Przejdź do treści
Jak odbudować dawną pozycję? Zabrakło panny młodej

Polska 2 Liga

Jak odbudować dawną pozycję? Zabrakło panny młodej

Flota Świnoujście i Zawisza Bydgoszcz to kluby, które jeszcze kilka lat temu należały do szeroko rozumianej elity polskiego futbolu. W obu przypadkach coś poszło nie tak i przyszło odbudowywać utraconą pozycję od fundamentów. Historia pokazuje, że z tym akurat bywa różnie.



foot: Łukasz Skwiot

KAMIL SULEJ

Runda jesienna sezonu 2012-13 w I lidze. Flota jest rewelacją rozgrywek i zimuje na fotelu lidera. Przez całą przerwę między rundami zespół ze Świnoujścia maglowany jest na temat chęci i możliwości gry wśród najlepszych. Na ławce trenerskiej zasiadał wówczas Dominik Nowak, jednak nie dotrwał do końca sezonu. Wiosenny falstart (jeden punkt w czterech meczach) sprawił, że postawiono na Tomasza Kafarskiego. Nowa miotła pomogła, jednak nie na tyle, aby awansować do Ekstraklasy. 

WYSPIARSKI KLIMAT

W kolejnych dwóch sezonach Flota stała się średniakiem I ligi. Do wycofania się z rozgrywek – z powodu narastających problemów finansowych – doszło pod koniec sezonu 2014-15. W międzyczasie klub próbował sprzedać swoje miejsce w I lidze Stali Rzeszów, jednak Polski Związek Piłki Nożnej nie wyraził na to zgody.

Flota upadła, ale nie zginęła. Obudowa klubu rozpoczęła się w szczecińskiej Klasie A. Pierwszy awans poszedł jak z płatka – ponad 100 zdobytych bramek i zaledwie jedna porażka. W okręgówce nie było już tak wesoło, ponieważ potrzebowano aż trzech lat, żeby przebić się na szczebel wojewódzki. Rozgrywki IV ligi zachodniopomorskiej zostały przerwane przez pandemię koronawirusa, a że Flota była liderem, to po przedwczesnym zakończeniu zmagań mogła świętować awans do grupy drugiej III ligi.

Miniony sezon z niezbyt odległymi I-ligowymi czasami łączy kilka rzeczy. Jedną z nich jest postawa na własnym boisku. Jesienią w Świnoujściu nie wygrał nikt, a i na zapleczu Ekstraklasy wizyty na wyspie Uznam traktowano jako zło konieczne. Mówiło się nawet o specyficznym mikroklimacie panującym na północy Polski. Swoje robiły też trudy podróży, ponieważ do Świnoujścia prawie każdy miał daleko.

STARA GWARDIA

Trenerem Floty jest doświadczony Jerzy Rot – jeden z architektów obecnej pozycji Pogoni Szczecin, zaś prezesem Leszek Zakrzewski. Człowiek instytucja w Świnoujściu. Związany z klubem od ponad pół wieku, przez dekady jako kierownik, a obecnie sternik klubu. 

– Nie tak dawno Flota została praktycznie zlikwidowana przez jakieś tam układy. Niewiele zabrakło, a klubu by nie było. Grupa sympatyków nie pozwoliła jednak na to, żeby w Świnoujściu nie było piłki. Jako prezes odniosłem wielki sukces – trzy awanse w 4,5 roku. Aż nie chce się wierzyć, że tak szybko uzyskaliśmy awans do III ligi. Zaczynaliśmy od Klasy A, ponieważ pomógł nam wspaniały człowiek ze związku. Odbudowana Flota opierała się na wychowankach. Podzwoniłem też do Niemiec i Francji, aby nasi chłopcy wrócili. Po prostu nie wyobrażałem sobie, żeby w tak pięknym mieście jak Świnoujście nie było piłki – mówi Zakrzewski.

To nie jest jedyna ciekawa osoba we Flocie. Opaskę kapitana dzierżył Michał Stasiak. 39-letni środkowy obrońca, który ma na koncie ponad 200 spotkań w Ekstraklasie oraz trzy w reprezentacji Polski. Najlepszym strzelcem w IV-ligowym sezonie był Damian Staniszewski. Wychowanek Petrochemii Płock jest już po 40, ale nie zapomniał jak się strzela bramki. Zapisał na koncie 18 trafień. Ostoją drugiej linii i żywą legendą klubu należy uznać Marka Niewiadę. Zbliżający się do 40. urodzin pomocnik spędził pół życia w klubie ze Świnoujścia.

Awans do III ligi zmusi działaczy do tego, aby do kadry wpuścić świeżą krew. Flota nie obawia się tego, ponieważ blisko współpracuje z Akademią Piłkarską Baltica. Twórcami akademii są Marcin Adamski, który łączy tę pracę z posadą dyrektora sportowego Floty, Sebastian Olszar oraz Adrian Górski. Jednym z trenerów w akademii jest Staniszewski. Adamski i Górski to wychowankowie Floty, zaś Olszar jest jej byłym piłkarzem. 

Co ciekawe w kadrze Floty figurują Dawid i Filip Adamscy (odpowiednio roczniki 2002 i 2004) – synowie Marcina. Ten pierwszy w minionym sezonie był podstawowym zawodnikiem i zdobył jedną bramkę.

PREZES MÓWI: DIABELSTWO

Flota jest wspierana przez władze Świnoujścia. Prezes Zakrzewski przyznaje, że równie ważna dla rozwoju klubu jest współpraca z Baltiką. – W akademii panuje wspaniały klimat, pracują tam wspaniali ludzie – twierdzi. – Z Baltiki już do pierwszego zespołu weszło kilku piłkarzy. Jeden z nich, dopiero 17-letni, rozegrał wszystkie mecze w minionym sezonie. Flota ma silną drużynę, klub również stoi na stabilnych fundamentach. Połączenie z Baltiką przebiegło bezproblemowo. Wszystko po to, żeby piłka w Świnoujściu stała na jak najwyższym poziomie. Wokół klubu zebrała się grupa przyjaciół, dlatego tak dobrze nam idzie.

Beniaminek ze Świnoujścia współpracuje również z Pogonią Szczecin, Chemikiem Police oraz rywalem zza miedzy – Prawobrzeżem. Flota nie ma ochoty wojować z nikim, ponieważ taka taktyka rzadko przynosi powodzenie. Wyspiarze robią swoje i zbierają tego owoce. III liga to sukces, ale to nie jest szczyt marzeń. Klub marzy o powrocie na szczebel centralny, głośno mówi się o II lidze, ale i I-ligowe wspomnienia są wciąż żywe. Szczególnie z sezonów, kiedy każdy bał się meczów z drużyną ze Świnoujścia. 

– Nasze plany weryfikuje to diabelstwo, które nas dopadło – mówi Zakrzewski. – Rada Miasta nas wspiera, ale wśród sponsorów mieliśmy również hotele i pensjonaty. A one obecnie stoją puste. Trzecia liga to dalsze wyjazdy, piłkarze również chcieliby zarabiać trochę więcej. Boże kochany, czekają nas podróże ponad 400-kilometrowe, czyli dwudniowe. Skąd na to brać pieniądze? Będziemy grać. Co mamy robić… Upadek klubu sprzed kilku lat był spowodowany niepewnymi inwestorami. Przy Flocie zaczęli się kręcić jacyś pseudosponsorzy. To było diabelstwo. Przez to miejscowi działacze odwrócili się od klubu. W pierwszej lidze ocieraliśmy się nawet o Ekstraklasę, zabrakło jednego punktu. Pamiętam jak kiedyś juniorami przyjechał do nas Kolejarz Stróże, bez znanego senatora Koguta, a my przegraliśmy. Zawsze graliśmy wysoko, choć była bieda. Teraz chcemy zachować tylko pierwszą część tej prawdy.

POLEGANIE NA ZAWISZY

Zawisza również spędził miniony sezon w IV lidze, jednak nie zdołał pójść w ślady wspomnianych wyżej rywali jeszcze z I-ligowych boisk. Niebiesko-czarnym bliżej było do spadku niż do walki o miejsce premiowane awansem. To pierwsza przeszkoda na długiej trasie do odbudowania dawnej pozycji. Z bydgoskiej Klasy B do IV ligi kujawsko-pomorskiej Zawisza przefrunął tak szybko jak mógł. Bez sztucznego popychania przez związek, a jedynie z pomocą własnych umiejętności piłkarskich. Na każdym kroku klub mógł polegać na kibicach, którzy nie odwrócili się, choć musieli przestawić się na zupełnie nową rzeczywistość.

Problemy Zawiszy związane były z konfliktem na linii właściciel – kibice. Co ciekawe w takiej atmosferze klub zaliczył jeden z najlepszych okresów w historii. W 2014 roku gablota trofeów powiększyła się o Puchar Polski i Superpuchar. Zawisza miał również okazję sprawdzić się w europejskich pucharach. Później było już tylko źle, dramatycznie i tragicznie. Spadek z Ekstraklasy, brak licencji na nowy sezon w I lidze i konieczność odbudowy klubu od podstaw. Na domiar złego Zawisza z różnych powodów nie mógł korzystać ze swoich obiektów. Tułaczka klubu była symptomatyczna.

W dwóch awansach Zawiszy maczał palce Jacek Łukomski. Były piłkarz tego klubu, choć bardziej może być kojarzony Unią Janikowo, z którą wchodził do III i II ligi. Obecnie pełni funkcję trenera koordynatora w najbardziej utytułowanym bydgoskim klubie. 

– Przy procesie budowy kadry duże znaczenie mają piłkarze z klubowej akademii. W lidze okręgowej szansę gry otrzymało dwóch 15-latków. Przedstawiciele rocznika 2004 zapisali się w klubowych annałach jako najmłodsi debiutanci w pierwszym zespole. W tym kierunku chcemy podążać – zapewania Łukomski.

TUŁACZY LOS

IV-ligowa kadra była mieszanką rutyny z młodością. Nie było w niej tak głośnych nazwisk jak w przypadku wcześniej opisywanej Floty. Priorytetem stała się odbudowa klubu na wszystkich możliwych polach, a przecież trzeba było sobie radzić przez długi czas z grą poza Bydgoszczą. Zawisza miał wrócić do siebie, czyli na stadion imienia Zdzisława Krzyszkowiaka, w pierwszej kolejce rundy rewanżowej. Derbowy mecz z Chemikiem miał być świętem, spotkanie miało rozpocząć się o 19.46 (rok powstania Zawiszy), ale ambitne plany pokrzyżował koronawirus.

– Tułaliśmy się przez długi czas. Całą Klasę B i Klasę A graliśmy w Potulicach, oddalonych o 25 kilometrów od Bydgoszczy. Tam nas ugościli i za to jesteśmy wdzięczni. Dwa lata spędziliśmy na banicji. Ani seniorzy, ani grupy młodzieżowe nie mogły trenować na Zawiszy. Nie mieliśmy łatwo jeżeli chodzi o przygotowanie się w normalnych, nawet niespecjalnie komfortowych, po prostu normalnych warunkach. Dwa lata temu wróciliśmy na obiekty Zawiszy, a do grania mieliśmy wrócić derbami z Chemikiem – mówi trener koordynator bydgoskiego klubu.

Zawisza po długich miesiącach tułaczki wrócił do Bydgoszczy. Mecze ligowe rozgrywał przy ulicy Sielskiej w Fordonie, gdzie musiał dzielić stadion z IV-ligowym BKS Bydgoszcz. Przedłużającą się rozłąkę z własnym stadionem tłumaczono zobowiązaniami wynikającymi z organizacji mistrzostw świata do lat 20. 

– Blisko pięcioletnia tułaczka Zawiszy jeszcze się nie zakończyła, choć powrót był dopięty na ostatni guzik. Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy, ale panna młoda nie przyjechała – podsumowuje sytuację Łukomski.

CO BĘDZIE ZA PIĘĆ LAT?

Prezesem klubu jest Krzysztof Bess, a trenerem Przemysław Dachtera. To oni muszą poszukać sposobu, aby w kolejnym sezonie IV ligi Zawisza zajął wyższe miejsce niż premierowe 13.

– Z każdą wyższą klasą rozgrywkową wychowankowie Zawiszy patrzyliby na klub przychylniejszym okiem. Na dzisiaj skład opiera się na mieszance rutyny z młodością. Większość chłopców jest związana z Zawiszą, a już wszyscy z regionem. Każdy awans niesie ze sobą większe wymagania sportowe, ale i możliwości. Chcemy iść krok po kroku. Pięć lat temu byliśmy w Klasie B, nie było nas w Bydgoszczy, nie mieliśmy gdzie trenować, jak trenowaliśmy to w spartańskich warunkach. Trzeba było zacisnąć zęby i robić swoje. Najpierw wygrajmy IV ligę, na początku nowego sezonu wszyscy będą mieć po zero punktów. Cel jest jasny: wygrywać – kończy Łukomski.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 43/2024

Nr 43/2024