Przejdź do treści
LE: Słodko-gorzki remis Rakowa

Ligi w Europie Liga Europy

LE: Słodko-gorzki remis Rakowa

Pierwszy gol i pierwszy punkt w Lidze Europy. Do pierwszego zwycięstwa mistrzom Polski zabrakło niewiele. Raków Częstochowa postawił się Sportingowi Lizbona, ale może czuć niedosyt. 




Teoretycznie wszystko przemawiało na korzyść Sportingu. Podopieczni Rubena Amorima są niepokonanymi liderami portugalskiej ekstraklasy, a do Sosnowca przyjechali w kryzysowym dla Rakowa momencie. Mistrzowie Polski nie dość, że przegrali dwa pierwsze mecze w Lidze Europy, to na dodatek zaczęli odczuwać trudy łączenia gry w lidze z rywalizacją w europejskich pucharach – w ostatniej kolejce zasłużenie przegrali z Górnikiem Zabrze. 

Los postanowił jednak uśmiechnąć się do Dawida Szwargi i spółki, którzy przez blisko całe spotkanie mieli przewagę jednego zawodnika. W 8. minucie Viktor Gyokeres został ukarany czerwoną kartką za brutalny faul na Zoranie Arseniciu. Najlepszy strzelec lizbończyków wyleciał z boiska. 

Sęk w tym, że jednocześnie wyleciał Arsenić. Kapitan Rakowa, który dopiero co wyleczył złamany palec i powrócił do wyjściowej jedenastki, nie był w stanie kontynuować gry z powodu urazu i musiał przedwcześnie opuścić murawę. W jego miejsce wszedł Jean Carlos.

Na domiar złego dla Medalików, chwilę później stracili bramkę. W 14. minucie Pedro Goncalves dośrodkował z rzutu rożnego w kierunku pola karnego, gdzie do piłki dopadł Sebastian Coates, który zgubił krycie i strzałem głową wyprowadził Sporting na prowadzenie. 

W kolejnych minutach częstochowianie mieli jałową przewagę. Bo choć częściej utrzymywali się przy piłce i z większą częstotliwością przebywali na połowie rywali, to kompletnie nic z tego nie wynikało w kontekście zagrożenia bramki. 

Po przerwie Raków wreszcie zaczął coraz śmielej i odważniej atakować pole karne Sportingu. Do pełni szczęścia brakowało jednak skuteczności. Aż do 79. minuty, kiedy to wprowadzony na boisko kilka minut wcześniej Fabian Piasecki dał nadzieję.

Srdjan Plavsić obsłużył podaniem wychodzącego na wolne pole Władysława Koczergina, ten zagrał w kierunku dalszego słupka, gdzie akcję zamykał Piasecki, który z najbliższej odległości doprowadził do wyrównania.

Mistrzowie Polski w końcówce poczuli krew i zepchnęli bezradny Sporting do głębokiej, momentami wręcz desperackiej, obrony. Mogli, by nie powiedzieć powinni, przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Było tak blisko…

Piasecki trafił po raz drugi, lecz jego bramka nie została uznana z racji spalonego Bartosza Nowaka. Chwilę później 28-letni napastnik miał szansę na legalny dublet, lecz zamiast wykończyć dogranie Frana Tudora na piątym metrze, odwrócił się plecami do piłki by zgłosić pretensje do sędziego, choć gra nie była przerwana. Trener Szwarga aż szalał ze złości przy linii i trudno mu się dziwić – to była frajersko zmarnowana setka.

Z jednej strony urwanie punktów faworyzowanemu Sportingowi może uchodzić za mały sukces. Z drugiej jednak, biorąc pod uwagę okoliczności, Raków może czuć niedosyt – pokonanie liderów portugalskiej ekstraklasy było dzisiaj jak najbardziej w zasięgu. 

jbro, PilkaNozna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 43/2024

Nr 43/2024