Przejdź do treści
Lech gorszy od Jagielloni

Polska Ekstraklasa

Lech gorszy od Jagielloni

Jagiellonia Białystok minimalnie ograła faworyzowanego Lecha Poznań 2:1. Tym samym dobiegła końca imponująca seria sześciu kolejnych zwycięstw w wykonaniu wicemistrzów Polski. Jednocześnie jest to pierwsza wygrana białostocczan na własnym stadionie w bieżącym sezonie.

Trzy punkty zostały w Białymstoku. (fot. Maciej Gilewski / 400mm.pl)


Nie minęły dwie pełne minuty gry, a Filip Bednarek już musiał wyciągnąć piłkę z własnej siatki. Fernan Ferreiora z rzutu rożnego dośrodkował w kierunku pola karnego, gdzie całkowicie niepilnowany Taras Romańczuk precyzyjnym strzałem głową skierował futbolówkę między słupki.

Na odpowiedź poznaniaków nie trzeba był długo czekać. W dziewiątej minucie piłkę w bramce umieścił Jakub Kamiński. Chwilę później okazało się, że młodzieżowy reprezentant Polski znajdował się na ofsajdzie, wobec czego jego trafienie zostało anulowane. 

I… to by było na tyle, jeśli chodzi o pierwszą połowę meczu. Tak Jagiellonia, jak Lech nie potrafili skonstruować naprawdę groźnej akcji ofensywnej. Piłkarze obu drużyn prezentowali mało dynamiczny, momentami wręcz ospały, a przez to przewidywalny i łatwy do odczytania dla przeciwnika futbol.


Wygląda na to, że w trakcie przerwy Dariusz Żuraw przekazał swoim podopiecznym w męskich słowach plan na drugie czterdzieści pięć minut. Tak czy siak, ekipa ze stolicy Wielkopolski  wyraźnie podkręcili tempo tworzenia ataków, co istotnie przełożyło się na zdobycie przez nich przewagi.

Właśnie wtedy, w drugiej połowie meczu, a dokładniej w pięćdziesiątej minucie, kibice „Kolejorza” doczekali się pierwszego pierwszego celnego strzału w wykonaniu ich ulubieńców. Jego autorem był Dani Ramirez, który bezpośrednio z rzutu wolnego uderzył w światło bramki.

Od tamtej pory swoich snajperskich sił wielokrotnie próbował wspomniany już Ramirez, ale również Mikael Ishak, Tymoteusz Puchacz, Jakub Moder czy Pedro Tiba. Koniec końców żaden z nich nie był w stanie zmusić do kapitulacji strzegącego dostępu do bramki „Jagi” Pavelsa Steinborsa

A przecież, jak mówi starodawne futbolowe porzekadło, niewykorzystane okazje się mszczą. No i się zemściły w sześćdziesiątej ósmej minucie. Wówczas – nomen omen były gracz Lecha – Maciej Makuszewski wygrał pojedynek sam na sam z Bednarkiem i podwyższył prowadzenie do dwóch trafień.

Żuraw i spółka odpowiedzieli białostocczanom w postaci gola dopiero w osiemdziesiątej pierwszej minucie, kiedy to Bodvar Bodvarsson sfaulował Tibę w obrębie pola karnego, a jedenastkę skutecznie egzekwował Moder. Jak się później okazało, ustalił on ostateczny rezultat meczu.

Jan Broda

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024