Mateusz Juroszek o Fundacji STS i nie tylko
O tym, jak rozsądnie pomagać sportowcom, o zaangażowaniu w polski futbol, o tym, w którym kierunku powinna zmierzać Ekstraklasa, aby stać się atrakcyjniejsza dla sponsorów, o dużych pieniądzach – o tym wszystkim „PN” rozmawiała z prezesem bukmachera STS Mateuszem Juroszkiem.
ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW PAWLAK
– Jak działa fundacja Sport Twoją Szansą?
– Fundacja ma określone cele. Do jej rady zaprosiliśmy wiele osób ze świata sportu. Niedawno fundacja została organizacją pożytku publicznego. Będziemy mogli otrzymywać 1 procent podatków, jeśli ktoś zdecyduje, że warto wspierać sportowców. Jest związana z STS, choć w sensie biznesowym jest niezależnym bytem – mówi Juroszek (na zdjęciu). – To właśnie STS przelewa na konto fundacji największe środki. Wpłaty pochodzą albo bezpośrednio ode mnie, albo od firmy STS. Staramy się jednak w działalność fundacji zaangażować naszych klientów. Przy wypłacie wygranych będą mogli część środków przekazać na fundację. Jeśli zdecydują się, gwarantujemy im spokojny sen, pieniądze nie zostaną zmarnowane. Środki przekazane na pomoc są skrupulatnie rozliczane. Nie po to, żeby kogoś kontrolować. Chodzi o przekonanie, że pieniądze wydajemy mądrze. Sentencja Sport Twoją Szansą kiedyś używana była jako rozwinięcie skrótu bukmachera STS. Odeszliśmy od niego, nie chcieliśmy, aby był rozumiany jako szansa na zostanie bogatym poprzez sport. Sentencja trafiła do szuflady. I teraz idealnie wpisuje się w fundację.
– Kto może liczyć na pomoc?
– Nie wspieramy sportowców z pierwszych stron gazet. To zasada numer jeden. Dla STS fundacja nie jest celem biznesowym, bardziej to kwestia odpowiedzialności społecznej. Posiadając roczny budżet powyżej 1,5 miliarda złotych i połowę rynku bukmacherskiego w Polsce, ustanowienie stypendium w wysokości 500 złotych dla lekkoatlety nie przyniesie STS pożądanego efektu marketingowego. A angażowanie w to pracy ludzi jest nieefektywne. Fundacja jest więc moją inicjatywą. Chciałem pomagać ludziom, którzy mogą być w czymś bardzo dobrzy, ale nie do końca ich na to stać. Krótko mówiąc, coś, co niekoniecznie musi być interesujące z punktu widzenia STS, może być interesujące dla fundacji.
– Ostatnio pomogliście reprezentacji Polski w amp futbolu, która brała udział w finałach mistrzostw Europy.
– Fundacja rośnie, możemy angażować się w więcej spraw. Przy starcie projektu udało się nam uzyskać duży rozgłos, w jednej kolejce Ekstraklasy trzy drużyny zagrały w koszulkach z logotypem Sport Twoją Szansą. Zrobiło się o nas głośniej, zaczęło wpływać do nas więcej wniosków. Rada fundacji analizuje każdy, choć wiadomo – nie na wszystkie odpowiadamy pozytywnie. Jeśli ktoś jeździ na wrotkach i szuka 20 tysięcy złotych na wyjazd na zawody do Los Angeles, no to nie o taką pomoc nam chodzi. Wybieramy najsensowniejsze inicjatywy. Następnie klienci STS w głosowaniu wskazują projekt, który wspieramy. Tak dzieje się zazwyczaj. Bo jeśli trzeba działać szybko, jak właśnie w przypadku reprezentacji w amp futbolu, reagujemy ad hoc. Jak wiadomo, polscy zawodnicy są światową czołówką i zwrócili się do nas o dodatkowe wsparcie przed wyjazdem na mistrzostwa Europy. Uznaliśmy, że to działanie idealnie wpisuje się w cele, jakie realizuje nasza fundacja. Czyli pomagamy odnosić sukcesy Polakom na międzynarodowych turniejach.
– W jaki sposób pomagacie sportowcom?
– W różny sposób. Może to być partycypowanie w kosztach leczenia, także suplementacji, czy ufundowanie stypendium. Pomagamy również większym organizacjom lub stowarzyszeniom. Choć nie najbogatszym. Pracujemy jednak tylko z aktywnymi zawodnikami lub kandydatami na zawodników. Zwłaszcza z tymi, dla których sport jest szansą na inne życie, na przykład poprzez wyrwanie się z trudnej sytuacji.
– Jest jakaś granica finansowa wsparcia?
– Chcemy mądrze planować wydatki. Omijamy komercyjne tematy. Jeżeli przyjdzie do nas młody skoczek narciarski z prośbą o pomoc, to wiemy, że zaplecze treningowe i finansowe tego sportu jest dobrze rozwinięte. W związku z tym wolimy koncentrować naszą pomoc tam, gdzie jest ona bardziej potrzebna. Co do zasady jednak, angażujemy się w większą liczbę projektów niż w jeden bardzo duży.
– W jaki jeszcze sposób fundacja wspiera piłkę nożną?
– Piłka jest dobrze finansowana, to po pierwsze. Wniosków z tej dyscypliny wpływa do nas najmniej. Co nie znaczy, że zamykamy się na futbol. Dużo chętniej jednak wspomożemy szkołę czy mały, nieprofesjonalny klub piłkarski, który chce dla dzieciaków zorganizować wyjazd na zgrupowanie. Nie każdy, jak Goczałkowice, ma Łukasza Piszczka.
– Jakim budżetem dysponuje fundacja?
– W skali roku mowa o kilkuset tysiącach, ale w przyszłym roku przebijemy milion złotych. Liczymy na uruchomienie mechanizmu, dzięki któremu klienci STS, kibice, będą mogli wspierać fundację. Wzorem choćby platform e-commerce, gdzie przy płatności można przekazać wybraną kwotę na konkretny cel charytatywny. Zresztą portal siepomaga.pl pokazuje, że w Polsce ludzie chcą wspierać innych.
– Zmieńmy temat. Z punktu widzenia ewentualnego partnera Ekstraklasy, korzystniej byłoby, gdyby liga liczyła 16 zespołów, została powiększona do 18 czy żeby została zmniejszona?
– Osiemnaście – to więcej klubów do sponsorowania. Mówiąc poważnie, z punktu widzenia firmy bukmacherskiej, system ESA 37 jest bardzo dobry – więcej meczów, czyli więcej zakładów do przyjęcia. Natomiast patrząc z pozycji klubu, już niekoniecznie. Dużo meczów odbywa się w wakacje, zapełnić stadiony jest trudno. A koszty organizacji spotkania i tak trzeba ponieść.
– Gdyby STS chciał zostać partnerem tytularnym Ekstraklasy, zapłaciłby więcej za ligę 18-zespołową?
– W porównaniu z sytuacją obecną, przy założeniu powiększenia ligi, liczba meczów nie pójdzie mocno w górę. Ale będzie ich jednak więcej. W dodatku wzrośnie liczba miast, liczba kibiców na trybunach, a przecież do fanów futbolu STS chce trafić. Na pewno byłoby więc nam łatwiej wydać więcej na wejście w taki projekt. Natomiast nie byłoby to wskaźnikiem decydującym. Zresztą w ogóle uważam, że za dużo czasu poświęcamy na dyskusje o kształcie Ekstraklasy, zamiast znaleźć odpowiedź na pytanie: w ogóle po co ta liga funkcjonuje?
– No to po co?
– Proste – dla rozrywki kibiców. Skupmy się więc na tym, żeby w Ekstraklasie występowały największe polskie marki piłkarskie. Widzew Łódź, ŁKS, Ruch Chorzów, Motor Lublin – kluby z zapleczem kibicowskim, z dużych miast. A my co roku mamy w lidze dwa nowe kluby z małych miejscowości, bez takiego zaplecza. Z punktu widzenia sponsora, nie jest to atrakcyjne.
– A jeśli Ekstraklasa zostanie powiększona, to będzie ich mniej? Piłka jest dla wszystkich.
– O ile się nie mylę, Łódź znajduje się w pierwszej czterdziestce największych miast w Europie i są tam dwa kluby, które zostały doszczętnie zniszczone. Ja im kibicuję, niech wrócą do Ekstraklasy, niech będą w niej derby Łodzi czy mecze Widzewa z Legią Warszawa. To ludzi interesuje. Dobrym przykładem jest Jagiellonia Białystok. Klub całego regionu, stabilna sytuacja finansowa, chce szkolić młodzież, całe miasto żyje meczami. Klimat wokół piłki w Białymstoku jest niesamowity. A Górnik Zabrze? Fenomen! Nie tylko ze względu na grę, ale przede wszystkim na kibiców. Ja jestem ze Śląska, zresztą jako STS sponsorujemy Górnik i od czwartku zaczynam odbierać telefony z prośbą o załatwienie biletu na mecz, bo nic już nie ma. Sponsor widzi przede wszystkim takie rzeczy.
– Poziom sportowy ligi przy ewentualnym zaangażowaniu biznesowym ma w ogóle znaczenie?
– Generalnie tak, w Polsce jednak niekoniecznie, gdyż w ostatnich latach nie wzrasta. Patrząc na wyniki polskich drużyn w europejskich pucharach, niewiele pozytywnego można powiedzieć. I czy na pewno zespoły wchodzące do Ekstraklasy z I ligi obniżą ten poziom? Wrócę do Górnika, zespół gra znakomicie, w dodatku korzystając z zawodników z regionu. To jest droga! A teraz spójrzmy na Lecha Poznań. Kolejorz powinien całkowicie zmienić politykę transferową. Gdyby to ode mnie zależało, nie wziąłbym do klubu ani jednego zawodnika z tych, którzy trafili na Bułgarską latem. Żadnego! Wziąłbym tylko młodych chłopaków. Na kim Lech zarobił w ostatnich latach? Poza Rudnevsem, na wychowankach i na młodych chłopakach z Polski. To samo robi Lechia Gdańsk, Legia też. Ekscytujemy się tym, że w Wiśle Kraków jest Carlitos… Fajnie, trafił się. Ale gdzie jest jakaś dalsza myśl? Powinno być dziesięciu piłkarzy pokroju Carlitosa w szkółce Wisły! Bez szkolenia w klubach, dobrze opłacanych trenerów grup młodzieżowych, skautingu, polski futbol nie zrobi kroku naprzód. Przecież u nas wewnętrzny rynek transferowy nie istnieje.
– Prędko się to nie zmieni.
– Jeżeli Górnik jest w stanie znaleźć młodych chłopaków z Cieszyna, Jastrzębia-Zdroju, zrobić z nich taką drużynę, to dlaczego Piast Gliwice idzie w jakieś wątpliwe transfery czesko-słowackie, nie wiadomo jakie i skąd, zamiast podążyć drogą z Zabrza? Przecież ci chłopcy są, trzeba ich tylko znaleźć. Nie rozumiem. Dlatego rozmowy o Ekstraklasie nie można zawężać tylko do liczby drużyn. Żyjemy w 38-milionowym kraju, a pieniędzy z praw mediowych dla klubów jest bardzo mało. Tyle że jak popytałem znajomych, mało kto ma platformę nc+. Oni nie chcą oglądać Ekstraklasy, bo jest słaba. Żadna telewizja nie da więcej pieniędzy, jeżeli poziom sportowy będzie tak wyglądał. Jedyne, co robi wrażenie, to większość stadionów i poziom transmisji. Ekstraklasa Live Park produkuje mecze według światowych standardów. Tyle że oglądasz spotkanie w Warszawie, Poznaniu, Białymstoku, Gdańsku i trafiasz do Niecieczy… A taka Sandecja Nowy Sącz to w ogóle na razie nie ma swojego stadionu spełniającego ekstraklasowe wymogi. I tym samym wracamy do dużych marek, które powinny być obecne w lidze.
– Słupki oglądalności Ekstraklasy spadły pod nieobecność Górnika.
– A w I lidze wzrosły. Właśnie o tym mówię, duże marki. W ogóle to dobrze, że PZPN mocniej angażuje się w zaplecze Ekstraklasy. Że umowa z Polsatem została podpisana na lepszych warunkach, jest magazyn z bramkami. To dobry kierunek. No bo jeśli poziom nie jest wysoki, produkt trzeba przynajmniej dobrze opakować.
– STS rozważa zostanie partnerem tytularnym Ekstraklasy? Jakiś czas temu mówił pan na łamach „PN”, że taki pakiet jest dla was za drogi.
– Czasy się zmieniły. To, co wtedy kosztowało 25 milionów złotych, ostatnio można było kupić za mniej niż 10 milionów. Rozważaliśmy wejście w ten projekt, mieliśmy kilka rozmów. Uznaliśmy jednak, że obecność w siedmiu klubach Ekstraklasy zapewni nam osiągnięcie wyznaczonych celów.
– A jak to wygląda w przypadku pierwszej ligi?
– Rozmawialiśmy.
– Czyli taki pomysł w przyszłości można zrealizować?
– Na chwilę obecną nie.
– Aż tak się poróżniliście?
– Pan to powiedział. Jesteśmy natomiast w trakcie negocjacji nowej umowy z reprezentacją Polski. Po awansie do finałów mistrzostw świata PZPN szybko podniósł ceny. Nic dziwnego.
– Wróćmy do Ekstraklasy. W nowym przetargu na prawa mediowe prawdopodobnie znajdzie się pakiet, według którego jeden mecz każdej kolejki pokazywany będzie w telewizji otwartej. Z punktu widzenia sponsora to chyba dobry pomysł?
– Korzyść, oczywiście. Oglądalność, przez to, że liga jest dostępna przede wszystkim w kanałach dodatkowo płatnych, jest niska. Wynika to także z tego, że tam w ogóle jest dużo piłki nożnej. Generalnie więc kanały sportowe i poszczególne wydarzenia na nich nie mają dobrej oglądalności. Jak jakaś początkująca blogerka włączy transmisję na Instagramie, ogląda ją więcej osób niż mecze piłki nożnej w zamkniętych stacjach. Nawet jeśli te stacje robią superrzeczy. I nie mówię tylko o meczach Ekstraklasy. Dla nas byłoby idealnie, gdyby liga trafiła do telewizji otwartej. Chodzi o zasięg. STS ma największy udział w rynku, jesteśmy liderem. Żeby się rozwijać, chcemy trafiać do coraz szerszej publiczności. Przez stacje zamknięte jest to niemożliwe. Dlaczego zdecydowaliśmy się na zostanie partnerem reprezentacji Polski? Jednym z głównych czynników był fakt, że mecze transmitował otwarty Polsat, a teraz robi to TVP. Prosty przykład, liga jest pokazywana w Canal+ i Eurosporcie. Mecze na tym drugim kanale mają dużo większą oglądalność. Zanim jeszcze niemal wszystkie kluby związały się z różnymi bukmacherami, koszt wykupu czasu na bandach LED w trakcie meczu transmitowanego w Eurosporcie był dużo wyższy. Kluby to wykorzystały, słusznie zresztą. Będziemy przyglądać się temu, co się wydarzy w kontekście przetargu – jako ewentualny partner biznesowy oraz jako kibice polskiej piłki. Albo nastąpi przełom w sensie pozyskanych pieniędzy, albo zostaniemy jeszcze bardziej w tyle w porównaniu do Europy.
– Droższe jest miejsce na koszulkach Jagiellonii czy spodenkach Lecha?
– Na koszulce Jagi. W ciągu ponad czterech latach na koszulce Lecha osiągnęliśmy wyznaczone cele. Zresztą taki jest trend na świecie. Wchodzi sponsor, wypracowuje sobie na danym rynku rozpoznawalność, a potem przechodzi na niższy pakiet. Tak było właśnie z STS i Lechem. Zeszliśmy w drabince sponsorskiej, wciąż realizując w Wielkopolsce swoją strategię. Jagiellonia była dla nas atrakcyjnym klubem, podobnie jak cały region. Usiedliśmy do stołu i szybko doszliśmy do porozumienia.
– Wracał pan z Białegostoku z bólem głowy, jak Bogusław Leśnodorski po dograniu transferu Michała Pazdana do Legii?
– Negocjacje prowadziliśmy na trzeźwo. Naprawdę! A jak dokumenty zostały podpisane, rzeczywiście świętowaliśmy. Ale też bez przesady. Może dlatego, że temat dogadywałem z panią Agnieszką Syczewską, a nie z Cezarym Kuleszą. Gdybym chciał kupić od Jagi zawodnika, mogłoby być trudniej o dobrą formę… W każdym razie przedłużyliśmy też większość innych umów z klubami Ekstraklasy, obecnie wspieramy siedem z nich. Przez najbliższe 2-3 lata będziemy na pewno silnie związani z ligą. Ceny trochę podskoczyły, na rynku bukmacherskim pojawiło się kilku nowych graczy, jednak nie drastycznie. Zakładam zresztą dalszy wzrost. Co ważne, kiedy zaczynaliśmy z Lechem, a chwilę potem nasza konkurencja pojawiła się w Legii, w pozostałych klubach bukmacherzy byli traktowani z dystansem. Przy okazji – z Legią też prowadziliśmy rozmowy. W każdym razie obecnie w każdym klubie, poza Niecieczą, bukmacherzy znajdują się wysoko w piramidzie sponsorskiej.
– Jaką kwotę STS zostawił w polskiej piłce w ostatnich latach?
– W ciągu ostatnich 3-4 lat kilkadziesiąt milionów złotych. Zapewne ta kwota mogła być większa. Tyle że przez lata działała wadliwa ustawa hazardowa. W tym roku STS zapłaci w podatkach do budżetu państwa około 160 milionów złotych. Ówcześni nasi konkurenci, gdyby ustawa wciąż obowiązywała, nie zapłaciliby nic. Jak słyszysz potem narzekania, że tamci, wchodząc w sponsoring, płacili więcej, jest to niesprawiedliwe. Choć obecnie doszliśmy do momentu, w którym wspieramy polską piłkę takimi pieniędzmi jak bukmacherzy zagraniczni, którzy podatków w Polsce nie rozliczali.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (50/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”