Przejdź do treści
Koronawirus w czwartej lidze

Polska 2 Liga

Koronawirus w czwartej lidze

Na szczeblu centralnym trwa nierówna walka z koronawirusem, ale co słychać w niższych ligach? IV liga mazowiecka została poważnie dotknięta przez COVID-19. Wygląda na to, że to dopiero początek problemów.

Koronawirus sprawia duże problemy klubom z niższych lig (FOT. MIROSLAW SZOZDA/400mm.pl)

KAMIL SULEJ

Żeby zrozumieć sytuację w IV lidze mazowieckiej, należy cofnąć się o kilka miesięcy. Przerwanie rozgrywek z powodu szerzącej się pandemii doprowadziło do zastopowania rozgrywek wojewódzkich na półmetku. Mazowiecki Związek Piłki Nożnej zdawał sobie sprawę, że dogranie sezonu nie będzie możliwe, jednak znalazł sposób na wyłonienie zwycięzców poszczególnych lig.

MZPN poinformował na stronie internetowej, że „najlepsze cztery zespoły grup czwartoligowych i lig okręgowych rozegrają między sobą zaległe z rundy wiosennej mecze rewanżowe, z których dorobek punktowy zostanie doliczony do dotychczasowego bilansu”. W ten sposób utworzono nową IV ligę w 42-zespołowym składzie. Później wszystkie uprawnione kluby podzielono na trzy grupy: ciechanowsko-ostrołęcko-płocką, radomsko-siedlecką oraz warszawską. Ten system miał być przejściowy i do normalności miano wrócić od sezonu 2021-22.

ZACZĘŁO SIĘ W DOMU

Z koronawirusem trudno jednak o normalność. Pierwszym klubem, w którym pojawił się zakażony piłkarz była Pilica Białobrzegi. Jak do tego doszło opowiada Tomasz Karoń, dyrektor sportowy jednego z głównych faworytów do awansu. – Jeden z piłkarzy przywiózł wirusa z domu rodzinnego w Radomiu. Jego ojciec gdzieś się zaraził. Nieświadomy zakażenia przyjechał do klubu. Trudno go winić. Poniedziałkowy trening odbył się normalnie, więc było wiadomo, że po wspólnym pobycie w szatni musiało coś się rozwinąć. Następnego dnia zgłosił, że źle się czuje, więc został zwolniony z zajęć. W czwartek graliśmy sparing, już bez jego udziału. Potem kilku zawodników zgłosiło, że kiepsko się czują. Zrobiliśmy badania i okazało się, że ośmiu ma wynik pozytywny, a reszta została odesłana na kwarantannę. To było 24 lipca.

Pilica została zamknięta w czterech ścianach, więc o rozgrywaniu meczów nie mogło być mowy. Trzy pierwsze spotkania zostały przełożone na inne terminy. Klub z Białobrzegów wychodzi jednak na prostą. – Siedmiu zawodników jest poza kwarantanną i mogą trenować. Codziennie dochodzi, a to dwóch, a to trzech kolejnych. Była szansa, że na poniedziałkowym treningu (17 sierpnia) będzie nas 12. Na 19 sierpnia mamy przełożony mecz pucharowy z LKS Promna. Liczymy, że uda się go rozegrać. Niedługo nie będziemy już mieli kiedy nadrabiać zaległości – przyznaje Karoń.

Prawie wszyscy w Pilicy uporali się z chorobą. W dwóch przypadkach ponowny test wykazał jednak, że zakażenie nadal trwa. Czeka ich więc kolejne siedem dni na kwarantannie i odbycie podwójnych testów.

TESTY ZA 12 TYSIĘCY

Na szczeblu centralnym PZPN partycypował w kosztach testów, które nie należą do najtańszych. Kluby z niższych lig, niewystępujące w ogólnopolskim Pucharze Polski, są pozostawione same sobie. – W naszym przypadku władze klubu zareagowały błyskawicznie, wysyłając wszystkich na testy – mówi Arkadiusz Modrzejewski, trener MKS Piaseczno. – Po pierwszym wykrytym przypadku zawiesiliśmy zajęcia. Wszyscy zostali skierowani na kwarantannę: zawodnicy i kadra szkoleniowo-medyczna. Dodatkowo dziewięciu młodych zawodników zostało przebadanych prywatnie. Jako klub zadbaliśmy o to, żeby przebadać wszystkich, nawet piłkarzy grających w drugiej drużynie. MKS wydał na testy 12 tysięcy złotych.

Przypadek MKS Piaseczno różni się od Pilicy. Podopieczni Modrzejewskiego zdążyli rozegrać mecz pierwszej kolejki z AP Marcovia Marki. Sanepid odesłał więc obie drużyny na kwarantannę. W drugiej i trzeciej kolejce oba kluby miały wolne. – Trudno powiedzieć, kto był pierwszym zarażonym w naszej drużynie. Tę szóstkę byłoby nawet trudno wytypować. Zachorowali tacy, którzy mieli kontakt z resztą drużyny tylko na boisku. Jeden chłopak sam dojeżdżał na treningi, nawet do Marek nie jechał z nami busem na mecz. Jego przypadek zadziwia najbardziej. Trzech chorych wyszło po testach w pierwszym tygodniu i trzech w następnym. Na ten moment mamy 23 zdrowych zawodników i sześciu chorych. Kadra szkoleniowo-medyczna również jest zdrowa. Najgorsze, że przez mecz w niższej klasie rozgrywkowej sanepid kieruje na kwarantannę jeden zespół i drugi zespół oraz całe rodziny piłkarzy i trenerów. Proszę pomyśleć ile osób musi siedzieć w domu i nie może normalnie żyć – mówi Modrzejewski.

TRAGICZNE PRZYGOTOWANIA

– O tym się nie mówi, ale nasze przygotowania do ligi były tragiczne. Musimy, nawet nie z marszu, a z biegu zacząć ligę. Mazowiecki Związek Piłki Nożnej nie będzie czekał w nieskończoność. Za chwilę nie będzie terminów. Jeżeli będziemy mieć 12 zawodników do gry, to chcemy grać. Nie mamy innego wyjścia – przyznaje Karoń.

Trener MKS Piaseczno zdaje sobie sprawę, że rozgrywki 2020-21 będą inne niż wszystkie: – Sezon będzie wypaczony. Ja jako trener mam coraz mniejszy wpływ na zespół, na jego przygotowanie. Zawieszenie rozgrywek w marcu, potem były mecze barażowe. Największą siłą Piaseczna jest zespołowość, przygotowanie do meczu. Mnie to zostało zabrane. Rządzi przypadek. Od marca zawodnicy siedem tygodni nie trenowali w grupie.

Innym aspektem zwariowanego sezonu są kontuzje, których w systemie gry co trzy dni trudno uniknąć. Szczególnie w przypadku amatorów, a tacy przecież występują w niższych ligach. To banał, ale przecież nikt w IV lidze nie ma tak obszernych kadr jak kluby z Ekstraklasy.

Modrzejewski chciałby nadrobić zaległości w trzech wrześniowych terminach. W tym spotkanie trzeciej kolejki z Okęciem Warszawa. Co ciekawe, mecz nie doszedł do skutku, ponieważ w obu drużynach wykryto przypadki koronawirusa.

Coraz donośniej brzmią głosy o tym, że piłkarz zakażony powinien być odseparowany od drużyny i traktowany jak kontuzjowany. Reszta miałaby trenować i grać normalnie. Aby to jednak było możliwe, należy ściśle przestrzegać wymogów reżimu sanitarnego.

– Gdybyśmy poczekali 3-4 dni, zarażonych mielibyśmy więcej. Zareagowaliśmy bardzo szybko, a i tak wirus zdążył się rozejść po drużynie. Gdy w poniedziałek miałem pierwszy sygnał, że jeden z zawodników źle się czuje po meczu, to już coś przeczuwałem. Nie wchodziliśmy już do szatni. Dwie ostatnie jednostki treningowe prowadziliśmy z zachowaniem dystansu, ponieważ czekaliśmy na wynik testu pierwszego zawodnika – mówi trener MKS Piaseczno.

– Łączymy fakty, zastanawiamy się. Najczęstszym powodem zakażenia może być picie z jednej butelki, a to na meczach zdarza się nagminnie. W trakcie przerwy na picie nikt nie patrzy czy to jest jego bidon, czy kogoś innego – dodaje Modrzejewski. – Druga rzecz, dojazdy na treningi jednym samochodem. Tu muszą być maseczki, ale czy to zabezpieczy do końca? Nie każdy klub ma środki, żeby na każdy mecz jechać autokarem. Czasem wynajmuje się busa. Wiadomo jaki tam jest ścisk. Gdy wróciliśmy do treningów, opracowaliśmy 13 punktów, żeby zminimalizować ryzyko. Przede wszystkim każdy ma przychodzić na zajęcia z własnej woli i na własną odpowiedzialność. Przed treningiem piłkarze mają mierzyć temperaturę. Kto ma 37 stopni i więcej ma zostawać w domu. W przypadku temperatury czy kaszlu mają to zgłaszać do mnie i wtedy zostaną zwolnieni z zajęć. Na trening przyjeżdżamy przebrani, do szatni praktycznie nie wchodzimy, nie kąpiemy się. Na powitanie nie podajemy ręki, tylko mówimy: cześć. Każdemu piłkarzowi mierzę temperaturę przed wejściem na boisko. Dodatkowo nie ma prawa być żadnych wspólnych butelek. Każdy przynosi swój podpisany bidon. Odprawy i analizy zostały przeniesione na otwartą przestrzeń, czyli trybuny. No i będziemy jeździć w dużym autokarze, wszyscy w maseczkach. Nikt obcy nie będzie dopuszczony do treningu. Żadnych obcych zawodników na testy, trenerów na staże. Tylko wyselekcjonowana kadra. Dostałem ostatnio telefon, że jest dobry zawodnik do wzięcia, ale nie mamy do tego głowy. Mamy i tak nadmiar problemów związanych z tym cholernym koronawirusem. Będziemy próbowali się przed nim bronić, ale wątpię, żeby to było możliwe.

JEDNA RUNDA I NIC WIĘCEJ?

Niektóre z koronawirusowych teorii głosiły, że wraz z wakacjami wirus odejdzie. Nic bardziej mylnego. COVID-19 uderzył w lato z podwójną siłą. Nie ma ligi na szczeblu centralnym, w której nie byłoby przypadku zakażenia. Im niżej, tym więcej klubów, ale i mniej badań. To kluczowe dla przyszłości rozgrywek szczebla wojewódzkiego i niższych lig.

– Na dłuższą metę tego nie widzę. Według mnie liga będzie zawieszona za kilka kolejek. Koronawirus może być w każdym zespole. Mało tego, gwarantuję, że jakby przebadać wszystkie drużyny, wszędzie byłyby po 2-3 przypadki zawodników przechodzących chorobę bezobjawowo – twierdzi Modrzejewski. – Nasi zawodnicy mieli różne objawy, najczęściej 3-dniową gorączkę, duży ból głowy. Jeden zawodnik stracił węch i smak. Do dzisiaj ich nie odzyskał. Innego bardzo bolało gardło. Rozmawiałem z nim niedawno, ledwo mówił. Na ten moment jesteśmy najlepiej przebadanym zespołem na poziomie III-IV ligi. Żaden sanepid nie zrobiłby takich badań jak my. Jeden z piłkarzy został w szpitalu odesłany z kwitkiem, a my go przebadaliśmy prywatnie i miał pozytywny wynik. Jeżeli będziemy wysyłać na kwarantannę całe zespoły, nie dokończymy sezonu. Związek ma świadomość sytuacji, co widać po regulaminach. Celem jest rozegranie choćby jednej rundy przez rok. To jest realne.

– Mówiono nam, że ci piłkarze, którzy mają negatywne wyniki w powtórnych testach, posiadają przeciwciała. Powinni być odporni, ale czy mogą złapać drugi raz wirusa? Nie wiem – kończy dyrektor sportowy Pilicy.

W momencie rozgrywania trzeciej kolejki z Białobrzegów płynęły optymistyczne wiadomości, zaś przeciwnej treści napłynęły z Siedlec. Piłkarze rezerw Pogoni byli zdrowi, ale sztab szkoleniowy już nie…

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” NR 33/2020

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 43/2024

Nr 43/2024