Przejdź do treści
Mąka: Chcę ukłonić się Niecieczy

Polska 1 Liga

Mąka: Chcę ukłonić się Niecieczy

Kilka lat temu Daniel Mąka był na topie, potem zaliczył gwałtowny upadek i znalazł się w „Klubie Kokosa”. Trafił do Niecieczy, gdzie mu się nie wiodło, ale na zakręcie kariery pomocną dłoń podała mu Polonia Bytom. W niedzielę jako kapitan bytomian postara się o punkty w Niecieczy.


Jeszcze nie tak dawno strzelałeś bramki w ekstraklasie, byłeś przymierzany do kadry Leo Beenhakkera, a teraz bronisz się z Polonią przed spadkiem z I ligi. Nie jest żal, że tak się to potoczyło?

– Temat reprezentacji pojawił się właśnie tuż po meczu w Bytomiu, w którym – grając jeszcze w Polonii Warszawa – wszedłem z ławki i ustrzeliłem hattricka. Obserwował to ówczesny asystent selekcjonera – Rafał Ulatowski, który powiedział, że pokazałem duże umiejętności i warto mi się bliżej przyjrzeć w następnych występach. Potem byłem raz na liście rezerwowej, ale ostatecznie nie zadebiutowałem w narodowych barwach. Trudno. Trzeba brać to, co przynosi życie. Potem był nieudany epizod w Niecieczy, a teraz jestem w Bytomiu, bo Polonia jako jedyna podała mi pomocną dłoń na zakręcie kariery. Tutaj dostałem kredyt zaufania, po pół roku zostałem kapitanem zespołu, dlatego nie uważam tego czasu za stracony. Swoją wdzięczność staram się pokazywać za każdym razem na boisku.

Grając jeszcze w Warszawie powiedziałeś, że „zawsze po meczu jest czas na zabawę”. Podtrzymujesz to?

– Nie sądzę, że takie zdanie padło z moich ust, ale nawet jeśli ktoś przypisał mi takie słowa, to zależy, kto jak rozumie pojęcie zabawy. Jeden zawodnik lubi iść do dyskoteki, inny po meczu wraca do domu i spędza czas z dzieckiem lub idzie do kina czy restauracji z dziewczyną. Każdy wykorzystuje ten czas na swój sposób. Ja wolę poświęcić ten czas rodzinie.

Byłeś młody, a tu nagle blask fleszy, duże pieniądze i mnóstwo pokus w stolicy. Nie zachłysnąłeś się wtedy rosnącą popularnością?

– Nawet jeśli powiem, że nie, to ktoś może zadać pytanie: gdzie ty się teraz znajdujesz? Jednak ci, którzy mnie znają wiedzą, że do żadnych pokus mnie nie ciągnęło. Mam od wielu lat dziewczynę, z którą jestem zaręczony, od 11 miesięcy mamy córeczkę, a spodziewamy się kolejnego dziecka. Od zawsze miałem inne priorytety, cieszę się, że spędzaliśmy ten czas na swój sposób.

Narodziny córki zmieniły cię jako człowieka? To przełomowy moment w twoim życiu?

– Na pewno. Jestem teraz głową rodziny i ciąży nade mną większa odpowiedzialność. Muszę zadbać, żeby niczego nam nie brakowało, czasem iść na kompromis i uzupełniać się z narzeczoną. Ważne są te pierwsze chwile naszej córeczki na świecie, kiedy poznaje i uczy się wszystkiego. Nie można z niej spuścić wzroku, tak jak na boisku, trzeba mieć oczy dookoła głowy.

Wspomniałeś o Niecieczy. Po występach w stolicy trafiłeś tam na roczne wypożyczenie. Podkreślasz, że ten nieudany okres w twoim życiu bierzesz na siebie. Dlaczego więc tam ci nie poszło?

– Nie jestem taki, żeby obarczać kogoś winą, po co rozdrapywać rany? Czasem tak jest, powiem na przykładzie Polonii Warszawa. Ktoś z kimś się nie dogaduje lub jest w ciut słabszej formie i od razu ląduje w „Klubie Kokosa”. Do Termaliki trafiłem bez przepracowanego okresu przygotowawczego, potrzebowałem czasu na odzyskanie formy, ale szybko mnie odstawiono na boczny tor. Trenowałem sumiennie, ale nie przekładało się to na liczbę spędzonych minut na boisku. Tak przez tydzień, dwa, trzy, cztery, czas leciał, ale nie było efektów. Pojawiły się myśli o rezygnacji, bo widziałem, że niektórzy nie dawali z siebie tyle co ja, a potem wychodzili w pierwszym składzie. Z kolegami z zespołu dobrze się rozumiałem, poznałem wielu świetnych piłkarzy, z którymi kontaktuję się do dzisiaj. Nigdy nie mówiłem, że powinienem grać zamiast zawodnika X czy Y, ale niektórzy w klubie zachowali się nieładnie wobec mnie. Wiedziałem jednak, że jak stamtąd odejdę, to szybko wrócę do formy i zacznę grać.

Po tej nauczce trafiłeś do Bytomia i po pół roku, z zawodnika nieprzygotowanego do gry, awansowałeś na kapitana drużyny. Kto zadecydował, że to warszawiak wyprowadza teraz śląski klub na boisko?

– Już przed ostatnią kolejką rozegraną przed zimą tak się stało. Nasz etatowy kapitan Lukas Killar doznał kontuzji i trener Fornalak zadecydował, że to ja go zastąpię. Zapracowałem na to rundą jesienną, bo nawet nie mając opaski motywowałem kolegów. Okres przygotowawczy zacząłem już z nową funkcją, bo trenerowi spodobał się wpływ jaki mam na drużynę. Poza tym przyszło czternastu nowych zawodników, a zostało nas zaledwie dziewięciu, którzy grali wcześniej. Nie każdy ma też predyspozycje do sprawowania takiej funkcji, więc trener nie miał zbyt dużego wyboru. A to, że jestem z Warszawy, nie powinno mieć znaczenia. Ważne jakie cechy się posiada, ale faktycznie – rzadko się zdarza żeby komuś ze stolicy powierzono taką rolę, w dodatku w tak młodym wieku. Jeszcze bardziej mnie to motywuje do pracy, bo zaufano mi w tak trudnym dla klubu momencie.

Bycie kapitanem nie jest łatwe, a media kreują cię na następcę sprzedanego do Kaiserslautern Jakuba Świerczoka. Jak sobie radzisz w nowej roli?

– Jeżeli chodzi o boisko, to gramy na trochę innych pozycjach, ale to miłe, że we mnie widzi się nowego lidera zespołu. Nie gram jednak sam, mam mikrodoświadczenie, więc liczę też na pomoc bardziej doświadczonych kolegów, jak Hermes czy Marcin Cabaj. Jesteśmy drużyną i każdy jest tak samo ważny. Ci, którzy grają w pierwszej jedenastce, ale też rezerwowi, bo w tygodniu na treningach nie pozwalają żeby ktoś się obijał. Każdy musi sobie wywalczyć miejsce w składzie wylewając litry potu na treningu, a dzięki temu podnosimy swoje umiejętności.

W Bytomiu pojawiło się 14 nowych zawodników – to większość drużyny. Jak oceniasz zespół po rewolucji kadrowej? Silniejszy był jesienią czy teraz?

– Na to pytanie odpowie „zielony prostokąt”. Odszedł nasz najlepszy strzelec, ale myślę, że na papierze obecny skład jest mocniejszy. Przyszli zawodnicy, którzy rozegrali sporo spotkań w ekstraklasie, ale tak jak powiedziałem, na wszystkie podsumowania i oceny przyjdzie czas po ostatnim meczu. Po inauguracji rundy wiosennej jestem pełen wiary, że to co robiliśmy od stycznia na zgrupowaniach przyniesie oczekiwany efekt. Nigdy nie jest tak dobrze żeby nie mogło być jednak lepiej. Cały czas wyciągamy wnioski, z każdego meczu, gierki czy treningu. Analizujemy błędy, żeby móc je wyeliminować, ale też dobre zagrania, żeby potem je powielać.

W pierwszym meczu wygraliście z Sandecją 2:1 (pierwszy mecz 3:2). Ty zdobyłeś bramkę, tak samo jak w Nowym Sączu. Dobrze ci się gra z tym rywalem?

– Najważniejsze były trzy punkty. Było trochę nerwów w końcówce spotkania, bo prowadziliśmy 2:0, potem straciliśmy gola, a Wojtek Wilczyński został ukarany czerwoną kartką. Musieliśmy się cofnąć, w tym czasie Sandecja nas przycisnęła, ale świetnie bronił Marcin (Cabaj – przyp. red.). Uważam zresztą, że był najlepszym piłkarzem tego meczu i w następnych potyczkach będzie naszym pewnym punktem. Mój gol? Czy to przypadek? Powiem tak, wtajemniczeni wiedzą kiedy strzelam bramki. Jeśli to przeczytają, na pewno będą się śmiać pod nosem.

W tym meczu zagrało w pierwszej jedenastce sześciu nowych zawodników. Nie było problemów z komunikacją i ze zgraniem na boisku?

– Mieliśmy czas na zgranie. Byliśmy na obozie w Turcji, ale też wiadomo, że nie wszystkie gry kontrolne graliśmy w takim zestawieniu. Cały czas się uczymy grać ze sobą, po to były sparingi, ale też teraz są treningi i gry wewnętrzne. Musimy się dotrzeć żeby wiedzieć jak kto lubi grać, jak się porusza po boisku i jakie chce dostawać piłki.

Na spotkaniu z Sandecją pojawiły się 3 tysiące waszych fanów, to rekord tego sezonu przy ulicy Olimpijskiej. Co to oznacza? Masz dobre relacje z fanami?

– Coś mi się obiło o uszy. To miłe i znaczy, że ten klub nie jest im obojętny. Dla nas to znak, że mamy dla kogo walczyć, bo kibice płacą za bilety i przychodzą na mecze, aby nas dopingować. Myślę, że moje relacje są dobre, może nie ma jakiejś wielkiej zażyłości, ale nasi sympatycy widzą jak gramy, czy się staramy i kto ile serca zostawia na murawie. A my przecież nie gramy tylko dla siebie, ale także dla nich.

Polonia to trzecia najstarsza drużyna w I lidze, jeżeli patrzymy w metryki piłkarzy. Czy to będzie wasz atut w kontekście walki o utrzymanie?

– Nie wiem jak to było jesienią, ale myślę, że teraz mamy bardziej doświadczony zespół. W końcu przyszło sporo zawodników, którzy grali w ekstraklasie, a to doświadczenie kiedyś musieli zebrać. W niejednej szatni byli, grali w różnych ekipach i warunkach, więc to jest jakiś atut, ale i tak będziemy mogli to ocenić dopiero po zakończonym sezonie.

W niedzielę zagracie w Niecieczy z Termaliką. Będziesz chciał coś udowodnić?

– To dla mnie inny mecz od wszystkich, z podtekstami. Muszę tylko uważać, bo czasami jak się bardzo chce, to może nic nie wychodzić. Na pewno będę chciał wypaść dobrze pod względem indywidualnym, ale na pierwszym miejscu będzie dobro drużyny. Nawet jak nie zagram rewelacyjnie, ale uda się nam wywieźć punkty, to i tak będę zadowolony. Chciałbym strzelić bramkę, ukłonić się komu trzeba i przywieźć do Bytomia trzy „oczka”.

Nie boisz się, że na boisku możesz być prowokowany? Emocje mogą wziąć górę.

-Muszę być opanowany, bo jestem kapitanem. Do tego mam już kilka kartek i za kolejną mogę już pauzować. Powinienem dawać dobry przykład, nawet jak będzie skakać ciśnienie. Chcę się komuś tam przypomnieć, ale nie piłkarzom, bo mieliśmy tam solidną „kapelę” i nie mam nic do chłopaków. Najważniejszy będzie komplet punktów, a czy wywalczymy go po ładnej, brzydkiej, łagodnej lub brutalnej grze, to jest to sprawa drugorzędna. Musimy zagrać tak żeby wyjeżdżać stamtąd z podniesionym czołem i świadomością, że więcej nie dało się zrobić. Wiadomo, że rywale mogą okazać się od nas lepsi, ale takiego scenariusza nie zakładam.

Co chciałbyś na koniec powiedzieć kibicom?

– Chcę żeby przychodzili na mecze i nas wspierali, a ja z ręką na sercu mogę obiecać, że zrobimy wszystko żeby Bytom miał drużynę na tym szczeblu rozgrywek. Chcemy jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie, a w następnym sezonie powalczyć już o awans do ekstraklasy, mam nadzieję, że ze mną w roli głównej. Zostanie mi jeszcze rok kontraktu i nie widzę przeciwwskazań żeby spędzić ten czas tu gdzie jestem teraz.

Rozmawiał Marcin Dobski,
PilkaNozna.pl
fot. Polonia Bytom

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 2/2025

Nr 2/2025