Lech wygrywa w Poznaniu z Koroną
W ostatnim sobotnim spotkaniu Ekstraklasy Lech Poznań wygrał u siebie z Koroną Kielce 2:1. Obie bramki dla gospodarzy strzelił Christian Gytkjaer.
fot. Irek Dorożański / 400mm
W starciu bezpośrednich sąsiadów w ligowej tabeli jako faworyt wskazywany był poznański Lech, który zaczął wychodzić z kryzysu. Nie czekało go jednak łatwe zadanie. Korona ostatni ligowy mecz przegrała ostatniego dnia sierpnia (z Lechią). Od tego czasu udowodniła, że potrafi sobie radzić z wymagającymi rywalami. Po drodze bowiem wygrała z Wisłą w Krakowie i zremisowała u siebie z Jagiellonią.
Pierwsze minuty spotkania były zdecydowanie lepsze w wykonaniu Lecha. Gospodarze na tle momentami chaotycznie grającej Korony prezentowali się solidnie. Dobrze na boisku wyglądał Darko Jevtić, a lewą stroną odważnie do przodu ruszał Wołodymyr Kostewycz. Pierwsza poważna akcja Korony to 10 minuta i szarpnięcie lewą stroną Marcina Cebuli. Jego mocne zagranie wzdłuż bramki przecięli jednak obrońcy.
Po kilku minutach typowej „walki w środku pola”, odważniej do przodu ruszyła Korona. Starania drużyny z Kielc nie przyniosły jednak bramkowych efektów. A że niewykorzystane sytuacje się mszczą, to w 25 minucie piłka zatrzepotała w siatce piłkarzy z Kielc. Akcję świetnym otwierającym podaniem na prawe skrzydło rozpoczął Łukasz Trałka. Zagranie dotarło do Pedro Tiby, który wycofał piłkę do Joao Amarala. Portugalczyk skiksował przy strzale, ale dzięki temu futbolówka trafiła do Gytkjaera, który trafił do siatki z najbliższej odległości.
Po strzeleniu gola nadszedł czas na lepszy okres w grze gospodarzy. W 31 minucie piłkarze Lecha wymienili kilka podań na jeden kontakt, a piłka trafiła do Kostewycza. Uderzenie Ukraińca zostało jednak zablokowane. Kilka minut później płaskie zagranie z prawej strony posłał Matej Pucko, ale na miejscu był Trałka. Korona mogła bardzo dobrze zakończyć pierwszą część meczu. W 45 minucie Łukasz Kosakiewicz posłał dośrodkowanie do Elii Soriano, ale ten trafił tylko w boczną siatkę.
Początek drugiej połowy to przede wszystkim dużo niedokładnych zagrań i fauli ze strony obu drużyn. Sędzia jednak nie zdecydował się pokazać żółtej kartki. Okres marazmu przerwał Amaral, który z ponad 20 metrów uderzył mocno i celnie na bramkę Korony. Na posterunku był jednak bramkarz gości, który wybił piłkę na rzut rożny.
Kolejne minuty stały pod znakiem dobrej organizacji w obronie poznańskiego Lecha. Gospodarze nie pozwolili Koronie na wykreowanie dobrej sytuacji do strzelenia wyrównującej bramki. Problem gospodarzom sprawiał właściwie tylko Cebula, który od początku spotkania był jednym z aktywniejszych piłkarzy przyjezdnych z przodu.
W 73 minucie Lech podwyższył prowadzenie. Po raz drugi do siatki Korony trafił Gytkjaer. Duńczyk wykorzystał nieporozumienie w szeregach obronnych gości i uderzył nie do obrony z dystansu.
Kiedy wydawało się, że gospodarze panują nad sytuacją, gola strzeliła Korona. Wato Arweładze przeprowadził indywidualną akcję, zakończoną dośrodkowaniem na środek pola karnego Lecha. Tam piłkę zgrał Zlatko Janjić, a ostateczne do siatki uderzył ją Soriano.
W ostatnich minutach gospodarze nie ryzykowali utraty punktów, cofnęli się i bronili wyniku. Mimo widocznego początkowo zdenerwowania, więcej bramek nie stracili.
RK, PilkaNozna.pl