„Kanonierzy” wrócili na zwycięską ścieżkę
Arsenal wrócił na zwycięską ścieżkę. W pierwszym niedzielnym meczu 13. kolejki Premier League, drużyna z północnego Londynu pokonała w delegacji Bournemouth (2:1).
Arsenal wrócił na zwycięską ścieżkę (fot. Reuters)
Po kolejnych zwycięskim spotkaniach, maszyna skonstruowana przez inżyniera Unaia Emery’ego nieco się zacięła. Efektem tej awarii były trzy remisy z rzędu, które sprawiły, że „Kanonierzy” stracili ważne punkty i bezpośredni kontakt z ligową czołówką. Jeśli więc wszystko miało wrócić do normy, londyńczycy musieli wygrać niedzielny mecz.
Nikt jednak w obozie gości nie zakładał, że będzie łatwo, ponieważ Bournemouth to rywal bardzo niewygodny i taki, który w tym sezonie spisuje się więcej niż przyzwoicie. Co prawda, gracze Eddiego Howe’a przegrali dwa ostatnie spotkania, jednak to mogło tylko zwiastować, że do starcia z Arsenalem podejdą podwójnie zmotywowani.
Mecz na Vitality Stadium od początku był wyrównany i toczony w szybkim tempie. Gospodarze już w 8. minucie skierowali piłkę do siatki, jednak trafienie Davida Brooksa nie mogło zostać uznane, ponieważ ten został złapany na pozycji spalonej. W rewanżu swoją szansę miał Lucas Torreiera, ale w tym przypadku Bournemouth uratował słupek.
Na otwarcie wyniku kibice musieli czekać przez pół godziny, kiedy to gola strzelił Jefferson Lerma. Ku rozpaczy miejscowych… pokonał on własnego bramkarza. Piłkarz „Wisienek” próbował przeciąć dograną z boku piłkę, jednak trafił ją w taki sposób, że całkowicie zaskoczył Asmira Begovicia i – jakkolwiek to zabrzmi – zdobył piękną bramkę.
Wydawało się, że po wyjściu na prowadzenie, Arsenal dostanie wiatru w żagle, ale Bournemouth zdołało odpowiedzieć i to tuż przed końcem pierwszej połowy. Po źle rozegranym rzucie rożnym gości, piłkarze Howe’a wyprowadzili błyskawiczny kontratak, który wykończył Joshua King. Reprezentant Norwegii znalazł się z piłką w polu karnym i znakomicie przymierzył pod poprzeczkę, tak że Bernd Leno nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.
Arsenal dużo lepiej gra w tym sezonie drugie połowy i to się potwierdziło w niedzielne popołudnie. W 66. minucie
Alex Iwobi wypuścił skrzydłem
Seada Kolasinacia, a ten dostrzegł wbiegającego
Pierre’a-Emericka Aubameyanga i wyłożył mu piłkę jak na tacy. Bramkostrzelnemu Gabończykowi wystarczyło dołożyć nogę i „Kanonierzy” ponownie wyszli na prowadzenie.
Gospodarze ani myśleli, by składać broń, ale ich ataki były nieporadne i chaotyczne. Co więcej, podejmowane przez nich ryzyko sprawiało, że rywal miał więcej miejsca na kontratakowanie.
Wynik już ostatecznie zmianie nie uległ i po końcowym gwizdku ze zwycięstwa mogli się cieszyć goście, którzy dopisali na swoje konto cenne trzy punkty i na dystans jednego „oczka” zbliżyli się do czwartej Chelsea i trzech do trzeciego Tottenhamu.
Pełne 90 minut na ławce rezerwowych „The Cherries” przesiedział Artur Boruc.
gar, PiłkaNożna.pl