Przejdź do treści
Klasyk niczym wojna. Dwóch rannych na Camp Nou

Ligi w Europie La Liga

Klasyk niczym wojna. Dwóch rannych na Camp Nou

To była prawdziwa wojna. Starcie przypominające do złudzenia najgorętsze mecze na linii Barcelona – Real Madryt podczas kadencji Pepa Guardioli i Jose Mourinho. Walka, mnóstwo emocji – niekoniecznie tych czysto sportowych i aż cztery bramki. Giganci hiszpańskiego futbolu tym razem podzielili się punktami, remisując ze sobą (2:2).

To była prawdziwa wojna (fot. Alberto Gea / Reuters)


To miał być spokojny wieczór na Camp Nou. Niby El Clasico, ale jednak stawka meczu już żadna, poza szeroko pojętym prestiżem. Barcelona już jakiś czas temu zgarnęła Puchar Króla i mistrzostwo Hiszpanii, natomiast Real Madryt zameldował się w finale Ligi Mistrzów, gdzie powalczy o trzeci kolejny triumf w tych rozgrywkach. Każdy miał więc powody do zadowolenia, a bezpośrednie starcie gigantów miało stanowić idealne zwieńczenie sezonu.

Jak się jednak okazało, mimo tego, że spotkanie nie miało żadnej stawki, atmosfera na boisku była tak gorąca, jakby piłkarze walczyli właśnie w finale Champions League. Zamiast pięknego futbolu oglądaliśmy z kolei mnóstwo chamstwa, brzydkich fauli i zagrań, które żadną miarą nie przystoją zawodnikom takiego kalibru.

Zanim jednak na murawie rozpętało się piekło, a trybuny Camp Nou osiągnęły temperaturę wrzenia, zobaczyliśmy dwie bramki. Jako pierwszy na listę strzelców wpisał się Luis Suarez, który wykorzystał dobre dogranie ze skrzydła od Sergiego Roberto. Napastnik Barcelony zmylił Keylora Navasa, który rzucił się w drugi róg i pewnie umieścił piłkę w siatce.


Gol dla Barcelony był ładny, ale to po trafieniu Cristiano Ronaldo ręce same składały się do oklasków. Portugalczyk rozegrał świetną trójkową akcję z Tonim Kroosem i Karimem Benzemą, którą sam wykończył uderzeniem z najbliższej odległości. Co ważne, CR7 podczas oddawania strzału nabawił się kontuzji, która spowodowała, że po przerwie już nie pojawił się na boisku.

Jeśli zaś chodzi o wzajemne „uprzejmości” piłkarzy, to wszystko zaczęło się od spięcia na linii Suarez – Sergio Ramos. Snajper Barcelony próbował wymusić faul, zarzekając się na wszystkie świętości, że był uderzony łokciem w twarz. Jak jednak pokazały powtórki, o niczym takim nie było mowy, ale temperatura na boisku momentalnie się podniosła.

Wojenna atmosfera udzieliła się samemu Leo Messiemu, który chwilę później postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość, bardzo agresywnie atakując Ramosa. Sędzia nie miał wątpliwości i pokazał Argentyńczykowi żółtą kartkę.

Do końca pierwszej połowy na murawie co kilka minut się kotłowało. Za chamskie i kompletnie bezmyślne zachowanie czerwoną kartkę powinien obejrzeć Gareth Bale, który w niezwykle brutalny sposób wszedł w nogę Samuela Umtitiego. Walijczyk kary uniknął, natomiast jeszcze przed przerwą arbiter w końcu wyciągnął z kieszonki czerwony kartonik. Zobaczył go Roberto, który uderzył Marcelo. Wydaje się, że piłkarz Barcelony nie trafił Brazylijczyka w twarz, jakby na to wskazywała reakcja rywala, ale zamiar był ewidentny i w tej sytuacji można się przychylić do decyzji sędziego.




Gospodarze wyszli na drugą połowę osłabieni, jednak to właśnie oni zdobyli drugiego gola. W 52. minucie na listę strzelców wpisał się Leo Messi, ale także przy okazji trafienia Argentyńczyka nie zabrakło kontrowersji.

O co dokładnie chodzi? O zagranie Luisa Saureza, które zapoczątkowało bramkową akcję dla Barcelony. Urugwajczyk przy mijaniu Raphaela’a Varane’a kopnął go w nogę i spowodował upadek rywala. Sędzia nie użył jednak gwizdka, a pokłosiem rajdu Suareza było odegranie piłki do Messiego, a ten dopełnił formalności, zwodząc najpierw dwóch obrońców, a następnie uderzając tuż przy słupku.

To jednak wciąż nie był koniec emocji na Camp Nou. Siła rażenia „Królewskich” bez Cristiano Ronaldo faktycznie była nieco mniejsza, ale absencja Portugalczyka sprawiła, że inni zawodnicy zaczęli na siebie brak ciężar gry. Bliski szczęścia był Marco Asensio, ale bardziej konkretny był Gareth Bale, który w 72. minucie popisał się kapitalnym uderzeniem z pierwszej piłki i Marc-Andre ter Stegen musiał skapitulować.

Kilka chwil później Real powinien otrzymać rzut karny za ewidentny faul Jordiego Alby na Marcelo, ale sędzia ponownie podjął błędną decyzję, raz jeszcze potwierdzając, że był najsłabszym aktorem spektaklu na Camp Nou.

Wynik zmianie już ostatecznie nie uległ i hiszpański klasyk zakończył się remisem. Zwycięzca wyłoniony nie został i można śmiało uznać, że każda z drużyn wyszła z tego meczu ranna i nieco poturbowana. To była prawdziwa wojna.

Warto dodać, że w drugiej połowie z boiska zszedł Andres Iniesta, dla którego było to już ostatnie starcie z Realem Madryt w karierze. Hiszpan opuszcza Barcelonę i z tej okazji został godnie pożegnany na Camp Nou.


gar, PiłkaNożna.pl


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024