Lider znokautowany w Gdańsku!
Lider pokonany. Jagiellonia Białystok dobrze rozpoczęła mecz w Gdańsku, jednak po straceniu pierwszego gola gra zawodników z Podlasia kompletnie się posypała. Biało-zieloni wygrali ostatecznie (4:0) i cały czas liczą się w wyscigu po tytuł mistrzowski oraz europejskie puchary.
Lechia nie dała Jagiellonii żadnych szans i wróciła do gry o mistrzostwo (fot. Łukasz Skwiot)
Piłkarze rywalizujący w polskiej ekstraklasie pokonują właśnie ostatni wiraż. Kto wbiegnie na finałową prostą na najlepszej pozycji, a komu przyjdzie na finiszu gonić rywali? Sporo miał nam wyjaśnić właśnie mecz w Gdańsku. Jagiellonia stawiła się na stadionie Lechii w roli lidera tabeli, natomiast gospodarze przystępowali do zawodów z pozycji zespołu numer 4 w stawce i jeśli chcieli nadal liczyć się we wspomnianym wyścigu, to musieli zgarnąć pełną pulę.
Początek spotkania mógł wprawić kibiców na Energa Stadionie w niemałe osłupienie. Jeśli bowiem ktoś zakładał, że Lechia rzuci się na rywala, ten srogo się rozczarował. To Jagiellonia ruszyła do zdecydowanych ataków i przez kwadrans nie wypuszczała rywala z jego połowy. Dusan Kuciak musiał się kilka razy wykazać swoimi umiejętnościami, jednak miejscowym udało się przetrwać ten napór przeciwnika.
W 16. minucie piłka nożna raz jeszcze zaprezentował nam swoją nieprzewidywalną twarz, ponieważ pierwszy poważniejszy atak Lechii zakończył się golem. Ziggy Gordon sfaualował we własnym polu karnym Sławomira Peszkę i sędzia Tomasz Musiała nie miał innego wyboru, musiał wskazać na „wapno”. Pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Marco Paixao.
Goście nie zdołali się jeszcze otrząsnąć po stracie pierwszego gola, a już podopieczni Piotra Nowaka zadali drugi cios. W 24. minucie przed bramką Jagiellonii faulowany był Jakub Wawrzyniak i arbiter po raz kolejny musiał podyktować jedenastkę. Paixao po raz drugi stanął naprzeciwko Mariana Kelemena i znowu nie dał mu najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Podczas wywiadu w przerwie meczu Wawrzyniak przyznał, że przy sytuacji z karnym wykorzystał nieco swoje doświadczenie, by sędzia nie miał wątpliwości co do użycia gwizdka.
Jeśli Michał Probierz miał jakiś plan taktyczny na drugą połowę, to ten bardzo szybko legł w gruzach. Już bowiem w 48. minucie Lechia przeprowadziła szybki atak, na skrzydle znalazł się Peszko, który wystawił idealną piłkę przed bramkę do Marco Paixao. Portugalczyk będąc w dogodnej pozycji nie mógł się pomylić i zapisał na swoim koncie hat-tricka, przesądzając przy okazji o losach spotkania. Nokaut!
Jagiellonia już do końca nie wróciła do meczu i nie zdołała strzelić nawet gola honorowego. Lechia bez większych problemów kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku, a jakby tego było mało, w samej końcówce dobiła przeciwnika. Z obrońcami Jagi „zatańczył” Lukas Haraslin, który sprytnym strzałem po ziemi pokonał Kelemena.
Tak pewne i wysokie ogranie lidera na finiszu rozgrywek ligowych na pewno doda podpioecznym Nowaka wiatru w plecy przed nadchodzącymi kolejkami.
gar, PiłkaNożna.pl