Bez względu na to, jakimi rozstrzygnięciami zakończy się sezon 2020-21, zapisze się on w historii jako rozgrywki przekładanych meczów i kalendarzowego zamieszania. Z tygodnia na tydzień zaległości części drużyn stają się coraz większe.
Dante Stipica i jego koledzy mają sporo do nadrobienia. Mimo problemów z koronawirusem, Pogoń doznała w tym sezonie tylko jednej porażki (foto: M. Gilewski/400mm.pl)
Na przełomie września i października w polskich klubach zaczęły się zachorowania na większą skalę, co wymusiło odwoływanie spotkań. Od dobrych kilku tygodni hurtowe przekładanie meczów stanowi stały element piłkarskiej rzeczywistości i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższej przyszłości coś miało się w tej kwestii zmienić. Niebawem może jednak powstać poważny problem – brak wolnych terminów. Rozgrywki wystartowały z opóźnieniem, kalendarz w pierwotnej formie był niezwykle napięty, a kolejne odwoływane spotkania zmniejszają i tak już niewielkie pole manewru.
Do tej pory z powodu przypadków zakażeń COVID-19 konieczne było rozegranie w innym terminie trzech meczów PKO Bank Polski Ekstraklasy. Już wiadomo, że przełożone są cztery kolejne spotkania z najbliższej, dziewiątej serii gier.
– Na szczęście będziemy mieli zaraz dwutygodniową przerwę na mecze reprezentacji, dzięki czemu zawodnicy będą mieli czas na powrót do zdrowia i treningów, zgodnie z zaleceniami zespołu medycznego PZPN – powiedział Marcin Stefański, dyrektor operacyjny Ekstraklasy S.A., cytowany przez oficjalną stronę ligi.
Uwzględniając również Fortuna Puchar Polski, spośród z klubów Ekstraklasy najwięcej do odrabiania ma w tej chwili Pogoń Szczecin. Portowcy muszą rozegrać ligowy mecz z Lechem Poznań (16 grudnia), a także dwa spotkania z Wisłą Płock – w Ekstraklasie oraz Pucharze Polski. Po dwie zaległe potyczki mają w perspektywie Zagłębie Lubin i Podbeskidzie Bielsko-Biała (obie pomiędzy sobą), Piast Gliwice oraz Lechia Gdańsk. W zmaganiach pucharowych przełożono aż siedem meczów 1/16 finału. W późniejszym terminie zagrają choćby Legia Warszawa, Cracovia oraz Stal Mielec.
Pomysłem na uniknięcie kalendarzowej katastrofy jest rozgrywanie spotkań awansem. Na zasadzie: pojawił się wolny termin, w dwóch drużynach nie ma akurat plagi zakażeń, to niech zagrają ze sobą teraz, a nie na przykład za miesiąc. Wprowadza to chaos, ale w obecnych warunkach wydaje się rozwiązaniem koniecznym. I tak w terminie kolejki numer dziewięć rozegrane zostaną dwa mecze z następnej serii: Śląsk Wrocław zmierzy się z Górnikiem Zabrze, a Pogoń podejmie Podbeskidzie.
Okoliczności na najwyższym szczeblu i tak są niezłe w porównaniu z I ligą. Na zapleczu Ekstraklasy komplet spotkań rozegrały dotychczas tylko dwie drużyny: Miedź Legnica i GKS Tychy. W dziesiątej kolejce doszło do kuriozalnej sytuacji, gdy odbyły się zaledwie dwa z dziewięciu meczów.
Z grona pierwszoligowców – licząc z Pucharem Polski – największe zaległości ma Korona. Kielecki zespół w najbliższych tygodniach (?) będzie musiał odrobić aż trzy spotkania. Dziewięć klubów czeka na rozegranie dwóch zaległych potyczek: Łódzki Klub Sportowy, Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Górnik Łęczna, Puszcza Niepołomice, Resovia, Zagłębie Sosnowiec, Chrobry Głogów, Arka Gdynia, a także Widzew. Przypadek łódzkiej drużyny jest symbolem zagmatwania obecnych realiów – jej ligowy mecz z GKS Bełchatów był przekładany już dwukrotnie. Do trzech razy sztuka?
Konrad Witkowski