Przejdź do treści
Klęska Tottenhamu w starciu z Wolves

Ligi w Europie Premier League

Klęska Tottenhamu w starciu z Wolves

Tego na Wembley chyba nikt się nie spodziewał. Tottenham Hotspur, po katastrofalnej drugiej połowie, przegrał na własnym boisku z Wolverhampton Wanderers (1:3).

Tottenham nie wykorzystał atutu własnego boiska (fot. Reuters)


Podopieczni Mauricio Pochettino grają ostatnio naprawdę dobrze i przed sobotnim starciem z Wolves plasowali się na drugiej pozycji w tabeli. W północnym Londynie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że zdobycie w tym meczu kompletu punktów należało traktować jako obowiązek, tym bardziej, że swoje spotkanie miał dopiero rozegrać Liverpool, który – była na to spora szansa – mógł się przecież potknąć z Arsenalem.


Nic więc dziwnego, że Tottenham od początku przejął kontrolę nad wydarzeniami na boisku, chcąc jak najszybciej zdobyć gola, który ułatwiłby mu prowadzenie gry i dalsze punktowanie przeciwnika. Goście nie zamierzali z kolei okopywać się pod własnym polem karnym i przyjęli na Wembley dość odważną taktykę.

Defensywna Wolves wytrzymał jednak zaledwie 22 minuty, ponieważ to właśnie wtedy swoim geniuszem – który to już raz w tym sezonie – błysnął Harry Kane

Kapitan londyńczyków otrzymał dobre podanie od Hueng-min Sona, a chociaż nie znajdował się w pozycji do oddania strzału, sprytnym zwodem i przyspieszeniem bardzo szybko takową sobie wypracował. Anglik nie bawił się w półśrodki, ale przymierzył lewą nogą z dystansu i jak się okazało, Rui Patricio nie dał rady obronić. Ależ to była patarda! Ależ to było trafienie!

Po wyjściu na prowadzenie Tottenham wcale nie zwolnił tempa, a chociaż w środku dominował, to brakowało tego czegoś, co pozwoliłoby na otworzenie drogi w pole karne.





Kibice na Wembley liczyli na to, że ich pupile pójdą za ciosem, tymczasem w drugiej połowie to goście ruszyli do odważniejszych ataków i mając zaledwie gola straty, z minuty na minutę zyskiwali coraz większą przewagę nad Tottenhamem.

I co się okazało, że rosnąca dominacja Wolves przyniosła im w końcu upragnioną bramkę. W 72. minucie dośrodkowanie w pole karne wykorzystał Willy Boly, który strzałem głową pokonał Hugo Llorisa. Francuz był bliski odbicia piłka, ale uderzenie było zbyt mocne i futbolówka zatrzepotała ostatecznie w siatce.

Beniaminek poszedł za ciosem i w końcówce – trzeba zaznaczyć, że w pełni zasłużenie – wyszedł na prowadzenie. Kontratak gości wykończył płaskim strzałem Raul Jimenez, który posłał piłkę między nogami obrońcy, a Lloris, który zobaczył ją zbyt późno, nie był już w stanie jej sięgnąć. 

Gościom wciąż jednak było mało i zanim Tottenham otrząsnął się po stracie drugiej bramki, musiał przyjąć trzeci cios. Tym razem Matt Doherty obsłużył znakomitym podaniem Heldera Costę, a ten zdołał uniknąć pozycji spalonej, wyszedł na czystą pozycję i pewnym strzałem pokonał Llorisa. Nokaut!

Londyńczycy już się nie podnieśli i doznali niespodziewanej, ale – patrząc na to jak Wolves zagrało w drugiej połowie – w pełni zasłużonej porażki.





gar, PiłkaNożna.pl


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024