Lewy kochany i znienawidzony. Najemnik strzela, żółta ściana płacze z radości
O miłości lub jej braku kibiców Borussii Dortmund do Roberta Lewandowskiego wypisano w ostatnich miesiącach morze słów. Patrząc na cieszącego się wraz z fanami Polaka tuż po zdobyciu decydującego o zwycięstwie gola w meczu Arsenal – BVB można dojść do wniosku, że wszystkie napisane i wypowiedziane zdania nie mają najmniejszego znaczenia.
Lewy w Dortmundzie nie jest kochany, bo nigdy nie ukrywał, że Signal Iduna Park to dla niego tylko przystanek w drodze ku większym arenom. Stąd właśnie przydomek „najemnik”, który można było przeczytać w kontekście Lewandowskiego w kilku publikacjach na jego temat. Ciągłe doniesienia transferowe, plotki dotyczące przeprowadzki do Monachium – to Lewandowskiemu na pewno nie pomaga. Polak ma jednak skuteczną kartę przetargową: gole. Kibice, choć może rzeczywiście go nie kochają, nie mają prawa go nienawidzić. Lewy strzela bez opamiętania – i to jakże ważne bramki! Wystarczy przypomnieć trafienia przeciwko Bayernowi w lidze i pucharze Niemiec, przeciwko Szachtarowi, Realowi… We wtorek doszedł gol i asysta w Londynie. Gdyby nie Polak, BVB nie byłoby w tym miejscu, w którym jest dzisiaj!
Nie brakuje opinii, że Lewandowski to piłkarz potrafiący tylko dostawiać nogę, nie dający od siebie wiele drużynie, żerujący jedynie na geniuszu partnerów. Mecz z Arsenalem, czyli liderem Premier League po raz kolejny pokazał jednak, jak wielki wpływ na zespół z Dortmundu ma polski piłkarz. Lewy nie tylko zdobył decydującego gola, ale również zaliczył asystę przy trafieniu Henricha Mchitarjana.
Choć może bramka Polaka na 2:1 nie należała do najpiękniejszych w karierze, nasz as dał tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego prawdziwy popis. Napastnik przed zdobyciem gola na pełnym gazie przebiegł całe boisko, poszedł za akcją, dzięki czemu był tam, gdzie być powinien. Piłka sama go znalazła. I właśnie po tym poznaje się znakomitego napastnika.
– Chcieliśmy wygrać za wszelką cenę. Tuż przed moją bramką przebiegłem całe boisko, ale w tym momencie jest to bez znaczenia. Zarówno ja, jak i drużyna chcieliśmy za wszelką cenę wygrać, zdobyć tę decydującą bramkę. To był bardzo ważny gol i bardzo ważne zwycięstwo – powiedział Lewandowski.
I ciężko nie przyznać racji polskiemu piłkarzowi. Gdyby bowiem Borussii nie udało się wygrać w Londynie, sytuacja ekipy Kloppa w grupie byłaby nieciekawa. Może nie beznadziejna, ale na pewno ciężka. W obliczu zwycięstwa na Emirates, wszyscy potentaci – BVB, Arsenal oraz Napoli – po trzech kolejkach mają po sześć punktów. Przed spotkaniami rewanżowymi to niemiecki zespół jest jednak w najlepszej sytuacji wyjściowej, bo zarówno z Arsenalem, jak i Napoli zmierzy się przed własną publicznością. Tylko z outsiderem z Marsylii przyjdzie ekipie z Signal Iduna Park zagrać na wyjeździe.
Takie mecze, jak ten wtorkowy, mogą kibicom Borussii dawać nadzieje, że trwający sezon – bez zbytniego bicia piany i dmuchania w balon – może być podobny do poprzedniego. Choć może niemiecki zespół nie porywa tłumów grą widowiskową, to wciąż ma możliwości ogrywania każdego bez wyjątku. I niech świadczy o tym pokonanie Arsenalu, czyli zespołu, który ostatni raz tak dobrze w piłkę grał dziesięć lat temu.
pka, Piłka Nożna
źródło: własne / BVB