Kewin Komar ma uszkodzoną rękę i nie zagra już do końca roku. Co tak naprawdę wydarzyło się na festynie w Wiśniczu Małym z udziałem bramkarza Puszczy Niepołomice? Istnieje kilka sprzecznych wersji opisujących całe zajście. Skontaktowaliśmy się ze strażakiem obecnym na miejscu.
Ekstraklasą wstrząsnęła wieść o pobiciu bramkarza Puszczy Niepołomice. Wokół tego zdarzenia krążą jednak nieścisłości, które postanowiliśmy zweryfikować. (fot. 400mm.pl)
O całej sprawie jako pierwszy poinformował Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski. Według jego relacji Kewin Komar został pobity przez młodych pseudokibiców Wisły Kraków na festynie zorganizowanym w Wiśniczu Małym. Komar miał paść ich ofiarą w akcie zemsty za przegrany przez Wisłę baraż o awans do Ekstraklasy. Puszcza, której bramkarzem jest Komar, wygrała to spotkanie 4:1.
– „Było około północy. Zobaczyliśmy, że pomiędzy grupką chłopaków doszło do przepychanki. Interweniowaliśmy. Z jednej strony był ten Kewin Komar, później dowiedzieliśmy się, że to bramkarz klubu z Ekstraklasy, z drugiej trzech, może czterech chłopaków. A raczej chłopaczków. To nie były żadne karki i na pewno napastników nie było dwudziestu czy trzydziestu, jak podają media” – powiedział Piotr Put, prezes OSP w Wiśniczu Małym, w rozmowie z Faktem.
– „Kiedy chcieliśmy wezwać policję, zaatakowany poinformował nas, że nic się nie dzieje, że to jego koledzy, że tak sobie żartują. Po czymś takim nie pozostało nam nic innego, jak wrócić do swoich obowiązków” – dodał.
– „Po dłuższej chwili zobaczyliśmy, że znów się szarpią. A potem doszło do bijatyki. Rozdzieliliśmy zwaśnione strony, rozgoniliśmy tamtych, a tego chłopaka, bramkarza, wyprowadziliśmy w bezpieczne miejsce. Miał spuchniętą rękę, dlatego od razu udzieliliśmy mu pierwszej pomocy przedmedycznej, ustabilizowaliśmy nadgarstek. Miał też zaczerwienienia na twarzy. Na ubraniu nie było żadnych śladów krwi, od poszkodowanego nie było też czuć alkoholu” – zakończył.
„Piłka Nożna” skontaktowała się z jednym z obecnych na miejscu strażaków, który poprosił o anonimowość. Według jego relacji „nie było tam żadnych kiboli, ani maczet. Bardziej były to porachunki między młodzieżą. Nie działo się nic drastycznego” – przyznaje. Z kolei jak potwierdził szef strażaków w rozmowie z Faktem, agresorów na pewno znała partnerka Komara, która sama pochodzi z Wiśnicza Małego.
– „Z naszego punktu widzenia nie były to kibolskie porachunki” – podkreśla nasze źródło. – „Nie słyszeliśmy żadnych okrzyków nawołujących o zemście za przegrany mecz barażowy” – dodał. -„My jako strażacy robimy wszystko, żeby bawiący się na festynie ludzie czuli się spokojni i bezpieczni. Jest nam smutno, że do tego doszło” – przekonuje.
Jak przekazał natomiast Szymon Jadczak, dopiero później, gdy Komar wracał do swojego mieszkania w Bochni, pod domem bramkarza miało czekać kilkunastu kiboli z maczetami. Wtedy piłkarz miał wezwać policję. Mundurowi zaś twierdzą, że nie otrzymali żadnego zgłoszenia.
Co tak naprawdę wydarzyło się na festynie w Wiśniczu Małym? Policja rozpoczęła już wstępne czynności i przesłuchania w celu wyjaśnienia zajść w podbocheńskiej miejscowości. Sam zainteresowany nie zabrał jeszcze głosu w tej sprawie.
AKTUALIZACJA 16:02
Małopolska Policja potwierdziła nasze informacje. – „Z dotychczasowych ustaleń Policji wynika, że zdarzenie nie miało podłoża kibicowskiego” – czytamy w oficjalnym oświadczeniu.
Departament Logistyki Rozgrywek, na wniosek Rakowa Częstochowa, przełożył mecz 4. kolejki Ekstraklasy z Zagłębiem Lubin, który był zaplanowany na 10 sierpnia (między spotkaniami 3. rundy el. Ligi Konferencji). Nowa data zostanie ogłoszona po zakończeniu kwalifikacji do pucharów.