LE: Walczyli dzielnie, ale przegrali
Jagiellonia Białystok znalazła się w bardzo trudnym położeniu przed rewanżowym meczem z Gentem w III rundzie eliminacji Ligi Europy. „Jaga” nie wykorzystała bowiem atutu własnego boiska i gorąco dopingującej publiczności, przegrywając z belgijskim rywalem (0:1).
Marian Kelemen nie zdołał zachować czystego konta (fot. Łukasz Skwiot)
Po bardzo dobrych występach piłkarzy Ireneusza Mamrota w ubiegłej rundzie, kiedy to udało się im wyeliminować dużo wyżej notowane Rio Ave, apetyty na Podlasiu zostały rozbudzone. Wiadomo było, że w dwumeczu z belgijskim Gentem wicemistrzowie Polski nie będą faworytami, jednak można było w ciemno zakładać, że tanio skóry – szczególnie przed własną publicznością – nie sprzedadzą.
Wspomniany trener Mamrot musiał z konieczności dokonać kilku roszad w swoim zespole, jednak już początek meczu pokazał, że „Jaga” chce i może grać swoje. Gospodarze przystąpili do spotkania z bogatszym i bardziej utytułowanym przeciwnikiem bez żadnych kompleksów, prezentując szybki i ofensywny, choć momentami niedokładny futbol.
Nieźle w ekipie Jagiellonii prezentowali się Przemysław Frankowski i Arvydas Novikovas, ale niezbyt przekonująco w mecz wszedł Cillian Sheridan, który mimo kolejnych górnych piłek kierowanych w pole karne, nie potrafił wykorzystać atutu swojego wzrostu.
Spotkanie było niezwykle wyrównane. Gent próbował atakować pozycyjnie, jednak niewiele z tego wszystkiego wynikało. „Jaga” szukała z kolei swoich okazji w szybkich wypadach, grając bardzo solidnie w defensywie. Swoje szanse mieli Taras Romanczuk i Novikovas – szczególnie bliski szczęścia był ten drugi, który przymierzył nieznacznie nad poprzeczką.
Białostocczanie atakowali, ale ich gra z przodu opierał się głównie na indywidualnych popisach poszczególnych zawodników i ich przebojowości w akcjach oskrzydlających.
Pod koniec pierwszej połowy i na początku drugiej, Jagiellonia zaczęła łapać wiatr w żagle, jakby grać bez tego przesadnego respektu dla rywala, który towarzyszył jej przez około 35-40 minut. Gospodarze nie mogli jednak zapominać o defensywie, a za sygnał ostrzegawczy można było uznać strzał Taiwo Awoniyi, po którym „Jagę” uratował Jakub Wójciki, który wybił piłkę z linii bramkowej.
Kilka chwil później w znakomitej sytuacji znalazł się Arvydas Novikovas, który wpadł na pełnej szybkości w pole karne i zamiast próbować strzału, wolał wymusić „jedenastkę”. Sędzia na jego próbę oszustwa nie dał się nabrać i nakazała kontynuowanie gry. Minęło kilkadziesiąt sekund, a Jagiellonia znowu miał okazję, tym razem po błędzie Colina Coosemansa. Strzał z ostrego kąta zdołał jednak w ostatnich chwili wybić z bramki Igor Płastun.
W 79. minucie piłka zatrzepotała ostatecznie siatce bramki Mariana Kelemana, ale trafienie Franko Andrijasevicia nie mogło zostać uznane, ponieważ ten był w momencie podanie na pozycji spalonej.
Nic nie uratowało Jagiellonii w 84. minucie, kiedy to Gent wyprowadził błyskawiczny kontratak. Dwóch rywali bez problemów przedarło się środkiem boiska, wykorzystując złe ustawienie, a także indywidualne błędy Guilherme oraz Wójcikiego, którzy do spółki zaprezentowali się beznadziejnie w destrukcji. Efekt? Pierwszy strzał Jonathana Davida zdołał jeszcze obronić Kelemen, ale przy dobitce nie miał już szans na skuteczną interwencję.
Wynik do końca nie uległ już zmianie i po końcowym gwizdku to przyjezdni z Gandawy mogli się cieszyć ze zwycięstwa i bardzo cennej zaliczki przed rewanżem na własnym stadionie.
gar, PiłkaNożna.pl