Pamiętam, że w środę, przed pierwszym treningiem po tych wydarzeniach, usiedliśmy w szatni i porozmawialiśmy. Szczerze. Po prostu wszyscy, i ja, i piłkarze, wyłożyliśmy karty na stół. Mówiłem dużo, oni też, ze mną, między sobą, był z nami prezes. Zrozumieli, że to jedyna droga: tak jak ja są w stu procentach ze mną i ze sobą szczerzy albo to się po prostu nie uda. Powstała między nami więź, między nimi zresztą też, a ta, która już istniała, stała się silniejsza. Dlatego już chyba dwa tygodnie temu powiedziałem, że w szatni widzę przyjaciół. To nie znaczy, że teraz będzie tylko tak dobrze jak w ostatnich pięciu meczach. Przeżyliśmy razem trudne chwile i to nas, jako zespół, umocniło. Wiemy, dokąd zmierzamy, wszyscy mamy taki sam cel i na pewno łatwiej będzie nam przetrwać kolejne perturbacje. A te do końca sezonu, jestem przekonany, jeszcze nas czekają.
W pewnym sensie się z panem zgadzam. Pragmatyzm czy logika to rzeczywiście właściwe słowa do opisu sytuacji. Jesteśmy Legią, dla nas liczy się tylko zwycięstwo i tylko pierwsze miejsce. Powiedzenie, że to, co Legia pokazała przeciwko Jagiellonii, jest zapowiedzią tego, co mam w głowie, tego, jak chciałbym, żeby grała moja drużyna, to jednak zdecydowanie za dużo. Zgodzę się, że były w tym meczu pewne elementy, które mi się podobały i chciałbym je widzieć w każdym spotkaniu. Musiałem być jednak mądry, wprowadzając nowe elementy powoli. Krok po kroku. Dojdziemy do momentu, w którym wypracujemy swój styl.
Jaka jest pana wizja gry? Mam na myśli ten moment, kiedy będzie można się rozstać z pragmatyzmem i postawić na atrakcyjność. W ostatnich latach w Legii bardzo często logika wygrywała ze stylem.
W ostatnich kilku latach pracowało w klubie kilku trenerów, prawda?
Gdybyśmy od dziś cofnęli się o równe cztery lata, pan jest szóstym.
Na pierwszej konferencji prasowej powiedziałem, że z czasem będziemy się starali grać futbol coraz bardziej atrakcyjny. W tym celu zostałem trenerem Legii. To jest cel, a jego środkiem musi być praca, zmiany i rozwój. Futbol, jakiego chcę, jest ofensywny, spektakularny, dokładnie taki, o jakim pan mówi. Kocham piłkę nożną i chcę ją oglądać w jak najbardziej atrakcyjnej odsłonie. To są fakty, podobnie jak to, że przyszedłem do klubu w środku rundy i w kilka dni mieliśmy do rozegrania trzy mecze. Dodatkowo po odpadnięciu z europejskich pucharów ten czas nie był dla zespołu najłatwiejszy. Nie mogłem zrobić dużo, dlatego pracowaliśmy głównie nad głowami piłkarzy i ich nastawieniem mentalnym. Za to już w styczniu na obozie przygotowawczym będziemy mieli dużo czasu na pracę, może dojść do transferów, które przybliżą nas do osiągnięcia oczekiwanych celów. Do tego czasu w każdym meczu będziemy powoli wprowadzali pewne elementy. Moim zadaniem nie jest przygotowanie zespołu tylko na mecz z Górnikiem Zabrze w najbliższy weekend, chociaż to oczywiście też, ale przede wszystkim na 2018, 2019, 2020, 2021 rok i tak dalej, zbudowanie podstaw, które przetrwają i będą definiowały Legię. Chcę, żeby była znana z atrakcyjnego stylu gry, bo ten jest w dzisiejszym futbolu także miarą sukcesu.
Jaki był największy problem Legii, kiedy przejmował pan zespół? Przygotowanie fizyczne?
Wyniki części piłkarzy były rzeczywiście nieco poniżej oczekiwanej średniej. Nie chcę jednak oceniać pracy swoich poprzedników.
To jedna z diagnoz. Inną są duże zmiany w kadrze drużyny, szczególnie w zimowym oknie transferowym, kiedy zespół stracił obu najskuteczniejszych napastników, czyli Nemanję Nikolicia i Aleksandara Prijovicia.
Zmieniło się bardzo dużo, może nawet za dużo.
Czy zespołowi w tym momencie potrzebna jest kolejna rewolucja? Jak rozumiem, zimą może się zmienić wiele.
Rewolucja to za duże słowo, nie lubię go. Wczoraj przeczytałem, że Real Madryt potrzebuje wzmocnień. Każdy zespół ich potrzebuje: FC Barcelona i Legia też. Mówienie czegoś innego jest kłamstwem. Pytanie brzmi: czy możesz wzmocnienia znaleźć, ściągnąć i opłacić? Moim celem jest stworzenie drużyny regularnie grającej w europejskich pucharach przeciwko czołowym klubom Europy. Co sezon.
Zdaję sobie sprawę, że transfery Cristiana Pasquato i Armando Sadiku zostały przeprowadzone, kiedy pana jeszcze nie było w klubie, ale nie mogę nie zapytać: czy oni są materiałem do gry w takiej drużynie?
To trudne pytanie. Nie chcę wskazywać nazwisk palcem, wchodzić w personalia, zupełnie nie o to chodzi. Poziom całego zespołu ma iść w górę. Może zdarzyć się, że znajdziemy wzmocnienie na najsilniej obsadzoną pozycję w Legii, i co wtedy? Mamy zrezygnować, jeśli dla klubu to będzie okazja stulecia?
Trafił pan do Polski ze sławą współtwórcy i wieloletniego dyrektora akademii Dinama Zagrzeb, uważanej za jedną z najlepszych na świecie. Od lat w naszym kraju wiele mówi się o szkoleniu młodzieży, ale nie zawsze jest to poparte właściwą pracą, zapleczem infrastrukturalnym i oczekiwanymi efektami. Po dwóch miesiącach pracy w Legii jest pan w stanie powiedzieć w jakim punkcie rozwoju jest klub?
Kiedy zostałem zatrudniony w akademii Dinama, tylko trzy lata zajęło mi obsadzenie stanowisk właściwymi ludźmi. Trzy lata. 25 osób musiało odejść, na ich miejsce przyszło 30 nowych. Ci właściwi ludzie szukali odpowiednich piłkarzy przez kolejne dwa lata. Łącznie pięć lat pracowaliśmy na to, żeby system wystartował. W tym czasie dodatkowo wykonaliśmy wiele niezbędnej pracy, na przykład opracowaliśmy podręcznik szkolenia. Kluczem do sukcesu byli trenerzy, skauting i system. Dokładnie w tej kolejności, bo bez odpowiednich szkoleniowców nie zbudowalibyśmy know-how. Dowodem na to, i wydaje mi się, że pan do tego zmierza, są oczywiście gwiazdy, które wyszkoliliśmy, dzięki ich poziomowi sportowemu Dinamo regularnie grało w fazie grupowej Champions League, potem klub zarobił na transferach, pomogły też odnieść sukcesy drużynie narodowej. Równie ważne, a może nawet ważniejsze, jest dla mnie to, że system działa do dziś i ma się świetnie. Wracając do Legii, przez nawał pracy z pierwszą drużyną nie zobaczyłem wiele, ale kilka rzeczy jest oczywistych. Polska ma około 10 razy więcej ludności niż Chorwacja, uważam Polaków za naród bardzo utalentowany, potencjał ekonomiczny kraju jest duży, dlatego w pozycji wyjściowej wyprzedzacie moją ojczyznę o kilka długości. Na tym etapie najważniejsza jest cierpliwość, przypominam, że mnie start zajął pięć lat. Wiem, że ten temat jest bardzo ważny dla prezesa Dariusza Mioduskiego. Pytanie brzmi, ile udało się zrobić do tej pory.
Jak wiele można osiągnąć bez zaplecza? Kompleks treningowy klubu w Książenicach nadal istnieje jedynie na wizualizacjach, przy ulicy Czerniakowskiej powstaną tylko dwa dodatkowe boiska treningowe, rozwiązujące niewielką liczbę problemów z długiej listy. Legia z różnymi skutkami stara się profesjonalnie szkolić młodzież od kilkunastu lat.
Wie pan, ile boisk miała akademia Dinama, kiedy zaczynał w niej treningi Luka Modrić?
Nie mam pojęcia.
Trzy. Kiedy odchodziłem z klubu, było ich siedem. To wystarczyło na nasze potrzeby i zbudowanie silnej pozycji na świecie. Dziś wiele można nawet zrobić na jednym boisku, wszystko zależy od twoich potrzeb, skali, na jaką chcesz działać. Dla mnie kluczowe jest know-how; infrastruktura jest inwestycją, jeśli nie teraz, możesz coś kupić czy wybudować za jakiś czas. Legia powinna szkolić zawodników dla własnej przyszłości, tak nakazuje rozsądek, przecież każdy transfer jest ryzykiem. Nawet przy najlepiej działającym skautingu nie zminimalizujesz ryzyka do zera, przewidując, jak piłkarz zareaguje na klimat, czy będzie mu smakowała kuchnia, ile zajmie mu nauka języka, zmiennych jest całe mnóstwo. Kiedy wychowałeś piłkarza, wiesz, co przez osiem ostatnich lat codziennie jadł na śniadanie. Dodatkowo koszty są mniejsze, rozłożone na wiele lat. Jest też inny czynnik. W meczu z Lechią Gdańsk, pierwszym po spotkaniu z Lechem, w wyjściowej jedenastce wyszło siedmiu polskich piłkarzy, najwięcej od dawna. Dlaczego? Wiedziałem, że przeżywają tę sytuację bardziej, czułem to. Zależy mi, żeby dobrze zrozumiano moje słowa. Nie krytykuję zawodników z zagranicy, sam jestem Chorwatem, tak po prostu są zaprogramowani ludzie. W przypadku Polaków zaangażowanie od razu było na dużo wyższym poziomie. Pod skórą czuli, że ta sytuacja dotykała bezpośrednio ich, wydarzyła się na ich podwórku. A kiedy są wychowankami klubu? Wtedy to ładunek emocji z innej planety.
Nie musi mnie pan przekonywać do szkolenia młodzieży. Momentami mam wrażenie, że w Polsce kluby chciałyby mieć kadry złożone tylko z wychowanków, to na pewno dla kibiców nośne hasła PR-owe.
Walcząc o sukcesy, na dłuższą metę jest to niemożliwe. Pracując w Dinamie, co sezon dokonywałem analizy składów zespołów z naszej europejskiej półki, czyli grających w fazie play-off eliminacji Champions League. Do tej grupy można zaliczyć Legię, powtarzały się tam nazwy na przykład Maccabi Tel Awiw, wtedy Steauy Bukareszt czy Łudogorca Razgrad. Każdy z tych zespołów miał w składzie około połowy obcokrajowców. Nieważne, czy Chorwatów jest 4 miliony, a Polaków 38, chociaż matematyka mówi, że wam udałoby się to szybciej, uzupełnienie kadry zespołu o właściwych piłkarzy z zagranicy, mających inne cechy piłkarskie, jest konieczne. Zawodnicy z akademii powinni być jednak fundamentem zespołu.
Ile wynosił najwyższy procent wychowanków w pierwszej drużynie w czasie pana pracy w Dinamo?
Maksymalnie 65 procent w meczowej osiemnastce. To był wyjątkowy okres, częściej funkcjonowaliśmy w systemie pół na pół.
Najważniejszym celem posiadania dobrze ocenianej akademii obok sportowego jest ekonomia. Ile byłby wart Sebastian Szymański, gdyby był Chorwatem ze szkółki Dinama?
Z jego talentem i podejściem do futbolu minimum 20 milionów euro. Potrzebowałby jeszcze trochę czasu, roku albo dwóch, i w tym czasie musiałby rozwijać się tak, jak zakładam w tym momencie.
I był Chorwatem.
Kupując buty znanego producenta, płacisz za brand i marketing. Na rynku są inne, lepsze i tańsze, ale nie masz pojęcia o ich istnieniu. W piłce nożnej również płaci się za brand i marketing.
Jest pan silnie kojarzony z osobą byłego prezydenta Dinama Zdravko Mamicia, oskarżonego między innymi o defraudację kilkudziesięciu milionów euro i zastraszanie, w którego sprawie zeznawał niedawno Modrić. Kiedy poczytałem o nim w internecie, pomyślałem sobie: kto to jest? Piłkarski Pablo Escobar?
Mieliśmy okazję pracować biurko w biurko. Z tego okresu zapamiętałem go jako jednego z najzabawniejszych ludzi, jakich poznałem. Łącznie pracowaliśmy razem przez ponad 15 lat. Jest jednym z najmądrzejszych i najbardziej inteligentnych ludzi, których poznałem w świecie futbolu. Kilka lat temu w rozmowie z chorwackimi mediami powiedziałem, że gdyby znał języki obce, zostałby prezydentem UEFA. Znając 20 angielskich słów, potrafił za kilkadziesiąt milionów euro sprzedać piłkarza do Premier League. Ma w sobie wielką pasję do futbolu, nie mogę i nie chcę rozstrzygać tego, o co jest oskarżony, od tego są sądy, mówię o człowieku, którego znam od lat. Mam nadzieję, że sprawy ułożą się dla niego pomyślnie. Byłem blisko niego, ale nie aż tak blisko, żeby wiedzieć o wszystkim.
Bez Mamicia chorwacki futbol nie byłby w miejscu, w którym jest?
Bez dwóch zdań. Zdravko sprowadził mnie do Dinama, dając szansę młodemu chłopakowi bez znajomości. Nie wszystkie moje decyzje były łatwe, ale bez nich akademia, o którą pan pytał, nie miałaby takiej pozycji.
Dlaczego nigdy nie został pan pierwszym trenerem Dinama?
Tak naprawdę blisko tego stanowiska byłem tylko raz, w ostatnie wakacje. Nie doszliśmy jednak do porozumienia w kilku kluczowych kwestiach. Ale w ten sposób znalazłem się w Warszawie…
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (46/2017)