Legia Warszawa ponownie bez wygranej
Kolejny mecz i kolejna wpadka. Legia Warszawa zaledwie zremisowała przed własną publicznością z Koroną Kielce (1:1), dając przy okazji pokaz dość przeciętnej gry. Co więcej, długimi momentami lepszym zespołem na boisku byli goście, którzy jednak mieli spory problem ze skutecznością pod bramką mistrza Polski.
Michał Kucharczyk starał się jak mógł, ale Legia nie pokonała Korony (fot. Łukasz Skwiot)
Obie drużyny rozpoczęły rozgrywki ligowe od porażek. Legia doznała sromotnej porażki w meczu z Górnikiem Zabrze, natomiast Korona dzielnie stawiała czoła Zagłębiu Lubin, jednak ostatecznie musiał uznać wyższość rywala. Nic więc dziwnego, że przed sobotnim starciem obie drużyny marzyły o pierwszym komplecie punktów podczas kampanii 2017-18.
Za murowanego kandydata do zgarnięcia pełnej puli uważano podopiecznych Jacka Magiery, ale podobnie było przed meczem „Wojskowych” z Górnikiem. Przy Roosevelta Legia nie miała jednak nic do powiedzenia w starciu z beniaminkiem i już na „dzień dobry” doznała porażki w nowym sezonie. Korona spisała się z kolei w spotkaniu z Zagłębiem więcej niż przyzwoicie, ale nie wykorzystała swoich szans i ostatecznie pozostała bez niczego.
Przetrzebiona kontuzjami Korona nie zamierzała tanio sprzedawać swojej skóry przy Łazienkowskiej i od początku meczu nie ustępowała pola faworytowi. Co więcej, to właśnie goście z Kielc stworzyli sobie w pierwszym kwadransie lepsze okazje do strzelania goli. Najpierw groźnie głową uderzał Adnan Kovacević, a następnie potężnie z dystansu przymierzył Mateusz Możdżeń.
Legia rozkręcała się z minuty na minutę, czego efektem były dwie znakomite szanse na otwarcie wyniku – obie po bardzo dobrych dograniach Kaspra Hamalainena. Pierwszą zmarnował Armando Sadiku, a drugą zaprzepaścił Sebastian Szymański.
Legia przeważała już praktycznie do końca pierwszej połowy, ale nie udało się jej udokumentować tej dominacji przynajmniej jednym golem. Do przerwy bramek przy Ł3 ostatecznie nie oglądaliśmy.
Jeśli ktoś się spodziewał, że „Wojskowi” od początku drugiej części spotkania ruszą do huraganowych ataków, ten musiał się srogo zawieść. Korona wyszła bowiem na boisko z mocnym postanowieniem postraszenia przeciwnika i tak też się stało. Po raz kolejny groźnie z dystansu przymierzył Możdżeń, a próbę pokonania Arkadiusza Malarza podjął również Bartosz Rymaniak. Jego strzał głową nie trafił jednak w światło bramki.
Bramkarza Legii uratował swój zespół w 63. minucie, kiedy to najpierw zdołał w sytuacji sam na sam zatrzymać Nabila Aankoura, a chwilę później zablokował dobitkę Macieja Górskiego. To mógł być decydujący moment tego meczu.
Jacek Magiera postanowił interweniować i widząc słabość swojego zespołu, wpuścił do gry świeżych zawodników. Na boisku pojawili się Guilherme oraz Michał Kucharczyk, a pierwszy z nich tuż po wejściu miał znakomitą okazję strzelecką. Jego płaski strzał zdołał jednak sparować Zlatan Alomerović. To była najlepsza okazja Legii podczas tego meczu.
Jak się okazało, wejście Kucharczyka było decydująca dla losów spotkania. W 77. minucie napastnik Legii był bliski zdobycia gola, jednak po jego uderzeniu Koronę uratowała poprzeczka. Kilkadziesiąt sekund później „Kuchy” już się nie pomylił i po znakomitym podaniu Hamalainena znalazła się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i zimą krwią dopełnił formalności.
Mistrz Polski nie zdołał utrzymać tego prowadzenia i stosunkowo szybko pozwolił przeciwnikowi na doprowadzenie do remisu. W 85. minucie do piłki do granej na skraj pola karnego dopadł Łukasz Kosakiewicz, który dostrzegł wysuniętego z bramki Malarza i zdecydował się na próbę lobowania. Trafił idealnie i mecz zaczął się od początku. Spory udział przy straconym golu miał Michał Pazdan, który dał się zaskoczyć i nie przypilnował należycie piłkarza Korony.
Więcej goli przy Łazienkowskiej już ostatecznie nie obejrzeliśmy i obie drużyny podzieliły się punktami. Jacek Magiera ma o czym myśleć, ponieważ jego drużyna rozczarowała po raz kolejny. Czy to już powód, by w Warszawie bili na alarm?
PiłkaNożna.pl