowskim i Mateuszem Borkiem. Słowem – legenda, przyjaciel Vaclava Havla, był szefem redakcji sportowej telewizji po zmianie ustroju, a jesienią wprowadził mnie bezboleśnie w świat czeskich mediów. Jeszcze nic nie zdążyłem zrobić, a już napisano, że będę zbawicielem. Po dwóch udanych dla sędziów kolejkach komplementom pod moim adresem nie było końca. A nawet dziś Otas, bo przyjaciołom każe się tytułować właśnie Otas, dzwonił, że już umówił mój wywiad dla publicznej telewizji. 

Po czesku?

Staram się już mówić po czesku, ale dopiero teraz zaczynam uczyć się pod fachowym okiem tego języka. Znalazłem lektorkę w Warszawie, w Pradze także zamierzam zatrudnić korepetytorkę. Zawsze myślałem, że to Węgry będą dla mnie drugim domem, tymczasem okazało się, iż jeszcze bliżej naszej granicy odkryłem kraj, w którym czuję się znakomicie. I chcę rozmawiać z jego mieszkańcami w ich języku. 

Na koniec pomówmy o Marciniaku. Tylko chciałbym, aby oceniał pan jako członek Komisji Sędziowskiej FIFA a nie ojciec Tomka, asystenta Szymona. Nasz eksportowy arbiter ma jeszcze sufit nad głową?

Sądzę, że szklany sufit już przebił. Na pewno jednak powinien popracować nad mobilizacją i koncentracją w meczach, które sędziuje w kraju. Być może miał także za dużo spotkań w minionym roku. Powiedziałem mu o tym po jednym z meczów, co skwitował stwierdzeniem: ale przecież Przesmyk prosił. Prawda jest taka, że Szymon musi dokonywać szczerej oceny, czy w danym momencie jego głowa potrzebuje bardziej derbów Krakowa, czy wyjazdu z żoną nad jezioro. Swoją drogą, święta powinna być zasada dotycząca arbitrów wracających w czwartek z zagranicznych meczów pucharowych: w weekend nie sędziują w kraju. Ewentualnie raz w miesiącu gdzieś w A-klasie, na boisku na przykład Jedności Żabieniec. Bo prowadzenie zawodów na dołach, gdzie nie wszyscy zawodnicy znają przepisy, bardzo odświeża każdego sędziego. Wszystkie powyższe uwagi, oczywiście nie zmieniają faktu, że skalą międzynarodowych osiągnięć Marciniak już przebił Ryszarda Wójcika. A przecież nie powiedział ostatniego słowa. 

Czy skalą talentu mocno przewyższa na przykład Grzegorza Gilewskiego?

Talent mieli podobny, może Szymon odrobinę większy, na pewno jednak Marciniakowi pomaga fakt, że na przyzwoitym poziomie grał w piłkę, Bo ma dzięki temu fenomenalne wyczucie. No i jest zawodowcem, koncentruje się wyłącznie na piłce, podczas gdy Grzegorz musiał jeszcze ciągnąć biznesy, przez co się rozdrabniał. Jeśli już porównujemy, to Szymona można chyba tylko w naszych realiach przyrównać do Alojzego Jarguza. W moim odczuciu, obaj – i tylko oni pod naszą szerokością – urodzili się z gwizdkiem w ustach, ominęli etap smoczka. Mowa ciała, szybki kontakt z zawodnikami – tego nie ma żaden inny współczesny polski sędzia. A na pewno nie w takim stopniu rozwinięte jak Marciniak. To naturalny talent, który z przedszkola mógł trafić od razu na uniwersytet, bez konieczności zaliczania pośrednich szczebli edukacji. Inni potrzebowali podstawówki, gimnazjum i liceum, a i tak nie są tak oszlifowani jak on.

Marciniak może stać się przyczyną zubożenia pańskiego portfela?

Za sprawą występu w finale mistrzostw świata? Zdecydowanie tak! Występ w finałach Euro 2016 dał mu bardzo wiele, postawił kropkę nad i. Może na dziś jeszcze odrobinę lepszy jest Viktor Kassai, ale w przypadku Węgra zużycie materiału jest już duże. Natomiast Szymon nadal znajduje się na wznoszącej, choć już dziś mentalnie i fizycznie to arbiter na finał Ligi Mistrzów. No i ma niezwykle pracowitych asystentów. Tomek, mój syn – o którego talencie nie będę się wypowiadał, bo zwyczajnie jako ojcu nie wypada – potrafi godzinami analizować, czy powinien być ustawiony pięć centymetrów bardziej w prawo, albo mieć bardziej wyprostowaną sylwetkę. To żmudna robota, ale później przekłada się na efekty na boisku.

Syn jest tak skrupulatny po ojcu?

Raczej po mamie. Ja sędziowałem zdecydowanie bardziej na czuja. Najważniejszą decyzję w życiu, która także przyczyniła się do występu w finale mistrzostw świata, podjąłem kierując się właśnie intuicją. W półfinale mundialu, w którym Włosi grali z Argentyną w Neapolu, już w dogrywce Toto Schillaci wyszedł na pozycję sam na sam z bramkarzem i strzelił gola, machnąłem jednak spalonego. Nie widziałem dokładnie sytuacji, zadziałał impuls. Gospodarze przegrali po rzutach karnych, więc Michel Vautrot, główny arbiter, któremu pomagałem wtedy na linii, zapytał jeszcze w drodze do szatni, czy jestem pewny tej decyzji. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie. Mieliśmy świadomość, że jeśli popełniłem błąd, to Włosi nas zabiją. Mimo że przyjaźniliśmy się już wówczas, atmosfera zrobiła się chłodna, czekaliśmy na przyjście oficjeli FIFA niczym na szczęście. Tymczasem Blatter wszedł do pokoju sędziowskiego z wyciągniętą łapą i słowem: congratulations od progu. Okazało się, że spalony był. Dokładnie trzycentymetrowy. Miałem farta, w nagrodę dostałem udział w wielkim finale. Taka jest prawda… 

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 51-52/2025

Nr 51-52/2025

Polska Reprezentacja Polski

Przemysław Wiśniewski zmieni zespół? Klub reprezentanta Polski zabrał głos!

Ostatnio dużo mówi się o potencjalnej zmianie klubu przez Przemysława Wiśniewskiego. W tej sprawie pojawiły się przełomowe wieści.

2025.09.04 Rotterdam
pilka nozna Kwalifikacje Mistrzostw Swiata 2026
Holandia - Polska
N/z Przemyslaw Wisniewski
Foto Pawel Andrachiewicz / PressFocus

2025.09.04 Rotterdam
Football - FIFA World Cup 2026 Qualifying round
Netherlands - Poland
Przemyslaw Wisniewski
Credit: Pawel Andrachiewicz / PressFocus
Czytaj więcej

Polska Reprezentacja Polski

Wtedy Robert Lewandowski zakończy karierę! Powiedział to wprost

Robert Lewandowski z przełomową deklaracją! Chodzi o jego przyszłość.

2025.09.04 Rotterdam
pilka nozna Kwalifikacje Mistrzostw Swiata 2026
Holandia - Polska
N/z Robert Lewandowski
Foto Marcin Karczewski / PressFocus

2025.09.04 Rotterdam
Football - FIFA World Cup 2026 Qualifying round
Netherlands - Poland
Robert Guirassy
Czytaj więcej

Polska Reprezentacja Polski

Robert Lewandowski ocenił rywali Polski w barażach. „Łatwo nie będzie”

Robert Lewandowski z interesującą wypowiedzią! Mówił o przeciwnikach Polski w barażach o MŚ.

2025.11.17 Malta
Pilka nozna Kwalifikacje Mistrzostw Swiata 2026
Malta - Polska
N/z Robert Lewandowski podziekowanie kibicom
Foto Marcin Karczewski / PressFocus

2025.11.17 Malta
Football - FIFA World Cup 2026 Qualifying round
Malta - Poland
Robert Lewandowski podziekowanie kibicom
Credit: Marcin Karczewski / PressFocus
Czytaj więcej

Polska Reprezentacja Polski

Zmarł były reprezentant Polski

Zagłębie Sosnowiec poinformowało o śmierci swojego byłego zawodnika, który był zarazem reprezentantem Polski.

SOPOT, ARMIA KRAJOWA 55, 10.04.2010, ZALOBA PO TRAGICZNEJ SMIERCI PREZYDENTA LECHA KACZYNSKIEGO, MIESZKANCY TROJMIASTA SKLADAJA KWIATY I ZAPALAJA ZNICZE POD DOMEM PREZYDENTA LECHA KACZYNSKIEGO W SOPOCIE, 
FOT. PIOTR MATUSEWICZ / PRESSFOCUS
Czytaj więcej

Polska Reprezentacja Polski

Sebastian Szymański trafi do słynnego klubu? Jest tylko jeden warunek!

Sebastian Szymański już od dłuższego czasu jest łączony ze zmianą zespołu. Gdzie może trafić reprezentant Polski?

2025.09.07 Chorzow
pilka nozna Kwalifikacje Mistrzostw Swiata 2026, Stadion Slaski, Chorzow
Polska - Finlandia
N/z Sebastian Szymanski
Foto Mateusz Porzucek PressFocus

2025.09.07 Chorzow
Football - FIFA World Cup 2026 Qualifying round
Poland - Finland
Polska - Finlandia
Sebastian Szymanski
Credit: Mateusz Porzucek PressFocus
Czytaj więcej