Przejdź do treści
Real Madrid's Raul Asencio (l) and Jude Bellingham celebrate goal during La Liga match. November 9, 2024. (Photo by Acero/Alter Photos/Sipa USA)
2024.11.09 Madryt
pilka nozna liga hiszpanska
Real Madryt - Osasuna Pampeluna
Foto Acero/Alter Photos/SIPA USA/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!

Ligi w Europie La Liga

Jak Real Madryt szuka obrońców. Tego Królewscy mogą zazdrościć Barcelonie

Chcieliby, ale boją się. Jednak wiedzą, że raczej muszą. Szefowie Realu wciąż myślą i myślą nad zagadnieniem, czy wobec plagi kontuzji w linii defensywy należy zimą zatrudnić nowego zawodnika albo i dwóch, czy spróbować sprawdzoną metodą dobrnąć do końca sezonu. A potem się zobaczy.

Leszek Orłowski

W żadnym innym wielkim klubie, poza jeszcze jednym, w ogóle by się nie zastanawiano. Gdyby z powodu poważnych urazów do końca sezonu wypadli z gry podstawowy prawy obrońca i czołowy stoper, gdyby kontuzji doznał też zmiennik pierwszego, zaś do zdrowia nie mógł wrócić zastępca drugiego, już byliby zaklepani nowi gracze.

A w Realu zakończyli rozgrywki Dani Carvajal i Eder Militao, kilkutygodniowa przerwa spadła na Lucasa Vazqueza, z kolei David Alaba wciąż nie wraca do poważnego treningu. I co? I nic. Ściślej – dużo hałasu o na razie nic. O tym hałasie właśnie napiszemy, gdyż pobrzmiewa w nim dużo ciekawych tonów, wiele mówiących nie tylko o sposobie działania najlepszego klubu świata, ale też o okresie pewnych przewartościowań, w jaki wchodzi.

Ratunek z Fabryki

Główny problem leży właśnie w sformułowaniu „poza jeszcze jednym” z poprzedniego akapitu. Chodzi mianowicie o Barcelonę, która ostatnio na kontuzję każdego zawodnika reaguje tak, że wyciąga z rezerw piłkarza nie gorszego, a czasami jeszcze lepszego, który płynnie wchodzi do zespołu i szybko staje się jego ważnym elementem.

Casus Marca Bernala, który na początku sezonu objął z doskonałym skutkiem wakującą pozycję defensywnego pomocnika, a gdy doznał ciężkiej kontuzji, Marc Casado zastąpił go tak, że po dwóch miesiącach gry trafił do reprezentacji, musi być dla szefów Realu szczególnie bolesny.

Oni też by tak chcieli móc! Rodzi się pytanie, czy może właśnie mogą, ale nie chcą, boją się. Przecież Bernal i Casado byli w Barcelonie już wcześniej, nawet zaliczali debiuty, ale dopiero człowiek z zewnątrz, Hansi Flick, na nich wejrzał i rzekł jednemu oraz drugiemu: ja ci mówię, graj! A oni zagrali.

Toteż idealnie by było, gdyby teraz, w sytuacji wyższej konieczności, także Carlo Ancelotti wypatrzył w zespole rezerw, Castillii, odpowiednich zawodników, dał im szansę, a oni od razu okazaliby się graczami klasy światowej. Po ostatnim meczu tejże jej trener Raul dostał pytanie, czy jego podopieczni są gotowi do podjęcia wielkich wyzwań.

– Oczywiście, nasza cantera jest gotowa. Tym chłopakom brakuje tylko okazji, trzeba im dać szansę. To my mamy najlepszą szkółkę na świecie. Jeśli jednak jej obecni najlepsi wychowankowie nie dostaną okazji tutaj, z pewnością będą błyszczeć w innych miejscach świata – powiedział.

To prawda z tą najlepszą szkółką. Nikt nie ma w czołowych ligach Europy więcej wychowanków niż Real, ale najmniej korzysta z nich właśnie macierzysty klub. Dziś hiszpańskie media zastanawiają się, jak to się stało, że po udanym poprzednim sezonie w barwach Deportivo Alaves, wypożyczony tamże środkowy obrońca Rafa Marin został pozyskany przez Napoli, zamiast wrócić do macierzystego klubu i teraz stanowić alternatywę dla Militao. Obecnie nie ma możliwości jego odzyskania, Antonio Conte zamierza na niego odważnie stawiać w dalszej części sezonu.

Odpowiedź jest prosta, choć nikt na nią nie wpadł: Marinowi zaszkodził Jesus Vallejo, prawie wychowanek, po niezłych występach w innych klubach sprowadzony na powrót na Santiago Bernabeu, gdzie gra jednak tak słabo, że Ancelotti nie ma do niego serca i nie daje mu szans. Obawiano się, że Rafa Marin będzie drugim Vallejo, jakby to miało być oczywiste.

W tym kontekście trudno sobie wyobrazić, by w najbliższych meczach Los Blancos swoich minut w dużej liczbie nie dostał dwudziestoletni Raul Asencio, najlepszy środkowy obrońca rezerw. Kanaryjczyk już zagrał godzinę w spotkaniu z Osasuną, teraz przed nim kolejne szanse, a to jak je wykorzysta, w dużej mierze zadecyduje o tym, czy Real zimą będzie kogoś kupował. Na dobrą wróżbę nikt nie pisze o nim, jak pisano o Rafie Marinie, „nowy Vallejo”, wszyscy zaś z nadzieją pytają, czy to będzie „nowy Nacho”. Dziś, wobec plagi kontuzji defensorów, zgoda na odejście tego zawodnika do Arabii Saudyjskiej wydaje się największym letnim błędem sterników klubu. Nacho przez kilkanaście lat łatał wszystkie dziury w obronie Los Blancos; dopiero teraz, gdy go nie ma, okazuje się, jak był ważny.

– Asencio to moja wielka radość. Ciężko pracował, by znaleźć się tu, gdzie jest, jest w pełni gotowy, by swoją szansę wykorzystać i mam pewność, że mu się to uda – powiedział Raul o mierzącym 182 centymetry, czyli mniej więcej tyle co Nacho, zawodniku, który jest szefem jego linii defensywy.

Kłopot w tym, że godzina dobrej gry z Osasuną, zwieńczona asystą do Jude’a Bellinghama, za którą Anglik pochwalił młodego, całkowicie zmieniła sytuację Asencio. On już wie, że jeśli nie postawi na niego Real, to dostanie szansę w innym porządnym klubie. Otrzymał już oferty z Celty i Girony, angielskiego klubu ze środka tabeli Premier League i jednego z portugalskich gigantów. Real musi się spieszyć i dać mu dobre warunki, żeby podpisać z nim kontrakt zawodowy. Na razie zablokowano wszelkie toczone wcześniej rozmowy o sprzedaży zawodnika.

W kolejce na swą szansę czekają oczywiście inni zdolni środkowi obrońcy. Z powodu ciężkiej kontuzji na jej koniec został przesunięty Joan Martinez, który z bardzo dobrej strony pokazał się podczas pretemporady. Są jednak zdrowi, chętni i gotowi: Jacobo Ramon, Pablo Ramon (niespokrewnieni), Diego Cuenca i Victor Valdepenas – ten ostatni będący formalnie pod zarządem Alvaro Arbeloi, trenera drużyny Juveniles, czyli Realu C. Należy spodziewać się, że do końca grudnia Ancelotti sprawdzi ich wszystkich. Skoro Barca znalazła w rezerwach i Bernala, i Casado, to może Real ma w nich też więcej niż jednego wartościowego środkowego obrońcę?

Na prawej obronie w Castillii gra Loren Aguado. On także na pewno zaliczy trochę minut, przynajmniej dopóki nie wyzdrowieje Lucas Vazquez.

Jednak gwiazda

Barca z Casado rozgromiła Bayern i Real, może marzyć o wygraniu także dzięki niemu nawet Ligi Mistrzów, ale czy oznacza to, że Real z Asencio też śmiało może myśleć o obronie tego trofeum? Oczywiście – niekoniecznie. Dlatego pomysł, by jednak wbrew zasadzie, że zimą się nie kupuje, bo to bez sensu, gdyż zanim zawodnik się zaadaptuje, to skończy się sezon, wydać duże pieniądze na gracza z renomą i gwarancją ma swoich zwolenników. Zaś gwarancję przynajmniej szybkiej adaptacji do stylu Primera Division dają ci, dla których byłaby to readaptacja, czyli wracający do niej z zagranicy.

Z tego grona kandydatem numer jeden jest Aymeric Laporte. Już latem nie ukrywał, że podpisuje kontrakt z Al-Nassr, bo nie ma dobrych ofert z Europy. Po finałach Euro jego cena wzrosła, już niewielu na niego stać, saudyjski klub nie odda za pół darmo lidera obrony. Zawodnik jednak zasugerował w radiowym wywiadzie, że gdyby Real go jednak chciał, to może wywrzeć presję na obecnym pracodawcy.

Jeśli nie Laporte zaś, to w grę na poważnie wchodzą jeszcze dwaj Hiszpanie. Mario Hermoso to wychowanek Realu, który przez lata był podstawowym obrońcą Atletico, a dziś występuje w Romie, a ściślej siedzi w niej na ławce rezerwowych. Chętnie by wrócił do La Liga gdziekolwiek, a do Realu – poleciałby jak na skrzydłach, a i klub z Rzymu pozbyłby się nieudanego transferu. Trochę inaczej wygląda sytuacja 24-letniego kolejnego wychowanka Realu Mario Gili, który w sezonie 2021-22 zagrał dwa mecze w Primera Division, po czym wyjechał do stolicy Włoch, ale do Lazio. Dziś jest tam podstawowym stoperem, zbiera bardzo dobre recenzje. Z Lazio można ponegocjować, bo chociaż Real nie zawarł w umowie opcji odkupienia zawodnika, to zagwarantował sobie procent od przyszłego transferu. Można więc tak wszystko poprowadzić, by Lazio opłaciło się sprzedać tego zawodnika tylko do Realu.

Jest jeszcze jeden były gracz Realu, który sam się pcha z powrotem do tego klubu, chcąc tylko półrocznego kontraktu. To Sergio Ramos. Jednak szefowie są zdecydowanie na nie, w Realu nie ma dwukrotnego wchodzenia do tej samej rzeki, nie licząc oczywiście powrotów wychowanków, których talenty zostały kiedyś niedoszacowane. Guti, dziś komentujący w hiszpańskiej telewizji mecze Realu, publicznie głosząc, że transfer Sergio Ramosa byłby świetnym rozwiązaniem bolączek zespołu, gdyż przecież może on grać tak na środku obrony, jak i na jej prawej stronie, raczej nie pomaga dawnemu koledze.

Jeśli chodzi o gwiazdora nie związanego nigdy ani z Realem, ani z La Liga, to niektóre media sugerują, że klub z Chamartin może stanąć do rywalizacji o Jonathana Taha, stopera reprezentacji Niemiec i Bayeru Leverkusen. Temu zawodnikowi kończy się po sezonie kontrakt i od dawna wiadomo, że dogaduje umowę z Bayernem Monachium od lipca 2025. Może propozycja przeniesienia się do Madrytu już w styczniu okazałaby się dla niego kusząca? Bo że Bayer wolałby go teraz sprzedać, niż stracić za pół roku za darmo to rzecz oczywista.

Gdyby Real nie kupił/nie sprowadził nikogo na środek obrony, jasne jest, że do końca sezonu zakotwiczy na tej pozycji Aurelien Tchouameni, oczywiście kiedy sam wyzdrowieje. Już teraz wielu ekspertów ocenia, że jako stoper jest o wiele lepszy niż w roli defensywnego pomocnika. Francuz może dostać okazję do potwierdzenia tej diagnozy i zapewnienia sobie kilku lat w Realu, które w drugiej linii wydają się bardzo wątpliwe. Czasami wynalazki przypadkowe okazują się trwałymi rozwiązaniami.

Gigant na prawą stronę

Nawet jeśli Lucas Vazquez wyzdrowieje i już nie dozna kolejnych kontuzji, pozostawienie go samego na prawej obronie, ewentualnie w asyście młodego Aguado, jest mocno ryzykowne. Mecze z Barceloną i zwłaszcza z Milanem dowiodły, że przeciwko silnym rywalom Vazquez nie stanowi solidnej zapory na swojej stronie. Konieczność sprowadzenia do Realu nowego prawego obrońcy latem 2025 roku od dawna nie jest przez nikogo kwestionowana. Ale skoro jest potrzebny tak czy owak, to może nie ma co zwlekać do tego czasu i trzeba zadziałać od razu? Kandydatów jest dwóch (plus trzeci mniejszego kalibru) i obaj to ścisła światowa czołówka na tej pozycji. Achraf Hakimi gra dziś w Paris SG, a Trent Alexander-Arnold w Liverpoolu.

Według większości mediów opcją numer jeden jest Anglik, którego kontrakt z The Reds wygasa w czerwcu 2025. Jednak w istocie rzeczy jest, choć raczej już tylko był, nim marokański zawodnik PSG, postrzegany jednak jako Hiszpan, bo wychowanek Realu. Dlatego jego sprowadzenie na powrót na Santiago Bernabeu idealnie wpisuje się w projekt rehispanizacji Realu.

To dobry moment, żeby wrócić do wspomnianej konieczności dokonania nowego samookreślenia przez Real. Jest to klub zorientowany na świat, nie Hiszpanię. Ma wygrywać Ligę Mistrzów, zdobywając mistrzostwo Primera Division przy okazji, tylko gdy nie przeszkadza to zmaganiom na europejskiej scenie. Dlatego nigdy nie było tu szczególnej presji, by stawiać na wychowanków czy Hiszpanów. Skoro Real jest klubem światowym, to mają w nim grać najlepsi futboliści świata na danych pozycjach, bez względu na narodowość. To działało, tej zasady nikt nie kwestionował, dopóki… w kadrze było chociaż ze dwóch-trzech regularnie grających wychowanków.

W poprzednim sezonie Dani Carvajal, Nacho i Joselu całkowicie zaspokajali pragnienia tych kibiców, którzy jednak chcą mieć w zespole kogoś, z kim mogą się utożsamiać, życzą sobie, by grał w nich jakiś „chłopak z sąsiedztwa”. Teraz, gdy odeszli Nacho i Joselu, Carvajal jest kontuzjowany, Vazquez też, zaś Fran Garcia, Dani Ceballos i Brahim Diaz pozostają głębokimi rezerwowymi, w podstawowej jedenastce Realu nie ma ani jednego wychowanka i ani jednego Hiszpana! A to jednak jest już sytuacja niekomfortowa. Stąd też pomysł, by po cichutku, nie obnosząc się z tym, jednak zwiększyć w składzie lokalny kontyngent, stąd nieoczekiwany fantomowy ból po Rafie Marinie, stąd wysokie miejsca na liście potencjalnych nowych stoperów: Laporte’a, Hermoso i Gili, stąd presja na wprowadzanie wychowanków. I stąd pomysł, by odkupić Hakimiego.

Jednak jest to pomysł nierealny. Hakimi jest zrażony do Realu za to, że nie dostał tam nigdy szansy, natomiast wdzięczny za jej otrzymanie wobec PSG. Niektóre media latem 2024 donosiły, że marzy o powrocie na Santiago Bernabeu, ale mijały się z prawdą. – PSG to moja teraźniejszość i moja przyszłość – zadeklarował na początku sezonu zawodnik i tych słów się trzyma. Francuskie gazety donoszą, że niebawem przedłuży do 2030 roku obecny kontrakt łączący go z PSG do 2026, oczywiście otrzymawszy sporą podwyżkę. Szefowie PSG po ucieczce do Realu Kyliana Mbappe bardzo ambicjonalnie podchodzą do zatrzymania Hakimiego.

Dopiero gdy projekt sprowadzenia Hakimiego w zasadzie na starcie okazał się niemożliwy do przeprowadzenia, Real zgłosił się do Alexandra-Arnolda. Jest to wychowanek Liverpoolu, klubowy patriota, ale z jakichś powodów nie przedłuża wygasającej w czerwcu umowy. Z jakich? Światło na to rzuca jego następująca wypowiedź sprzed kilku tygodni: – W kolejnych latach kariery chcę regularnie w pełni wykorzystać swój potencjał. Chcę zostać zapamiętany jako zawodnik legendarny, który zmienił sposób grania na swojej pozycji. Moim celem jest zostać najlepszym prawym obrońcą w dziejach futbolu.

Jaśniej się nie da. Jedyne, co interesuje pana A-A, to wygranie kilka razy Ligi Mistrzów i regularne pokazywanie swojej wielkiej klasy na najważniejszych scenach. Musi więc rozstrzygnąć, czy to może się zdarzyć w Liverpoolu, czy jednak musi przejść do Realu? The Reds ostatnio raz na kilka lat są wielcy, ale potem popadają w dołek, zdarza się im nie zakwalifikować do Ligi Mistrzów. Real liczy się w walce o uszatkę w zasadzie co sezon, a jest niemożliwe, by w ogóle nie znalazł się w europejskiej elicie, bo ma na krajowym podwórku słabszą konkurencję niż Liverpool w Premier League. Ludzie z Anfield będą przekonywać Trenta do przedłużenia kontraktu, mamiąc obietnicami stałego pozostawania na szczycie, już mu też ponoć zaproponowali najwyższe zarobki wśród Anglików. Jednak piłkarz wie, że nie może się pomylić. Ma 26 lat i teraz albo nigdy rozpocznie, czy też dokończy, marsz po miano prawego obrońcy numer jeden w dziejach dyscypliny. W Realu realizacja tego celu jest bardziej prawdopodobna, więc zapewne wybierze jednak ten klub.

Gdyby jednak uznał inaczej, w odwodzie pozostaje jeszcze jeden prawy obrońca. To Pedro Porro, błyszczący ostatnio w Tottenhamie i w reprezentacji Hiszpanii. 25-letni Estremadurczyk był przez pewien czas w szkółce Rayo, więc można go traktować jako lokalsa. U Luisa de la Fuente występuje ostatnio w wyjściowej jedenastce. Ma papiery na wielkie granie. Tottenham nie chce go sprzedawać, ale w tym klubie wszystko jest kwestią ceny.

Niejako w cieniu tych gorących tematów związanych ze środkiem obrony i jej prawą stroną trwają ciche rozmowy z lewym obrońcą Bayernu, Alphonso Daviesem, by w lipcu za darmo, po wygaśnięciu kontraktu, przeniósł się na Santiago Bernabeu. Najpewniej zakończą się powodzeniem. Gdyby latem do Realu trafili na prawą stronę obrony Porro, a na lewą Davies, byłby to znakomity przykład godzenia w tym klubie globalizacji z hispanizacją. Kibice reprezentujący te dwa czasami nie dające się pogodzić nurty dostaliby każdy coś dla siebie. Jeśli jednak boki obrony wzmocnią Davies i Alexander-Arnold, trzeba będzie zadbać o to, by Hiszpanie trafili na inne pozycje, na przykład środek obrony. 

guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 48/2024

Nr 48/2024