To był szalony rok dla najlepszej polskiej piłkarki. Z jednej strony finał Ligi Mistrzyń, w którym nie wykorzystała rzutu karnego, z drugiej trzecie miejsce we francuskiej ekstraklasie i brak awansu do Champions League. Katarzyna Kiedrzynek opowiada między innymi o hejcie po niestrzelonej jedenastce, przyszłej karierze trenerskiej i prowadzeniu dopingu na trybunach PSG.
ROZMAWIAŁ PAWEŁ GOŁASZEWSKI
– Zaliczyłaś kiedyś hat-tricka? – Tak – mówi bramkarka PSG. – W latach młodzieńczych, kiedy występowałam w ataku, zdarzały się mecze, które kończyłam z trzema golami. Ten hat-trick, który masz na myśli, jest dla mnie jednak najważniejszy w życiu. Otrzymanie trzech statuetek dla Piłkarki Roku to wielkie wyróżnienie i bardzo emocjonujące momenty. Nie powiem, że się nie spodziewałam, ale do końca nigdy nie jest się pewnym. Kiedy po raz pierwszy „Piłka Nożna” dołączyła do plebiscytu kobiety, pomyślałam, że super byłoby mieć trzy nagrody. Udało się!
– Spodziewałaś się, że zdominujesz plebiscyt w ciągu pierwszych trzech lat? – Aż tak to nie. Przede wszystkim bardzo dziękuję, że dołączyliście do plebiscytu również piłkarki. Dla nas jest to naprawdę wielkie wyróżnienie. Wywalczenie statuetki daje niesamowitą motywację i prestiż. Osobiście traktuję to jak „małą” Złotą Piłkę. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mi dane stanąć chociaż na podium w plebiscycie FIFA. Dlatego statuetka od „PN” jest w tym momencie najważniejszym trofeum, jakie mogę wywalczyć w indywidualnych rankingach. Trzy już mam, ale walczę dalej! Konkurencja nie śpi. Ewa Pajor wywalczyła miejsce w składzie Wolfsburga i walczy o mistrzostwo Niemiec, a także o Ligę Mistrzyń. Agnieszka Winczo i Ewelina Kamczyk strzelały mnóstwo goli w swoich ligach, a Paulina Dudek teraz dołączyła do PSG, co świadczy, że również miała świetny rok.
(…)
– Jaki był dla ciebie rok 2017? – Słodko-gorzki. Z jednej strony wspaniałe mecze w Lidze Mistrzyń z Bayernem i FC Barcelona przy tysiącach dopingujących kibiców na Parc des Princes. Niewiarygodne uczucie, chyba pierwszy raz mogłam się poczuć jak piłkarz. Do tego finał Ligi Mistrzyń w Cardiff, w którym grałyśmy jak równy z równym z wielkim Lyonem. Ba, nawet powinnyśmy wygrać, zanim była dogrywka i karne, bo miałyśmy lepsze sytuacje. No a potem ten nieszczęsny rzut karny, którego nie strzeliłam. Jesienią dobrze wystartowałyśmy, znowu walczymy o mistrzostwo Francji i krajowy puchar. Zabrakło wisienki na torcie w postaci wygranego finału Champions League.
– Trzecie miejsce w sezonie 2016-17 ligi francuskiej zostało odebrane jako wielka porażka? – Duży wpływ miały na to sprawy pozaboiskowe. Zabrano nam cztery punkty w zasadzie za nic i to pół roku po meczu, w którym niby były jakieś nieprawidłowości, akurat wtedy jak wygrałyśmy z Lyonem i zostałyśmy liderem. Dziwny zbieg okoliczności. (PSG wygrało jedno spotkanie, ale zostało ukarane walkowerem i dodatkowym ujemnym punktem za wpisanie do protokołu nieuprawnionej zawodniczki – przyp. red.). Błędy, które popełnił nasz klub, były takie same, jakie zdarzały się w innych drużynach. Nas ukarano, ich nie. PSG zawsze jest na świeczniku, wszyscy przyglądają nam się z kilkukrotnie wyższą uwagą niż innym. Dla nas były to trudne chwile, podcięły nam skrzydła. Była to dla nas duża lekcja mentalna.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (6/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”