Przejdź do treści
Liverpool za burtą Pucharu Anglii

Ligi w Europie Premier League

Liverpool za burtą Pucharu Anglii

Na zakończenie zmagań w trzeciej rundzie Pucharu Anglii byliśmy świadkami sporej niespodzianki. Faworyzowany Liverpool przegrał w delegacji z Wolverhampton Wanderers (1:2).

Liverpool pożegnał się z Pucharem Anglii (fot. Łukasz Skwiot)


W dotychczasowych meczach 1/32 finału FA Cup doszło co prawda do kilku niespodzianek, jednak żaden z wielkich faworytów do końcowego zwycięstwa nie zanotował wpadki. W grze o puchar pozostają takie drużyny jak Arsenal, Manchester United, Chelsea, Manchester City oraz Tottenham Hotspur i można było zakładać, że tą samą ścieżką podąży Liverpool.

Kibice „The Reds” nie mogli być jednak w stu procentach pewni swego i wcale nie chodzi o wyświechtane powiedzonko, jakoby „rozgrywki pucharowe kierowały się swoimi prawami”. Warto było bowiem pamiętać, że podopieczni Juergena Kloppa kilka dni wcześniej rozegrali bardzo wymagający mecz z City i doznali pierwszej ligowej porażki w sezonie. Jakby tego było mało, lider Premier League przyjechał na bardzo gorący teren, gdzie wielu rywali miało już podczas trwającej kampanii problemy.


Grający w mocno przemeblowanym składzie Liverpool, od początku miał problemy z „Wilkami”. Gospodarze poczuli swoją szansę, a skoro „The Reds” nie wygrali żadnej z sześciu ostatnich wypraw na Molineux, to mogli oni mieć nadzieję, że także tym razem goście będą mieli problemy.

Miejscowi kibice mogli wznieść ręce w geście triumfu w 38. minucie, kiedy to błąd na środku boiska popełnił James Milner. Ten został błyskawicznie wykorzystany i piłkarze Wolverhampton wyprowadzili zabójczy kontratak. Po kilkudziesięciometrowym rajdzie Raul Jimenez zdołał oddać celny strzał, ale nie sposób w tej sytuacji wspomnieć o pracy jaką wykonał Diogo Jota, który bardzo umiejętnie blokował wracającego Milnera, otwierając swojemu koledze korytarz do bramki.

Liverpool w pierwszej połowie praktycznie nie istniał i nic dziwnego, że Klopp nakazał rozgrzewkę swoim liderom, którzy mieli się pojawić na boisku po zmianie stron.





Zanim niemiecki menedżer dokonał korekt w swoim zespole, ten zdołał już odrobić straty. Sztuki tej dokonał najsłabszy jak do tej pory na boisku, Divock Origi. Kompletnie niewidoczny Belg przyjął bezpańską piłkę i zdecydował się na uderzenie z końca pola karnego. Jak się okazało, znalazł odpowiednią mieszanką celności i siły, nie dając Johnowi Ruddy’emu żadnych szans na skuteczną interwencję.

Goście nie zdołali się nacieszyć z remisu, a już ponownie byli pod kreską. Kilkadziesiąt sekund po trafieniu Origiego, kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Ruben Neves. Cóż za gol! Simon Mignolet nie zdołał sięgnąć piłki i wszystko w tym meczu wróciło do normy, a więc zasłużonego prowadzenia Wolves.

Na boisku pojawili się w końcu Mohamed Salah i Roberto Firmino, ale nie udało się im odmienić losów spotkania. Gospodarze utrzymali prowadzenie i zasłużenie awansowali do następnej rundy.


Wolves – Liverpool 2:1 (1:0)
1:0 – Jimenez (38′)
1:1 – Origi (51′)
2:1 – Neves (55′)



Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024