Przejdź do treści
LE: Udana zemsta Tottenhamu

Ligi w Europie Liga Europy

LE: Udana zemsta Tottenhamu

Tottenham Hotspur bez żadnych kłopotów zwyciężył Royal Antwerp. Tym samym Mourinho i spółka nie dość, że zajęli pierwsze miejsce w grupie H Ligi Europy, to na dodatek zrewanżowali się za poprzednią, bolesną porażkę.


Harry Kane zanotował już trzynastą asystę w bieżącym sezonie! (fot. Reuters)


Wydawać by się mogło, że rywalizacja Tottenhamu Hotspur z Royal Antwerp, jako że obie drużyny już na wcześniejszym etapie grupowych zmagań zdążyły zapewnić sobie awans do fazy pucharowej Ligi Europy, będzie niczym innym jak typowym meczem o przysłowiową pietruszkę.

Pozory, jak to pozory, lubią mylić. Otóż, jakkolwiek to przesadnie nie zabrzmi, stawka czwartkowej konfrontacji była dość prestiżowa, bo raczej właśnie taki sposób należy określić zajęcie pierwszego miejsca w grupie europejskich pucharów, nawet jeśli są to rozgrywki tzw. drugiej kategorii.


Co więcej, żądzą zemsty pałał Jose Mourinho, bowiem w poprzednim spotkaniu z belgijską drużyną prowadzone przez niego „Koguty” poniosły skromną (0:1), aczkolwiek zarazem bolesną porażkę. „Zły wynik jest efektem złej formy. Mam nadzieję, że wszyscy piłkarze są równie zdenerwowani jak ja” – mówił po tym spotkaniu.

Od pierwszego do ostatniego gwizdka hiszpańskiego sędziego Jesusa Gila Manzano przebieg boiskowych wydarzeń był dyktowany przez graczy „Spurs”. Ich dominacja była aż nadto widoczna. Dość powiedzieć, przybysze z Antwerpii na przestrzeni 90 minut oddali tylko dwa strzały, podczas gdy ich przeciwnicy – ponad dwadzieścia.

Zawodnicy ekipy z północnej części Londynu, mimo wielokrotnych prób strzeleckich, tylko dwa razy zdołali umieścić futbolówkę w siatce. Duża w tym zasługa strzegącego dostępu do bramki irańskiego golkipera, Alirezy Beiranvanda, który między słupkami dwoił się i troił, chroniąc swoją drużynę przed utratą goli.

Po raz pierwszy skapitulował on dopiero w pięćdziesiątej siódmej minucie, kiedy to najpierw w doprawdy widowiskowy sposób obronił lecący tuż pod poprzeczkę strzał z rzutu wolnego w wykonaniu Garetha Bale’a, lecz przy dobitce z bliskiej odległości autorstwa Carlosa Viniciusa nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.


W siedemdziesiątej pierwszej minucie Beiranvanda również był pozbawiony okazji na udaną obronę. Nie pozostało mu nic innego jak patrzeć, jak piłka przekracza linię bramkową. Na listę strzelców wpisał się wówczas Giovani Lo Celso. I, jak się później okazało, tym samym ustalił on ostateczny rezultat meczu.

Jan Broda

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 43/2024

Nr 43/2024