Kolejny rywal odprawiony. Lider nie zwalnia tempa
Raków Częstochowa nie zwalnia tempa. Drużyna spod Jasnej Góry pokonała w niedzielę Stal Mielec (2:1) i umocniła się na pierwszym miejscu w tabeli PKO Bank Polski Ekstraklasy.
Raków Częstochowa nie zwalnia tempa (fot. Paweł Piotrowski / 400mm.pl)
O tym, że Marek Papszun wykonuje w Częstochowie znakomitą robotę, wiedzieliśmy od dawna. Nie była to w końcu żadna wiedza tajemna, jeśli spojrzało się na wyniki i styl gry jego drużyny. Niewielu przypuszczało jednak, że Raków rozpocznie nowy sezon zmagań w Ekstraklasie w takim, stylu i po siedmiu kolejkach będą spoglądać na resztę stawki z samej góry.
Nie mogło więc dziwić, że przed niedzielnym starciem ze Stalą Mielec to właśnie Raków był uważany za murowanego faworyta. Beniaminek radzi sobie co prawda w elicie całkiem nieźle, jednak podczas ostatniej kolejki został rozgromiony przez Wisłę Kraków aż (2:7) i można było się zastanawiać, czy Dariuszowi Skrzypczakowi uda się odbudować mentalnie swoich piłkarzy.
Tak jak można było się spodziewać, od początku gospodarze narzucili rywalowi swoje warunki gry. Stal nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi i jeszcze przed upływem pół godziny została skarcona.
Co ciekawe, Raków oddał w pierwszej połowie zaledwie jeden celny strzał i jak się okazało, dało mu to prowadzenie. W 27. minucie Marko Poletanović wpadł z piłką w pole karne i wyłożył piłkę do dobrze ustawionego Ivi Lopeza. Ten uderzył bez przyjęcia i płaskim strzałem znalazł drogę do siatki.
Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie. Nadal nie było to porywające widowisko, raczej mecz toczony w dość sennym tempie, w którym większą dojrzałością wykazywali się gospodarze. Raków szukał okazji na podwyższenie rezultatu, co już definitywnie rozstrzygnęłoby kwestię wywalczenia przez nich trzech punktów i w końcu dopięli swego.
W 66. minucie po raz kolejny w roli głównej wystąpił Ivi Lopez, który podszedł do wykonania rzutu wolnego z około 25 metrów i przymierzył tak dobrze, że Rafał Strączek nie był w stanie obronić. Kapitalny strzał w stylu „spadającego liścia” Cristiano Ronaldo.
Gości stać jeszcze było na odpowiedź w postaci trafienia Macieja Domańskiego, ale było to już wszystko na co Stal mogła sobie w niedzielne popołudnie pozwolić.
gar, PiłkaNożna.pl