Królowie na emigracji. Najlepsi strzelcy wyjeżdżają z Polski

Podobno trener Fabrizio Castori widzi w polskim napastniku duży potencjał, więc raczej nie grozi mu to, co rok temu przydarzyło się najlepszemu snajperowi sezonu 2013-14 Marcinowi Robakowi, który podpisał przedwstępną umowę z Guizhou Renhe, ale nie zdążył nawet zadebiutować w tym zespole, bo Chińczycy niespodziewanie zrezygnowali z jego usług. Wrócił więc do Pogoni Szczecin, ale skuteczności sprzed roku nie odzyskał, na co wpływ miała przede wszystkim kontuzja. Mimo to od niedawna jest zawodnikiem szykującego się do kwalifikacji Champions League Lecha Poznań.

Wzloty i upadki w Bundeslidze

Natomiast jego poprzednik w królewskiej koronie ekstraklasy Robert Demjan dwa lata temu na zasadzie wolnego transferu przeszedł do belgijskiej drużyny Waasland-Beveren. Odchodził nie tylko jako król strzelców, ale jako najlepszy piłkarz ekstraklasy, co tylko pokazuje jak marny był sezon 2012-13. Na boiskach Jupiler Pro Lague spędził tylko rok, ale trudno było oczekiwać innego obrotu sprawy, skoro w nowych barwach strzelił zaledwie dwa gole. Najlepszym wyjściem z sytuacji był powrót do Podbeskidzia Bielsko-Biała, do którego doszło w lipcu ubiegłego roku. Tyle że pod Klimczokiem słowacki napastnik również nie odzyskał formy strzeleckiej, bo w poprzednich rozgrywkach zaledwie czterokrotnie skierował piłkę do siatki.

Historia Artjomsa Rudnevsa po wywalczeniu przed trzema laty tytułu najlepszego strzelca naszej ekstraklasy zaczęła się zupełnie inaczej. Miał zaledwie 24 lata i Lech Poznań na jego transferze do Hamburgera SV zarobił 3,5 miliona euro. Wprawdzie klub nie był już zbyt wysoko notowany w niemieckiej hierarchii, ale w premierowym sezonie Łotysz strzelił 12 goli, a więc cztery więcej niż dwa lata wcześniej Robert Lewandowski, który w 2010 roku za 4,5 miliona euro odszedł jako król strzelców z Kolejorza do Borussii Dortmund. Z tym że Polak, z roku na rok, spisuje się coraz lepiej. Trafił bowiem na jeden z najlepszych okresów w historii BVB i w jej barwach został wicekrólem i królem strzelców Bundesligi, a od roku gra w Bayernie Monachium i w poprzednim sezonie znowu został drugim snajperem rozgrywek ligowych. Natomiast Rudnevs od dwóch lat jest w kryzysie, w tym czasie zdobył tylko pięć bramek w Bundeslidze, z czego cztery dla zespołu Hannover 96, do którego był wypożyczony na rundę rewanżową sezonu 2013-14.

A wracając do Wilczka, wydaje się, że nie będzie miał zbyt wielu okazji do zapisania się na listę strzelców, bo drużyna Carpi będzie się przede wszystkim bronić przed atakami rywali. Na dodatek polscy piłkarze z formacji ofensywnych, którzy stosunkowo niedawno trafili na boiska Serie A wielkiej kariery tam nie zrobili, wystarczy przypomnieć Rafała Wolskiego, Piotra Zielińskiego, Pawła Wszołka czy Tomasza Kupisza. Z tym że Wilczek ma w Italii dobrego kolegę, akurat obrońcę Kamila Glika, z którym dziewięć lat temu wspólnie zaczynali razem zagraniczną przygodę w hiszpańskim klubie Horadada, potem zaś przez kilkanaście miesięcy grali razem w Piaście Gliwice. Tyle że nasz reprezentacyjny defensor na emigrację na Półwysep Apeniński zdecydował się już pięć lat temu.

Portugalczycy wyjeżdżają

Wilczek został królem strzelców ekstraklasy w poprzednim sezonie także dzięki temu, że Piast na ostatnie siedem kolejek wylądował w strefie drużyn walczących o utrzymanie w ligowej elicie, bo w tym okresie strzelił pięć goli. Natomiast punktujący w grupie mistrzowskiej Portugalczyk Flavio Paixao w play-offach zdobył jedną bramkę mniej i nie zdołał dogonić napastnika Piasta, od którego po rundzie zasadniczej był gorszy tylko o jedno trafienie. Flavio pozostał jednak w Śląsku Wrocław, natomiast wyjechał stamtąd jego brat bliźniak Marco Paixao, który również był wicekrólem strzelców ekstraklasy, ale rok wcześniej. Wyprowadził się jednak blisko, bo do stolicy Czech – Pragi, gdzie będzie próbował awansować do Ligi Mistrzów z miejscową Spartą. Na razie dobrze zaprezentował się w sparingu z mistrzem Bułgarii Łudogorcem Razgrad. Wychowanek FC Porto mimo prawie czterdziestostopniowego upału strzelił gola dającego zwycięstwo 1:0. Podpisał dwuletni kontrakt i ma zarabiać około 20 tysięcy euro miesięcznie. O sprowadzenie Paixao mocno zabiegał trener Sparty Zdenek Scasny, który mówi, że Marco jest bardzo mocny w polu karnym, ale musi popracować nad kondycją. Szczęśliwy Portugalczyk przyznał natomiast, że znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. A czy tak będzie, przekonamy się już w III rundzie eliminacji LM.

Jego rodak Orlando Sa, który w poprzednim sezonie mimo konfliktów z trenerem Henningiem Bergiem i tak z trzynastoma golami ma koncie był najlepszym strzelcem Legii Warszawa w ekstraklasie, za półtora miliona euro przeszedł do Reading, grającego w Championship. To jego powrót na angielskie boiska, bo w sezonie 2011-12 pogrywał w Fulham, z tym że była to Premier League, a nie końcówka tabeli na jej zapleczu. Portugalczyk podpisał trzyletni kontrakt, a menedżer klubowy Steve Clark stwierdził, że Sa powinien być dużym wzmocnieniem zespołu, bo to silny fizycznie zawodnik, który może strzelić wiele goli.

Może królem strzelców naszej ekstraklasy zostałby 30-letni Mateusz Piątkowski z Jagiellonii Białystok, który z dwunastoma golami był wespół z Flavio Paixao liderem klasyfikacji strzeleckiej na koniec ubiegłego roku. Potem miał jednak problemy zdrowotne, nie mógł się dogadać z działaczami i trenerem, więc w tym roku grał rzadko i zdobył tylko dwie bramki. Ostatni raz w barwach Jagi pojawił się 11 kwietnia, czyli ominęło go wiele szans, żeby zdystansować konkurentów do korony. Potem pojawiły się informacje, że być może przejdzie do Śląska Wrocław albo Zagłębia Lubin, bo to blisko od jego rodzinnej Bielawy. Tymczasem dysponując swoją kartą podpisał dwuletni kontrakt z mistrzem Cypru APOEL-em Nikozja, który w poprzednim sezonie uczestniczył w fazie grupowej Champions League. Teraz zmagania w kwalifikacjach tych rozgrywek zaczyna od rywalizacji z Vardarem Skopje w II rundzie eliminacyjnej. Pierwszą bramkę dla nowego zespołu strzelił w sparingu z Lechią Gdańsk, bo APOEL był niedawno na zgrupowaniu w ośrodku w Gniewinie.

Zbigniew Mroziński

Artykuł można znaleźć również w najnowszym numerze Tygodnika „Piłka Nożna”