Inteligencja czy bandytyzm?
Real Madryt pokonał po rzutach karnych Atletico Madryt w finale Superpucharu Hiszpanii. Po spotkaniu najwięcej się mówi jednak nie o poziomie sportowym widowiska, a o sytuacji ze 115. minuty, kiedy Federico Valverde wyciął równo z trawą Alvaro Moratę.
Przypomnijmy dokładnie o co chodzi. Na pięć minut przed końcem dogrywki napastnik Atletico wykorzystał fatalne ustawienie obrony Realu i urwał się defensywie rywali. Wychodził sam na sam z Thibaut’em Courtois’em, ale w ostatniej chwili zapędy Moraty powstrzymał Valverde, który wślizgiem od tyłu, prosto w nogi przeciwnika, powalił hiszpańskiego napastnika. Gola nie było, sędzia podyktował rzut wolny z ok. 20 metrów, a piłkarz Królewskich otrzymał czerwoną kartkę. Co do słuszności decyzji arbitra nikt nie miał nawet najmniejszych wątpliwości.
Urugwajczyk postąpił w brutalny, wręcz bestialski sposób – to oczywiste. Faul był ewidentny, ale przemyślany, choć na szczęście Moracie nic złego się nie stało, a przecież mogło, bo zostały zaatakowane jego ścięgna Achillesowe. Obyło się bez poważniejszych uszczerbków na zdrowiu.
Czy Valverde mógł postąpić inaczej? Pewnie, że tak. Mógł gonić Hiszpana, próbować go naciskać, ale zauważył, że jego strata jest zbyt duża, aby zdążył go zatrzymać przed oddaniem strzału. Zdecydował się na poświęcenie i wykluczenie z dalszej części finału, a zapewne też z kilku meczów ligowych, bo wydaje się, że kara jednego spotkania będzie niewspółmierna do popełnionego przewinienia.
W kwestii fauli taktycznych trenerzy są podzieleni na dwie grupy. W pierwszej szkoleniowcy będą wyznawali taką zasadę, jak wczoraj Valverde, czyli piłka może przejść, ale przeciwnik za wszelką cenę musi być zatrzymany, nawet kosztem czerwonej kartki. Druga grupa twierdzi, że lepiej się nie poświęcać i spróbować odrobić straty, grając jedenastu na jedenastu.
OK., w przypadku rzutów karnych rozumiemy tę grupę numer dwa. Ale Valverde sfaulował rywala 20 metrów od bramki, a przy obecnej formie Courtois’a strzał z takiej odległości to dla Belga bułka z masłem. Oczywiście, Urugwajczyk mógł po prostu złapać Moratę za koszulkę, nie atakując jego nóg. Efekt byłby ten sam, a odbiór przewinienia zdecydowanie łagodniejszy. Inna sprawa, czy pomocnik Królewskich sięgnąłby Hiszpana, ale po powtórkach telewizyjnych mamy wrażenie, że ta sztuka chyba by mu się udała, bo odległość nie była zbyt duża.
Valverde wyznał po prostu zasadę, że trzeba zrobić wszystko, nawet czasami nie w zgodzie z własnym sumieniem, aby wygrać finał. To była kluczowa akcja meczu. Akcja, która podpięła Real pod tlen. Akcja, która pozwoliła koniec końców sięgnąć Królewskim po pierwsze trofeum w drugiej kadencji Zinedine’a Zidane’a. – To było jedyne, co mógł zrobić i zrobił to dobrze. Przeprosił Alvaro, z którym dobrze się znają. Na końcu Fede zdobył nagrodę dla najlepszego zawodnika spotkania – przyznał Zizou.
Nawet najmniejszych pretensji do przeciwnika nie miał trener Atletico. – To był najważniejszy moment w grze. Powiedziałem mu, że każdy zachowałby się tak samo na jego miejscu. Według mnie Valverde wygrał mecz Realowi. Podjął właściwą decyzję dla swojego zespołu i uniemożliwił nam zdobycie bramki. To był brutalny faul, ale najważniejsze, że przeprosił Moratę – przyznał Diego Simeone, które zapewne nakazałby swoim piłkarzom identyczne zachowanie, gdyby sytuacja była w drugą stronę.
A co na to sam zainteresowany? – Wszyscy to widzieli. Oczywiście nie chcę robić takich rzeczy, bo to są koledzy grający w innej ekipie. Robienie czegoś z takim zamiarem czasami doprowadza do złych rzeczy. Przeprosiłem Alvaro. Oczywiście nie jest dobre to, co zrobiłem, ale to było jedyne, co pozostawało mi do zrobienia dla drużyny. Mogłem zrobić tylko to. Próbowałem szukać czegoś innego, ale nie dałem rady, bo on jest bardzo szybki. Cóż, zostało mi to i go przeprosiłem. Oczywiście cieszę się z tytułu, bo jak mam się nie cieszyć, ale mam wbity ten cierń, bo to, co zrobiłem, nie jest dobre. Koledzy pogratulowali mi, jak gratulujemy sobie wszyscy w naszej grupie. Oczywiście może być tak, że dzisiaj będzie się wyróżniać tylko tę akcję, bo to była jedna z ostatnich sytuacji, zawodnik szedł sam na sam z bramkarzem i zawsze są jakieś szanse, że trafi… Dlatego to zrobiłem, ale uważam, że każde zagranie, wysiłek i poświęcenie każdego kolegi, także wsparcie kolegów z zewnątrz, są czymś, co trzeba wyróżniać. Cóż, pogratulowali mi, gdy wyszedłem na murawę i cieszyłem się tym z nimi.
Paweł Gołaszewski